Perry:
Tym laskom, które już czytały i tak zalecam ogarnięcie rozdziału.
4. She
Brings Me Love
Dylan
siedziała mu na kolanach, rozmawiając o jakiś pierdołach z Duffem. Gdyby nie ta
dziewczyna, prawdopodobnie gniłby teraz pod stertą kokainy. Chociaż ciągle był
na speedzie, miał dla kogo przestrzegać zasad etykiety człowieka
cywilizowanego. A przynajmniej zachowywać takie pozory. Dylan była
cudowna. Drobna z miękkimi czarnymi włosami. Zawsze tak
rozkosznie pogodna. Uśmiech nigdy nie opuszczał jej twarzy. Wszyscy w tym
piekielnym domu polubili ją od momentu, w którym przekroczyła jego próg. Po
prostu raz wpadła z Erin i już została. Nikt nie widział problemu w tym, że
była zakręconą hipiską. Jej realność oszałamiała. Nosiła stare stroje, długie
podarte spódnice, multum biżuterii z lat trzydziestych i czterdziestych. Jej
ubrania często były dwa rozmiary za duże, zawsze musiało coś z nich zwisać.
Lubiła długie stare płaszcze, które wpasowywały się w jej długie włosy. Usta
zawsze miała maźnięte czerwoną lub czarną szminką, a zamiast pudru na
policzkach używała czerwonej szminki. Nosiła ciuchy, których nikt się nie spodziewał. Paliła
też zioło, ale nie była ćpunką. To był jej zamiennik papierosów. Dobrze
wiedział, że tolerowała wszystko, ale w umiarze. Jej matka skończyła w
śmietniku, po tym jak zadłużyła się u dilerów. Przez ten wypadek dziewczyna
patrzyła na narkotyki dość ostro.
Dylan
magnetyzowała wszystkich dookoła. Jego szczególnie, ale najdziwniejszą rzeczą
była jej relacja z Axlem. Bardzo dobrze się dogadywali i sprawiali wrażenia
wręcz zaprzyjaźnionych. Chuj
wie jak to możliwe. Przecież to Rose! Zanim
jeszcze zaczęli się spotykać, Axl poznał ją przez Erin. Później rudy po pijaku
opowiadał jak to Dylan spytała go bezpośrednio zaraz po przedstawieniu się 'To
jak wygląda seks między tobą a Erin?'. A on jej na to "Boże! Nie możemy o
tym rozmawiać!'. Steven uśmiechnął się pod nosem. Czarnowłosa była naprawdę
wspaniałą kobietą. Spojrzał na nią. Średnich rozmiarów kapelusz
idealnie wpasowywał się do jej stroju. Westchnął.
Jednak
Stevena w tym momencie najbardziej martwiło to jak rozwiną się jej relacje z
Debbie. Martwił się, że siostra jej nie zaakceptuje. Przecież różnica wieku nie
była duża, ale nie była też mała. Cztery lata dokładnie. A może to Dylan uzna, że nie chce
się zadawać z gówniarą?, myślał, marszcząc brwi.
- Steve,
kochanie, prawda? - Matowy, przyjemny głos wyrwał go z zamyślenia, a duże
czarne oczy wpatrywały się w niego oczekująco.
- Tak,
znaczy... No... Jak brzmiało pytanie? - Chłopak skrzywił się z mieszaną miną,
czując, że się wygłupił.
- Eh...
Stevenie Adlerze... Pytałam czy ty też uważasz, że Bob Dylan to jeden z
najlepszych wykonawców na świecie?
-
Absolutnie nie! - wydarł się, a dziewczyna aż podskoczyła. - Kiss są najlepsi!
- Was
chyba kompletnie pojebało! - włączył się do rozmowy Duff. - Nie obrażając Dylan
- tu wyszczerzył się do dziewczyny, czym zarobił sobie kopniaka od Stevena. -
Mówię wam, że Elton John to król królów!
Wszyscy w
pokoju wybuchnęli śmiechem.
- A chuj
kurwa nieprawda. Sex Pistols to bogowie!
Jak na
rozkaz sześć głów odwróciło się w kierunku blondynki, która dopiero co weszła
do pokoju, który miał służyć za salon. Wszyscy prócz czarnej doskonale już ją
znali.
- Młoda
ma rację! - Tym razem odezwał się jak dotąd przymulający Izzy. Mała blondyna
podeszła do niego i przybiła mu piątkę. Po chwili zmierzyła uważnym wzrokiem
dziewczynę siedzącą na kolanach jej brata. Czarna miała niewyobrażalnie długie
nogi i wyglądała na typową modelkę. Gdyby ktoś ogłosił konkurs na najbardziej
podobnych bywalców tego pokoju, zapewne wygraliby go czarna i Izzy. Oboje
podejrzanie dziwaczni - chłopak na wiecznym odlocie, a dziewczyna wiecznie się
uśmiechała. Debbie bez określonego wyrazu twarzy, podeszła i podała jej dłoń.
-
Deborah. Siostra jak widać... Twojego chłopaka. - Deb powiedziała to z
jednoznacznym akcentem, a czarna nie mogła zrobić nic innego jak uśmiechnąć się
i odwzajemnić uścisk.
- Dylan.
Tak, jestem z twoim bratem i jak na razie nie narzekam - zaśmiała się. Debbie
zdziwiła się, że brunetka zrobiła na niej dobre pierwsze wrażenie. Dobra.
Trochę zalatywało słodką idiotką, ale Dylan nie zachowywała się bynajmniej
sztucznie. Przyjeżdżając tu nawet nie myślała, że jej brat ma kogoś, a sadząc
po spotkanych dotychczas dziewczynach, spodziewałaby się pustej, zadufanej w sobie
laluni. Może miała się dopiero przekonać jaka była prawda, ale na razie
wszystko szło nadzwyczaj pomyślnie.
- A
gotował ci już? - zapytała, rozglądając się instynktownie za czymś do jedzenia.
- Nie ma
z czego.
- To
pogadamy jak zacznie. Osobiście nie polecam. Grozi zatruciem.
- No,
kurwa dzięki! - Steven spojrzał na nią spode łba.
- Nie ma
za co - odparła blondynka. - To może jedyny utalentowany kucharz w tej rodzinie
zrobi jakieś śniadanie, co? - spytała, po czym dodała:
- I nie
mam na myśli ciebie, braciszku.
- Jasne -
Steven przewrócił oczami. - Panno wysokie mniemanie.
- O,
KURWA MAĆ! STEVEN WIE CO TO ZNACZY MNIEMANIE! - przyłączył się Slash i tym
razem blondyn przywalił sobie pięknego facepalma. Jego własna siostra musiała
go upokarzać. Już myślał, że Dylan zareaguje dość ostro, ale dziewczyna
wybuchnęła śmiechem. Chyba nic
nie zepsuje jej humoru.
- Pomogę
ci, Deb. Jeśli nie masz nic przeciwko - mruknęła, po czym wstała i obie z
blondynką poszły do kuchni, zostawiając męską część grona w saloniku.
Obydwie
dziewczyny nie miały problemu z dogadaniem się. Starały zrobić coś jadalnego z
zasobów żywieniowych tego domu. Dylan wyciągnęła skądś lekko czerstwy chleb i
pudełko z masłem przez co zapunktowała u Debbie. Powiedziała, że najlepszym
sposobem będzie zrobienie z tego tostów.
- Przez
to chleb nie wydaje się stary - tłumaczyła. Debbie patrzyła na dziewczynę
dużymi oczami i czekała tylko, aż czarna skończy swoje kucharskie czary i da
jej się porządnie najeść.
- To od
kiedy jesteś z moim bratem, co? - zapytała, usiłując otworzyć opakowanie masła.
- Jakiś
dobry rok już się z nim męczę. Poczekaj. Pokażę ci jak to się otwiera. -
Brunetka z wiecznym uśmiechem przejęła od niej opakowanie i rzuciła nim o
ścianę. Otworzyło się. Podniosła je i z powrotem podała blondynce. - Trzymaj.
Debbie
wybuchnęła śmiechem, nie mogąc uwierzyć, że tak kobieca osoba może trzasnąć
masłem w ścianę. Zdecydowanie zaczynała jej się podobać ta paniusia. Dziewczyna
chodziła w jeansowych szortach i wiecznie spadającej jej z ramion męskiej
koszuli, co wcale nie odejmowało jej uroku. Ani nie powodowało zmieszania
Dylan. Deb wręcz nie mogła przestać się w nią wpatrywać. Widząc reakcję
blondynki, Dylan wzruszyła ramionami.
- Wiesz,
tyle czasu w tym domu uczy cię zasad surwiwalu. Poważnie - dodała, gdy Debbie
patrzyła na nią z podniesionymi brwiami.
- Dobra.
Wierzę ci. - Blondynka zlitowała się nad nową znajomą, po czym wskoczyła na
blat tuż obok niej. Pomachała chwilę nogami, aż w końcu wybuchła:
- Ja
pierdzielę! Ja tu przecież nie wytrzymam! Wszędzie zapijaczone, półnagie dupy,
seksy zza ściany, do tego pięciu facetów. Tu nawet nie ma gdzie się wykąpać!
Wczoraj musiałam kraść wodę w wiadrze! Od sąsiadów!
- Za
domem jest hydrant - odpowiedziała z uśmiechem Dylan, ale w jej glosie dało się
usłyszeć współczucie. Nawet rzuciła Debbie litościwe spojrzenie. Blondynka
załamała się tylko jeszcze bardziej. - Spokojnie. Przecież nie skażę cię na ten
Babilon - dodała czarna, smarując jednym pociągnięciem noża wszystkie kanapki
masłem. - Jak chcesz, możesz zatrzymać się u mnie. Nie dam ci luksusów, ale na
pewno będzie lepsze niż... To. Małe mieszkanko. W centrum. Mam jeden pokój, ale
jest materac. Damy radę.
- O,
kurwa! Poważnie? - Debbie upuściła opakowanie i przytuliła ją mocno. -
Dziękuję, kurwa!
- Ej, ej!
Mała, ogarnij słownictwo! I nie ma za co. Jesteś fajną laską tylko nam się nie
zepsuj w tym chorym LA. - Dylan miała poważną minę, ale po chwili nie
wytrzymała i obydwie się zaśmiały. No,
no. Własne mieszkanie. Z dziewczyną, a nie pięcioma facetami... Mogłam tylko o
tym marzyć, myślała zadowolona Deb, czując jak uśmiech na twarzy z każdą
chwilą jej się powiększa. Po chwili jednak spoważniała.
- Ale
mogę czasem zajarać? Napić się?
- A...
ile ty masz właściwie lat? Czternaście? Piętnaście?
- Siedemnaście
jakby nie patrzeć, wiesz...
- No to
na chuj się pytasz! - Brunetka zaśmiała się, wkładając kolejną porcję kanapek
do tostera. - A właśnie... - Zmierzyła ją wzrokiem. - Czy to nie koszulka Axla?
-
Serio? - Debbie wydała dźwięk przypominający muczenie krowy, po czym spojrzała
na koszulkę. - Ej! Myślałam, że to moja. Wczoraj było ciemno i nic nie
widziałam... - zaczęła się tłumaczyć, ale Dylan spojrzała na nią ze
zmarszczonymi brwiami i spytała:
- Spałaś
z nim?!
- Nie!
Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! - Deb złapała się za głowę. Czemu wszyscy w
tym domu sadzili, że od razu rozłożyła przed tym rudzielcem nogi?! Przecież był
kompletnie nie w jej typie no i też zbyt przystojny nie był.
- To
dlaczego... - ciągnęła brunetka, ale Deb przerwała jej:
- Leżała
na ziemi... Podniosłam, założyłam, poszłam spać. To tyle. Wszyscy od razu
uważają, że jestem na tyle głupia, żeby być z takim furiatem - ściszyła głos. -
W dodatku nie zrobiłabym tego Steve'owi.
-
Cholera, dziewczyno. Wiesz jak mnie wystraszyłaś?! Masz szczęście! Nie wiesz,
do czego on jest zdolny - powiedziała poważnie brunetka, opierając prawą rękę
na biodrze i patrząc uważnie na Debbie.
- Mówisz
mi to, już jako druga.
- Mogę
się założyć, że wszyscy to potwierdzą. To jest Axl. On jest nieobliczalny.
- Co masz
na myśli mówiąc nieobliczalny?
- To, że
ten facet jest chory psychicznie. - Deb osłupiała. Widziała jak się zachowywał,
ale sadziła, że to przez to, że był zwykłym chamem. Nie wiedziała, co myśleć.
Jej brat mieszkał pod jednym dachem z psycholem? Teraz jeszcze bardziej
doceniła propozycję Dylan. - Ma psychozę maniakalno-depresyjną.
-
Powinnam niby wiedzieć, co to jest?
- Szybko
się denerwuje... O głupie rzeczy. Jeśli go czymś wkurzysz, zrobi ci krzywdę.
Tobie i sobie.
- Ale...
Może potrzebny mu specjalista?
-
Kochanie, mów co chcesz. Ja wiem swoje. Chodź, damy im te kanapki i pójdziemy
do mnie. Co ty na to?
- Jasne.
- Blondyna uśmiechnęła się szeroko, a Dylan wepchnęła jej tosta w buzię. Wzięły
talerze do reprezentatywnego salonu, gdzie czekali już wszyscy. Duff kłócący
się o coś z Steve'm, Slash próbujący przemówić Izzy'emu do rozumu i Axl , który
uważnie zmierzył Deb spojrzeniem. Wzrok zostawił na swojej koszulce. Dziewczyna
chciała jak najszybciej stamtąd uciec, żeby tylko rudy się na nią tak nie
patrzył. Po tych wszystkich newsach od Dylan nie chciała znowu stawać mu na
drodze. Po chwili Axl wstał, podszedł do dziewczyny, złożył pocałunek na jej
policzku, przejął od niej kanapki i szepnął do ucha:
-
Ślicznie ci w tej koszulce.
Debbie
zdębiała. Myślała, że co najmniej zedrze z niej swoją własność albo ją uderzy.
Ale coś takiego?! Stała bez ruchu, a po chwili poczuła na sobie wzrok
wszystkich pozostałych.
- Co to
kurwa?! Deborah Jeny Alder, czy ty jesteś do kurwy z Axlem jebanym Rosem?!
-wykrzyczał wkurwiony Steven.
- No co
ty?! - zaprotestowała blondynka, ale jej brat był tak wściekły, że nie słuchał,
co mówiła.
-
Pojebało cię?! Ten skurwiel cię wykorzysta! Przeleci z trzy razy i odrzuci! -
darł się dalej. Wszyscy patrzyli na niego jak na zupełnie inną osobę. Nie
poznawali go. Nawet Dylan stała osłupiała z talerzem tostów, a stojący tuż obok
Duff zamarł z kanapką w dłoni w połowie drogi do ust. Axl nie wytrzymał.
Podszedł do Steve'a i uderzył go w twarz. Dylan podskoczyła przerażona,
opuszczając kilka kawałków chleba. Steven szybko oddał wokaliście i zaraz
wyszedł z domu.
- Kurwa -
szepnęła do siebie Dylan, przygryzając wargę.
***
No,
cudownie. Po prostu świetnie! Właśnie układam sobie relacje z jego dziewczyną.
Dogadujemy się idealnie, a on robi takie kurwa głupie sceny. Zatłukę. Nie.
Najpierw zatłukę tego pojeba Axla. No, dobra spokojnie. Nie. Nieważne. Debbie spojrzała ukradkiem na Dylan, która
właśnie wciskała talerz tostów prosto w ręce Duffa. Przy tym dryblasie, czarna
wyglądała jak liliput. Sięgała mu najwyżej do ramienia.
- Dylan,
przecież sama widziałaś... - zaczął się ni z gruchy ni z pietruchy tłumaczyć
Axl, ale dziewczyna odwróciła się, mijając go bez słowa i podeszła do Deb.
Złapała ją za rękę, mrucząc:
- Chodź.
Nie mamy tu już nic do roboty. Weźmiemy tylko twoją torbę. Moje auto stoi na
zewnątrz.
Debbie
kiwnęła głową i wyszła z pokoju, ciągnięta przez brunetkę. Pobiegła do jednej z
klit, gdzie leżała jej walizka, ściągnęła szybko z siebie koszulkę Axla,
ciskając ją w najdalszy kąt pokoju, po czym włożyła swoje ciuchy. Obcisłe
skórzane spodnie, koszulkę z logiem Television i dżinsową kurtkę. Na nogi
naciągnęła długie czarne kozaki. Zarzuciła torbę na ramię i wyszła z Hellhouse.
Przy drzwiach czekała już czarna. Miała poważną minę, ale gdy zobaczyła Deb, od
razu jej twarz rozpromienił uśmiech. Bez słowa otworzyła drzwi i znacząco
spojrzała na blondynkę. Dylan wyszła, a Debbie pobiegła za nią. Przy szopie
stały tylko dwa samochody - czarny wehikuł czasu z wypożyczalni i
matowo-czerwony Mustang. To właśnie przy nim stała Dylan. Otworzyła bagażnik
auta, do którego Deb wrzuciła swoją walizkę, a chwilę później obie siedziały
już w środku.
- Ładne
cacuszko - rzuciła blondynka, podziwiając zgranie kierowcy z samochodem. Oboje
byli unikatowi i idealnie do siebie pasowali.
- Dzięki.
Nie jest mój - odparła Dylan i odpaliła silnik. Debbie spojrzała na nią z
podniesionymi brwiami, ale czarna nic sobie z tego nie robiła. Pierwsze co
usłyszały w głośnikach należało do twórczości Kiss.
- Oj,
wybacz. Twój brat zawsze przynosi tego tyle - zaczęła szczerze zmieszana Dylan.
- Masz
coś innego? - zaśmiała się Debbie. Dziewczyna jej brata z szerokim uśmiechem
wskazała blondynce schowek, który ta natychmiast otworzyła. Pierwszym, co
rzuciło jej się w oczy była kaseta czegoś... ciekawego. Chyba wszystko, co
stykało się z Dylan było intrygujące. Debbie szybko wyciągnęła kasetę i włożyła
do odtwarzacza. T.Rex,
przeczytała w myślach.
- Oh,
Bolan! Czyli ty też uwielbiasz jego głos, co? - Zaśmiała się zwariowana
hipiska, zakładając duże okulary przeciwsłoneczne. - Nie sądzisz, że tego
głosu nie kochać się nie da?!
- Eee...
Nie znam tego - wybąkała szczerze zawstydzona Deb. A uważała się za eksperta od
muzyki.
- Oj -
wyrwało się Dylan. Przez ułamek sekundy wyglądała na zawiedzioną, ale szybko
się otrząsnęła, rzucając entuzjastycznie:
-
Ale to nic! Zaraz to nadrobimy!
Debbie
wybuchnęła śmiechem, a po chwili brunetka zaczęła wspomagać Marca swoim matowym
głosem. W pewnym momencie Debbie złapała się na tym, że ciągle patrzy na Dylan.
- Co
jest, blondie? - spytała czarna, nie odrywając wzroku od drogi. Deb wzruszyła
ramionami i odparła:
- Gdzie
pracujesz, że stać cię na swoje mieszkanie, co? I pewnie do tego masz w domu
prysznic.
Dylan
roześmiała się perliście, a Debbie przemknęło przez myśl, że ta dziewczyna nie
może być smutna.
- Pracuję
w sklepie. Nic specjalnego, ale poza tym staję od czasu do czasu przed
obiektywem mojego kumpla. A dom mamy po rodzicach - odparła z półuśmiechem
brunetka.
- Jakiś
specjalny ten sklep? A w ogóle myślałam, że jesteś modelką - rzuciła zdziwiona
Debbie, czując jak wiatr targa jej włosy. Identyczny problem miała Dylan, ale u
niej wyglądało to wręcz idealnie. Do
tego ten kapelusz... Blondynka
czuła się jakby jechała koło gwiazdy filmowej z epoki.
-
Chciałoby się. - Dylan musiała przez chwilę przytrzymać swoje nakrycie głowy,
ale nie zwolniła ani na chwilę. - To taki sklep z rupieciami. Czasem dorzucę
swoje rękodzieło, bo po prostu uwielbiam przerabiać stare
rzeczy, malować je. Upiększać, wiesz? Sprawia mi to ogromną frajdę.
Do tego czasem napiszę jakąś recenzję przedstawienia z lokalnego teatru. To
chyba by było na tyle.
Dylan
jeszcze dobrą chwilę mówiła, a potem głosy ucichły. Jechały, słuchając T.Rex.
Nie minęło trzydzieści minut jak w atmosferze psychodelii podjechały pod
niewielki domek. Uroczy w ładnej dzielnicy prezentował się wcale niezgorzej.
Debbie uśmiechnęła się i otworzyła buzię ze zdziwienia.
- Małe
mieszkanko, co? Ten domek jest śliczny!
- Wiem,
bo mój i bez napalonych facetów. - Dylan wyszczerzyła się do niej.
- Steve
nauczył cię skromności! - wyśmiała ją i powoli wysiadła. Deb podeszła do
bagażnika i wyciągnęła swoją torbę. Czarna posłała jej słodki uśmiech, po czym
wbiegła na ganek, ogarniając pełno gratów leżących przed wejściem. Debbie
zauważyła nawet przedpotopową kołyskę i klatkę dla ptaków. Już nie było
wątpliwości, że jej nowa gospodyni to raczej zakręcona persona z ciekawymi
zainteresowaniami. Jednak przez tak krótki czas jaki dany im było spędzić
razem, Adler zdążyła docenić pasje Dylan. Dziewczyna miała prawdziwie
artystyczną duszę - kochała teatr, sztukę i poezję. Okazało się, że sama
również pisała wiersze. Uwielbiała otaczać się wyjątkowymi i oryginalnymi
przedmiotami, które z zamiłowaniem kolekcjonowała, tak samo jak stare i
oryginalne ubrania. Patrząc po jej stroju, Deb nie miała złudzeń, że Dylan
miała niezwykły talent do wyszukiwania prawdziwych "perełek".
Gdy
czarna odgraciła przejście, gestem zaprosiła blondynkę do domu. Gdy ta weszła
do środka, zachwyciła się. Nie dlatego, że był tam porządek, a ład panował w
całym domu. Wszystko było poprzewracane, nie stało na swoim miejscu, z sufitu i
ścian zwisały materiały razem z dziwnymi wisiorkami, przez co wnętrze wyglądało
nieco indyjsko. Jednak od razu czuć było hipisowskie wpływy. W dalszej części
całą jedną półkę zajmowały winyle i kasety. A na największej ścianie widniało
wielkie logo Led Zeppelin. Dookoła wisiały plakaty Boba Dylana, Jamesa Deana,
Moody'ego Watersa, Hendrixa i wielu innych.
- Kurwa,
dziewczyno ty naprawdę ich kochasz. - Debbie zaśmiała się, wskazując na
malowidło na ścianie.
-
Mówiłam... - Czarna przejęła od blondynki torbę. Gdy ta wyszła do przedpokoju,
zobaczyła kolejne drzwi przekreślone czerwona farbą.
-
Mówiłaś, że masz jeden pokój.
- Jeden
do dyspozycji. Tu od czasu do czasu rezyduje mój brat.
- Brat?
Mogę poznać? I... Czy nie wyjebie mnie?
- No, coś
ty! Nie odmówi ukochanej siostrzyczce. - Dylan puściła jej oko. - Ma na imię
Sebastian i jest od ciebie tylko dwa lata starszy. Ostatnio dość często tu
bywa. Odsypia koncerty... Jednak z reguły przebywa w terenie razem ze swoimi
kumplami z zespołu.
- Czekaj.
Czekaj... Jak wy macie na nazwisko, hm? - spytała Debbie, oglądając przybite
gwoździami do materiałowych ścian plakaty przeróżnych zespołów. Jeden z nich
szczególnie przykuł jej uwagę. Jak się potem okazało cały dom był obklejony
plakatami akurat tego bandu.
- No,
Bierk. - Na te słowa Debbie uniosła brwi i z zaciekawieniem na nowo zaczęła
przyglądać się swojej smuklej gospodyni, porównując ją do chłopaka ze zdjęcia.
- Twoim
bratem jest Sebastian Bach? - spytała zaskoczona Debbie. Znała to nazwisko z
demo, które kiedyś wysłał jej w prezencie urodzinowym Steven. No, a teraz miała
przyjemność z siostrą wokalisty.
- Czyli
znasz Skid Row? - Zaśmiała się i pokręciła z politowaniem głową brunetka. -
Poświęca na tę zabawę w zespół cały swój czas. Zresztą tak samo jak twój brat i
pozostali. Jednak nie ukrywam, że są dobrzy.
Debbie
tylko znacząco się uśmiechnęła i pokiwała głową. Dylan zsunęła kapelusz, który
wisiał na jej plecach dzięki białej wstążce. Szybko jednak zapukała do drzwi
owego interesującego pokoju.
-
Sebastian! - krzyknęła nieczuło, a Debbie aż podskoczyła. - Jesteś?!
- No... -
odezwał się dobrze znany Deb męski głos. Nasłuchała się go już wystarczająco,
by rozpoznać go w każdych warunkach.
- Mamy
gościa! Chodź tu.
Nie
musiały długo czekać, aż wysoki blondyn pokazał się w progu. Gdy stanął obok
Dylan, Debbie nie mogła uwierzyć, że byli rodzeństwem. Stanowili swoje dokładne
przeciwieństwa. Jedno miało jasne proste włosy i jasną cerę, drugie natomiast
kruczoczarne pióra i skórę lekko muśniętą słońcem. Chłopak był niewyobrażalnie
wysoki, a dziewczyna malutka. Jednak oboje mieli takie same twarze. Dylan
zadziwiająco kobiecą, a jej brat męską. Debbie nie wiedziała jak to możliwe, że
jedna twarz pasowała idealnie do obu płci. Sebastian przeciągnął się, za co
dostał kuksańca od Dylan. Zmierzył blondynkę wzrokiem i uśmiechnął się sennie.
-
Sebastian... Bach... A ty jesteś...? - mruknął, podając jej
zgrabnie rękę.
- Deborah
Adler.
- Czyżby
siostra naszego Stevenka? - Uśmiechnął się chłopak, patrząc wymownie na swoją
siostrę. Nie pytając jej o zdanie, przyciągnął Dylan do siebie i mocno
przytulił. - Namnożyło nam się tych Adlerów.
-
Niestety... - Blondynka przewróciła oczami.
- Jakie
niestety? - wtrąciła się Dylan. - Kochany z niego chłopak... Troskliwy.
- Oj, tak
bardzo - zachichotał pod nosem Sebastian jak złośliwy chochlik. - Lepiej
powiedz mi, ile razy wyciągałaś go z najgorszego gówna?
Dziewczyna
nie zdążyła odpowiedzieć, bo Debbie mruknęła:
- Prawda.
Tak bardzo troskliwy, zwłaszcza gdy myślał, że jestem z Axlem...
- Jesteś
z Axlem?! - wydarł się chłopak. Debbie pokręciła energicznie głową i
powiedziała głośno:
- Czy wy
w tym LA jesteście głusi?! Myślał, że z nim jestem! Myślał!
Sebastian
jednak jakby jej w ogóle nie słyszał:
-
Dziewczyno! Przecież to psychopata!
- No,
kurwa mać! Ile jeszcze osób mi to powie? - Deb załamała się.
- Wszyscy
którzy go znają. - Rodzeństwo Bierk odpowiedziało jej chórem, a Debbie przewróciłam
oczami. Miała dość tych wszystkich oskarżeń o jej związek z Axlem.
- Dobra.
Chcę się rozpakować. Pogadamy później... Zobaczymy - mruknęła Adler, patrząc
ukradkiem na swoich nowych gospodarzy. Kompletnie różne do tego mocno kopnięte
rodzeństwo. Jednak w pozytywnym sensie. Zapowiadał się naprawdę ciekawy pobyt w
Los Angeles.