wtorek, 3 marca 2015

Sex, Drugs & Rock'N'Roll: Long Nights

          Perry can dance:
Naprawdę rozdział będzie przesycony długimi nocami.
Ten post to same rozstania i powroty.
Trochę dramatycznie w niektórych momentach, no ale cóż...
A tak wgl zakładka 'Bohaterowie' doczekała się aktualizacji.

14. Long Nights

Erin leżała na nieskazitelnie białej kanapie w domu Perry'ego, patrząc się w sufit. Obok spała w najlepsze Dylan, obie były kompletnie pijane. Dodatkowo w ramionach czarnulki ułożył się kot. Tak, kot. Okazało się, że maleństwem pani Perry był właśnie on. Joe obiecał, że się nim zajmie podczas nieobecności swojej żony, ale oczywiście zapomniał.

- Zobacz jaki słodki! - Śmiała się Dylan, biorąc w ramiona kocura i pokazując go Everly.

Gdy Bierk wyjeżdżała ze Seattle, gitarzysta dał jej klucze do domu i poprosił o zajęcie się kociskiem. Dylan bez problemu przyjęła propozycję i z głębokiej dobroci serca wzięła na siebie obowiązki niańki. Jednak Erin nie mogła uwierzyć w to, że relacje między nią a Perry'm były iście przyjacielskie. A przynajmniej z jego strony. Jej przyjaciółka była niesamowicie wrażliwą osobą i bała się, że ten ją wykorzysta, a potem zostawi ze złamanym sercem. Westchnęła.

A propos złamanych serc - jej również zostało zdeptane. Dylan była świeżo po zebraniu z ziemi kawałków swojego uczucia, ale mimo, że tego nie pokazywała, Erin wiedziała, że nadal kochała Stevena. I przez to cierpiała. Jej przyjaciółka jednak nie skarżyła się, wszystko nosiła w swoim sercu. Jednak na wieść o zdradzie Axla, skupiła się stuprocentowo na Everly. Dziewczyna nie mogła uwierzyć w to, że jej przyjaciółka była tak chętna do pomocy, pomimo własnych dość sporych problemów. Bierk była światełkiem jej życia. Małym cichym dobrym duszkiem pośród nieskończonych ciemności nędznej rzeczywistości. Co by bez niej zrobiła? Bez wcześniejszych informacji zrobiła jej ulubionego drinka, pozwoliła wypłakać, wysłuchała, dała wsparcie, czasem rzuciła jakimś żarcikiem, przez który Erin lekko się uśmiechała przez łzy.

- Wiem jak się czujesz... - powiedziała po dwóch godzinach rozmowy. - Przecież obie wiemy, że Steven nie był mi wierny. Nie chcę umniejszać wagi twojego bólu.  W pierwszym etapie po zdradzie bardzo cierpiałam, a Steven miał na mnie wyjątkowo wylane. Był chłodny, wręcz czepiał się o to, że miałam mu za złe seks z jakąś przypadkową dziewczyną. Nie zdawał sobie sprawy z tego jak czułam się upokorzona. Jednak w dłuższej perspektywie czasowej, gdy trzeźwiał, stopniowo uświadamiał sobie, że mnie skrzywdził. Starał się odbudować zaufanie między nami sprzed zdrady. Mówiłaś mi wtedy, żebym go zostawiła. Jednak tak mocno go kochałam, że chciałam mu wybaczyć. Nie chciałam tego robić na siłę ze strachu przed samotnością. Więc dałam sobie i jemu czas.

- Chcesz mi powiedzieć, że mam mu wybaczyć?! - rzuciła oskarżycielsko Erin, której alkohol powoli zaczynał uderzać do głowy.

- Kochasz go? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Bierk, patrząc uważnie na przyjaciółkę.

- Kocham... - odparła po chwili ciszy dziewczyna, załamując ręce i na nowo zaczynając płakać. Dylan przytuliła ją do siebie i pozwoliła ponownie moczyć sobie koszulę.

Erin pociągnęła nosem. Postanowiła poczekać. Było zdecydowanie za wcześnie, żeby podejmować decyzję o rozstaniu. Dylan miała rację. Powinna dać opaść emocjom i przeanalizować następne kroki. Całe szczęście zaczynał się weekend i nie musiały iść do pracy. Zresztą była jakaś piąta rano, a one obie były kompletnie pijane. Erin przystała również na propozycję Dylan. Obie miały mieszkać w domu u Perry'ch przez następne dwa tygodnie, czyli do powrotu pani gospodarz. Jak się miały potem dowiedzieć, posiadłość stała się ich azylem.

***

Sebastian siedział w domu razem ze Scotti'm i od jakichś dwóch dni starali się napisać do końca piosenkę. Nie ruszali się nigdzie poza łazienką i jego pokojem. Dookoła wszędzie walały się zgniecione puszki po piwie, kawałki niedojedzonej pizzy i jakieś szmaty. Rachel zostawił ich poprzedniego dnia, Rob w ogóle się nie pojawił, a Sabo dzwonił, że niedługo przyjedzie.

- Niedługo. Ta jasne! Dzwonił trzy godziny temu! - prychnął Hill, rzucając gitarę na łóżko i rozmasowując zmęczoną twarz. - Masz jeszcze coś do picia? - spytał zrezygnowany, szturchając Bacha.

- Piwo czy wódka?

- Daj wódę. Może coś nam wyjdzie jak się schlejemy. - Scotti uśmiechnął się półgębkiem, ciągnąc porządnego łyka czystej. Gdy tylko przełknął, o mało alkohol mu się nie cofnął, a Sebastian głośno się roześmiał. Praktycznie w tym samym momencie ktoś zadzwonił do drzwi. - O. Przylazła księżniczka. Zajebię gnoja - rzucił zły Hill, ocierając brodę z wyplutej wódki. Bach tylko pokręcił głową, poklepał przyjaciela po ramieniu i wstał, by otworzyć gitarzyście. Miał nadzieję, że z pomocą Snake'a uda im się w końcu skończyć ten kawałek. Nie wiedział czemu, ale wszyscy byli dziwnie rozkojarzeni w ostatnim czasie. Rob nie odbierał telefonu i nawet nie było możliwości, żeby zrobić porządna próbę. Złapał za klamkę i pociągnął.

- Gdzie byłeś, skurwielu? - rzucił z uśmiechem Sebastian, patrząc na Sabo wyczekująco. Jednak Dave posłał mu tylko długie spojrzenie i nic nie odpowiedział. Dopiero po chwili Bach zobaczył, że chłopak był dziwnie sztywny. Obie dłonie włożył do kieszenie spodni i podciągał co chwilę nosem. Wyglądał co najmniej podejrzane. - Co jest, stary? - spytał Bach, trącając kumpla w ramię, ale ten tylko westchnął głęboko i przesunął się w bok. Dopiero wtedy blondyn zdał sobie sprawę, że ktoś stał za gitarzystą. Bach zdrętwiał. Sabo minął go w drzwiach i wszedł głębiej do domu, zostawiając wokalistę samego z dziewczyną. Nie chciał być świadkiem tego spotkania. Miał tylko nadzieję, że Sebastian postąpi słusznie.

Tymczasem czarnulka stała ze zwieszoną głową, a małe dłonie zbiła w pięści. Trwali dobrą chwilę w milczeniu, nie mając pojęcia, kto powinien zacząć.

- Sebastian... - Dylan w końcu podniosła na brata czerwone od płaczu oczy. Jej głos praktycznie co chwilę się załamywał. - Wiem, że cię zawiodłam. Nigdy nie pomyślałam, że będę w stanie cię zranić. I to co mówiłam... Ja wcale tak nie myślałam. Przepraszam cię za to wszystko. Byłam wtedy wściekła. Nigdy nie chciałam zaciągnąć tego tak daleko, bo wiem, że to nie była twoja wina. Chciałeś mnie chronić, a ja cię tylko dobijałam. Nawet nie zauważyłam, kiedy stałeś się mężczyzną, a przestałeś być moim młodszym braciszkiem. Jestem w jakimś cholernym dołku i nie mogę się wydostać. Potrzebuję cię, żebyś wyciągnął mnie z tego syfu. - Dylan ciągle płakała, a pod koniec ściszyła głos, nie mogąc się opanować. - Tak bardzo mi przykro...

Sebastian stał w drzwiach zmieszany, nie mając pojęcia co robić. Cały jego dobry humor wyparował i teraz zostało tylko napięcie i smutek. Z jednej strony chciał, żeby Dylan się zamknęła i po prostu się przytuliła, ale czekał. Druga strona podszeptywała mu, że zasłużyła na to. Jednak szybko odrzucił od siebie te myśli. Był zły, że w ogóle pomyślał o czymś takim. Zastanawiał się co powiedzieć, a jego siostra stała przed nim roztrzęsiona, prosząc o wybaczenie. Jednak on też tego potrzebował. Przez ten czas rozłąki tęsknił, przeklinał, pił, miał dosyć zamartwiania się. Teraz też w jakimś sensie był zły na Dylan za to, że przyszła do niego pierwsza. Zamiast bycia w domu, siedzenia na dupie, wkurwiania się i jęczenia, mógł wziąć sprawy w swoje ręce i jej poszukać.

- Widzę... Widzę, że masz próbę - wyjąkała Dylan, ocierając łzy z twarzy wyciągniętym rękawem, a Sebastian zdał sobie sprawę, że ciągle nic nie powiedział. - To... To może ja już pójdę...

- Oni mogą się pieprzyć. Zostań ze mną - wyrzucił w końcu, gdy dziewczyna już się odwracała, by odejść. Nawet nie wiedział, kiedy przygarnął siostrę do siebie i mocno przytulił. Wtulił twarz w jej włosy, zaciskając z całej siły powieki. - I jestem wściekły, bo nigdy nie podziękowałem ci za bycie moją mamą i tatą. Zawsze będę cię kochał, cokolwiek zrobisz. Jesteś moją siostrą.

Dylan oddała uścisk, obejmując brata w pasie i wybuchając głośnym płaczem. Stali tak w otwartych drzwiach jeszcze dobrą chwilę, zanim Sebastian pocałował dziewczynę w czubek głowy i wprowadził do domu. Musiał mieć ją pod ramieniem, by czuć, że już nie ucieknie.

- A teraz chodźmy na próbę. Koniec tych czułości - rzucił do siostry, szczerząc się w ten swój charakterystyczny sposób. Dylan wybuchnęła śmiechem, chociaż ciągle miała mokre policzki od łez. Sebastian zaprowadził ją do swojego pokoju, gdzie siedzieli zamyśleni Hill i Sabo. Gdy rodzeństwo weszło, od razu posłali im nerwowe spojrzenia, ale widząc uśmiechy na twarzach Bierków, rozluźnili się i też przyłączyli do świętowania powrotu. W trakcie dołączył Bolan, któremu wyrzuty sumienia nie pozwalały zostawić przyjaciół w potrzebie. Gdy wszedł z basem na plecach, zmierzył wszystkich w pokoju i mruknął:

- Przegapiłem coś?

Jednak nikt nie był łaskawy wytłumaczyć mu co się stało, ale Rachel głupi nie był i gdy zobaczył Dylan, od razu wszystko zrozumiał. Z chęcią dołączył do świętującej czwórki, która właśnie rozlewała kolejkę. Długo nie trwało zanim Bach uciszył towarzystwo i wskoczył na wzmacniacz. - Uwaga, skurwiele! Mam do zakomunikowania coś bardzo ważnego!

- Jesteś w ciąży?! - wykrzyknął Scotti, łapiąc się za głowę. - Wiedziałem!

- Spierdalaj! - rzucił do niego blondyn, po czym kontynuował:

- Chcę zadedykować ten kawałek mojej siostrze, więc z łaski swojej pomóżcie mi!

Czwórka Skid Row zajęła pozycje, do tego Sabo z chęcią wskoczył za perkusję, patrząc z uśmiechem na resztę. Sebastian stanął przed mikrofonem, po czym odchrząknął.

- Piosenka może nie jest świeżuteńka... I nie mojego autorstwa. Ale... - W tamtym momencie wszyscy parsknęli śmiechem. - Cicho! - rzucił groźnie Bach, po czym Snake walnął w bębny i piosenka się zaczęła.


***

- Sorka, Deb, ale nic z tego nie będzie! Musisz sobie sama zorganizować wieczorek! - Rob krzyczał do słuchawki, próbując zagłuszyć dudniącą muzykę, jednak słabo mu to wychodziło. - Trzymaj się!

Rzucił słuchawką i pobiegł zaraz z powrotem do salonu, gdzie skakała w najlepsze reszta Skidów i Dylan. Nikt więcej. To była ich prywatna impreza i nikt nie mógł im przeszkodzić. Wszyscy cieszyli się, że rodzeństwo Bierk się pogodziło. No i z powrotem Dylan standard jedzeniowy znowu wrócił do normalności. W sumie cała ich szóstka była jak postrzelone rodzeństwo. Jak jedno z nich miało rozpierdolony nastrój czy kłopoty, dotykało to każdego z nich z osobna. Dlatego mieli się z czego cieszyć. Tymczasem po drugiej stronie słuchawki siedziała Debbie. Blondynka odłożyła telefon i włożyła kciuk do ust. Bajecznie. Z nikim nie mogła się dziś zobaczyć. Z Gunsami nie miała zamiaru się bawić. Nie po ostatnim razie. Gdy się obudziła po podróży, ogarnęła ciemny pokój. To, co zobaczyła wcale jej nie zachwyciło. Steven bzykał się z blondynką, która wcześniej klęczała obok Deb. Z ich twarzy mogła wywnioskować, że wciąż byli naćpani. Slash leżał z anielskim wyrazem twarzy w kącie, Duff to samo, a po Izzy'm nie było śladu. Podobnie jak po Einstein'ie. Człowiek zagadka. Adler znalazła tylko obok siebie jakąś pastylkę. Zmarszczyła brwi, wpatrując się na tabletkę. Przy nikim innym nie znajdowała się ani jedna, tylko przy niej. Z niemałymi wątpliwościami podniosła kapsułkę, oglądając ją z każdych stron.

- To pomoże ci wstać - rzucił jakiś szatyn, siedzący w kącie. Z tego co dostrzegła Debbie był raczej w kiepskim stanie i łykał na tabsa w jej ręku. - Masz szczęście. Einstein nie daje ich byle komu. Robiłaś to pierwszy raz?

- Wybacz, ale ty to...?

Chłopak rzucił jej tylko krótkie spojrzenie i spuścił głowę. Chyba próbował się jakoś ogarnąć. Co polegało tylko na siedzeniu.
- Neil. Neil Ambruse - rzucił w końcu po dość długiej chwili przerwy. - I serio radzę ci połknąć tabletkę. Jeśli nie chcesz zbierać swojego mózgu z podłogi - dodał, nie podnosząc głowy.

- Coś o tym wiesz? - spytała blondynka, wrzucając kapsułkę do ust i połykając.

- Można tak powiedzieć - odmruknął Ambruse. - Ale w przeciwieństwie do wszystkich w tym pokoju nie jestem naćpany.

- Nie? - rzuciła prześmiewczo Debbie.

- Gdy wy tu leżeliście dobry dzień, siedziałem i pilnowałem was. Zjaraliśmy blanta z Einsteinem, a potem trochę mnie zamroczyło.

- Pilnujesz ćpunów?

- Tam - Neil wskazał jakiegoś bruneta. - Leży mój brat.

- Widzisz. A mój tam. - Debbie rzuciła spojrzenie Stevenowi, obściskującemu się z nieznaną blondynką. Od razu ją zemdlił sam widok, więc szybko się podniosła i skierowała do drzwi. - Spierdalamy, Neil?

- Nie. Poczekam, aż się obudzi.


Alder już łapała za klamkę, ale zatrzymała się jednak przed wyjściem, czując dziwną ciekawością związaną z osobą Neila. Chwilę postała w miejscu, zanim rzuciła:

- Jak się obudzi, będzie go słychać. Chodź. Zrobimy sobie kawy, herbaty czy to tam zostało w tej kuchni.

O dziwo chłopak się zgodził. Powoli wstał i poszedł za blondynką. Gdy oboje weszli do kuchni, zastali dwie osoby rozwalone na podłodze, które ominęli i jednego marudera leżącego na zlewie. Deb złapała go za tył koszuli i pociągnęła, brutalnie zrzucając na ziemię. Nie przejęła się zbytnio chłopakiem, który bezwładnie pierdyknął o glebę. Szczerze miała dosyć tych wszystkich przypadkowych ludzi, których nawet Gunsi nie znali i przyleźli z ulicy. Wypijali ich alkohol, spali w ich domu, często nawet zajmowali ich sypialnie. W sumie to były praktycznie gołe materace, ale i tak wpierdalali się z brudnymi butami do ich azylu. Westchnęła, nalewając do czajnika wody. 

- Kawy... Czy kawy? - spytała, odwracając się do Neila. Debbie musiała nieźle zadzierać głowę, żeby widzieć jego twarz. Chłopak wzruszył ramionami i walnął się na krzesło. Siedzieli chyba dobre dwie godziny zanim z pokoju dobiegł odgłos poruszania się. Adler dowiedziała się w międzyczasie, że Ambruse poznał się z chłopakami przez jakąś byłą laskę Slasha i od tego czasu żyli w dobrych stosunkach. Zaciekawił ją fakt, że jej nowy znajomy chodził do szkoły aktorskiej i nawet nieźle mu szło. Nie był ćpunem ani pijakiem, chociaż potrafił się wykazać od czasu do czasu. Obraz Gunsów nieco podniósł się w oczach Debbie, gdy okazało się, że nie znali samych narkomanów i innych uzależnieniowców. Można to było zapisać do ich krótkiej listy normalnych osiągnięć. W sumie znajdowały się na niej znajomość z Ambrusem abstynentem i... To chyba wszystko, pomyślała Debbie, szukając w pamięci czegoś, co nie odbiegało od normy przeciętnego obywatela.

Szybko zleciał jej czas, który spędziła z Neil'em. Wydawało jej się, że praktycznie po piętnastu minutach żegnała kolesia, podtrzymującego brata wciąż żeglującego w świecie Einsteina. Właśnie. Po tajemniczym jegomościu nie było śladu. Człowiek widmo. Naprawdę był wart swojej mrocznej legendy, która krążyła po mieście jak niesamowita bajka nie mogąca się ziścić. Debbie przeszukała cały dom i nie znalazła ani jednego śladu jego istnienia. Jedynymi dowodami na to była ona sama i reszta Gunsów.

Dziewczyna ocknęła się z dziwnej nostalgii, gdy łyżeczka spadła na ziemię. Schylając się po nią, zauważyła dwóch nowych ludzi w kuchni. Po chwili Debbie siedziała razem z Duffem i Slashem nad kubkami kawy. Wszyscy starali się dojść do siebie po animowanej podróży i na razie osiągnęli tylko etap zombie. Ubrani na cebulkę kiwali się w przód i w tył z kubkami w obu dłoniach, zupełnie jakby nie zdawali sobie sprawy, że kawa już dawno ostygła. Deb patrzyła z politowaniem na ich dwójkę, zdając sobie sprawę, że wyglądała podobnie. O ile nie tak samo. W pewnym momencie do kuchni weszła dziewczyna. Ale nie blondynka. W samej koszulce i rozklekotanymi trampkami na nogach. Adlerowej wydawała się dziwnie znajoma. Szatynka w ogóle nie zwróciła na nią uwagi tylko otworzyła lodówkę i wyciągnęła z niej cenny płyn. Pozbyła się kapsla, uderzając piwem o kant blatu. Pogrzebała chwilę w kieszeni koszulki, wydobyła papierosa z paczki, po czym momentalnie go odpaliła. Włosy miała wysoko spięte, ale wielkie różowe okulary zasłaniały jej oczy.

- Hej! - rzuciła miło Debbie. Dziewczyna powoli odwróciła się w jej stronę, ale niczego nie powiedziała. Patrzyła tylko długo na trójkę zmarnowanych ludzi przy stoliku, aż w końcu podniosła okulary na czoło. Miała mocno zarysowane oczy, ale te i tak były naturalnie duże i lśniące. Gdyby nie ten wyraz..., pomyślała Debbie. Szatynka zjechała dziewczynę spojrzeniem, aż w końcu mruknęła:

- Co za gówniany poranek...

Po czym wyszła, zostawiając mocno zszokowaną całym zajściem Adler, która sądziła, że przynajmniej dowie się jak damulka miała na imię. Spojrzała wymownie na Slasha i Duffa, jako takich dochodzących do siebie. Na jej pytające spojrzenie McKagan wzruszył ramionami, poprawiając sobie kocyk na ramionach.

- Nie jest od nas - wybełkotał, a Deb machnęła porozumiewawczo głową. No, tak. Ile to tego dziadostwa zostało po imprezie? Wybudzali się z pijanego amoku w przeróżnych częściach domu, wygrzebywali zza zasłon, dywanów czy innych interesujących przedmiotów zbierających kurz. Wychodzili stamtąd jak krety z kopców.

- To zostaje nam czekać, aż reszta się obudzi... - rzuciła do dwóch ćpunów, którzy niemrawo zakołysali się możliwe na potwierdzenie jej słów, chociaż kto ich tam wiedział. Blondynka westchnęła, patrząc w czarny płyn w kubku.

***

Sebastian obudził się jako pierwszy. Leżał na kanapie, a cała reszta ludzi porozkładała się na ziemi. Szybko poszukał jednej ważnej osoby. Odetchnął z ulgą, widząc Dylan rozwaloną na Robie i Sabo. Głowa dziewczyny leżała na plecach perkusisty, a nogi plątały się z kopytami Dave'a. Bach uśmiechnął się do siebie, widząc, że wszystko wróciło do normy. Zresztą niedługo mieli się wybierać w trasę z Bon Jovi, co dodatkowo polepszyło mu humor. Nie wyobrażał sobie wyjazdu bez poprzedniego pogodzenia się z siostrą. Zresztą miał cichą nadzieję, że ta zgodzi się na wspólny wypad w trasę. Chociaż zdawał sobie sprawę z nikłej szansy. Praca, obowiązki czy zwyczajne niechcenie wtrącania się w sprawy zespołu stały na drodze rodzeństwu. Tylko bez Dylan Skid Row w ogóle by nie powstało. To ona pozwalał im grać długo i tak głośno jak chcieli, udostępniła garaż, wymyśliła nazwę, pomogła napisać nawet niektóre teksty. W sumie wszyscy traktowali ją jak członka zespołu. Do tego trasa sprawiała, że Sebastian się cieszył i chciał dzielić się tym szczęściem ze swoją siostrą. Niektórzy zarzucali im, że spędzają ze sobą za dużo czasu. ale ktokolwiek tak twierdził mógł się cmoknąć. 

Skoro w domu i w zespole wszystko grało, została jedna sprawa. A mianowicie Maria. Dość dawno jej nie widział. Jej i Parisa. Wciąż pewnie byli u matki dziewczyny. Należało to do nieco gorszych chwil w jego życiu - przeprosiny. Kochał tę dziewczynę, ale jak sobie coś ubzdurała... Odetchnął głęboko. Obiecał sobie, że przed trasą do nich pojedzie. Ale na razie chciał cieszyć się tym, co miał. A mianowicie Dylan. Jeszcze raz zerknął na siostrę. Na pewno też będzie chciała z nim pojechać do bratanka. Na początku swojego związku z Marią Sebastian bał się, że dziewczyna nie będzie lubiła Dylan, a zależało mu, żeby obie miały dobre relacje. Jednak jego obawy okazały się bezpodstawne. Panna Bierk szybko odnalazła wspólny język z blondyną, chociaż Bach zdawał sobie sprawę, że nie było to takie proste. Dobra. Koniec tych wspominek!, krzyknął do siebie w myślach i wstał. Musiał chwilę zastanowić się co ze sobą zrobił, co wcale nie było takie trudne. Nastawił Spread Eagle na Broken City* i podkręcił głośność na maksymalną częstotliwość. Chwilę poskakał, po czym w podskokach przebył drogę do salonu, gdzie z podłogi podnosili zaspane głowy Skidzi i Dylan. 

- Bądź łaskaw wyłączyć ten jazgot! - syknął, wciąż z policzkiem przy glebie Rachel. 

- Trochę szacunku dla klasyki - odparł, drący się wniebogłosy z wokalistą Bach. 

- Co to za klasyka się pytam? - burknął Scotti, przewracając się na drugi bok. Była jakaś piętnasta, a ten cwel łupał swoją ukochaną piosenką na całą ulicę. W takich momentach Hill miał przeogromną i nieodpartą chęć go ukatrupić. Sabo, Rob i Dylan lekko się poruszyli, ale udawali, że dalej śpią. Jednak Sebastian nie dał im takiej szansy. Rzucił się prosto na nich, przygniatając również siostrę swoim wielkim cielskiem. Tego nie mogli zignorować.

- Ała! - pisnęła dziewczyna, a za nią poleciały wyzwiska.

- Kurwa mać!

- Bach, ty zjebie! Spierdalaj!

Dopiero gdy towarzystwo porządnie się wybudziło, Sebastian dał sobie spokój, uznając misję za zakończoną. Gdy stali przed nim zaspani, przeciągający się i rozczochrani, uśmiechnął się szeroko. 

- Ładna pogoda! Może wyjdziemy na dwór? - rzucił rozochocony, przekrzykując głośną muzykę. Nikt mu nie odpowiedział. Chyba zwyczajnie trawili jego propozycję w swoich zachlanych mózgach. Ich pozostałości po szarych komórkach pracowały na najwyższych obrotach, żeby skleić z jego słów coś sensownego. Sabo jednym ramieniem opierał się o Dylan, a drugą ręką rozcierał twarz. Hill wcisnął dłonie do kieszeni spodni i wyglądał jakby zaraz miał się przewrócić. Rachel odrzucił włosy do tyłu, chcąc wyglądać świeżo, a Rob gapił się tępo przed siebie, ziewając co chwilę. Sebastian nie widział innego sposobu jak po prostu użyć siły. Zagonił ospałych alkoholików do drzwi i po prostu wyrzucił za dom do średnich rozmiarów ogrodu. Tam rozstawił każdemu krzesełko i popchnął na siedzenie. Gdy wszyscy zajęli miejsca, spokojnie mógł zrobić to samo. Słońce świeciło niemiłosiernie, ale duchotę rozwiewał przyjemny wiatr. - No! Wiecie, że już za tydzień jedziemy w trasę?!

Wszyscy spojrzeli na niego wilkiem, walcząc z bólem wątroby, głowy albo jak Rob nogi, którą przygwoździł Bach. 

- Fajnie. Popodniecajmy się Bon Jovi - rzucił zmęczonym głosem Rachel. - Hill mieszkał chyba obok niego. Co nie, stary?

- Pamiętacie jak poszliśmy z nimi na jakieś afterpaty? - spytał Dave, ciągle rozcierając twarz.

- Tia. Za każdym razem, gdy ludzie ich widzieli było takie coś 'Jon Bon Jovi'! - Sebastian gestykulował, gdy mówił nazwisko wokalisty, co rozbawiło obecnych. - A mina Hilla była wtedy niezbędna, bo przecież trzymali się od małego. 

- A pamiętacie jak przy wejściu zatrzymali nas ochroniarze i pytali czy gramy w Bon Jovi? - Sabo parsknął śmiechem. - 'No, to może w Cinderella?' - Tym razem Dave zniżył głos i udawał goryla. - 'Nie, jesteśmy z innego zespołu. Gramy przed nimi', a ci 'Nie! Nie ma możliwości! Nie ma pierdolonej możliwości, żebyście weszli!'
- 'Nie, dzięki' - dorzucił Sebastian.

- Smutne... - podsumował wspominki Scotti, popijając Colę, którą wziął nie wiadomo skąd. Wszyscy westchnęli, ale w sumie po chwili zaczęli się tak głośno śmiać, że sąsiedzi wyszli na balkon i zaczęli się drzeć, żeby dzieciaki w ogródku się zamknęły. Bolan siedząc plecami do starszych ludzi, pokazał im środkowy palec, jednak na groźbę wezwania policji nieco spuścili z tonu, żeby zaraz po zniknięciu sąsiadów, rozpocząć poranną imprezę na nowo. Ktoś zarzucił pomysłem zrobienia ogniska, który wszyscy z ochotą podłapali. Dave z Dylan pojechali po prowiant, bo dziewczyna okazała się najbardziej trzeźwa, a cała reszta zaczęła bardzo powolne przygotowania. 

***

- Steven? - Dylan weszła z szerokim uśmiechem do pokoju chłopaka, ale zaraz tego pożałowała. Zastała Adlera z jakąś dziewczyną podczas seksu. Cała trójka znieruchomiała, wpatrując się w siebie z niedowierzaniem, jednak Bierk szybko się otrząsnęła, spuściła wzrok, bąknęła niewyraźnie 'Przepraszam' i szybko zamknęła za sobą drzwi. Steven nie miał pojęcia, co się stało, ale widząc dziewczynę, zrzucił z siebie blondynkę, wyskoczył z łóżka i wciągnął błyskawicznie na tyłek spodnie. W biegu narzucił jeszcze jakąś koszulkę. Miał tylko nadzieję, że zdąży złapać Dylan, zanim ta znowu zniknie. Nie zastanawiał się, dlaczego przyszła po takim czasie. Chciał z nią po prostu porozmawiać. Zbiegł ze schodów, a właściwie z nich zeskoczył, o mało nie wypieprzając się na ryj. Nie zwracał uwagi na wrzaski dziewczyny, którą zrzucił z łóżka.

- Ej, stary. Wiesz, że była tu... - zagadnął go Slash, ale Adler mu przerwał.

- Gdzie poszła?! - krzyknął. Hudson aż podskoczył ze zdziwienia.

- Wyszła szybko jakaś dziwna i nawet się nie przywitała - wybąkał gitarzysta, wskazując wyjście. Steven od razu wyskoczył na zewnątrz, szukając znajomej sylwetki. Zobaczył ją jak przechodziła na drugą stronę ulicy szybkim krokiem, wpatrując się w coś przed sobą. Pobiegł jej śladem, ale o mało nie wpadł pod samochód, który zatrzymał się przed nim z piskiem opon. Gdyby miał czas, zajebałby pierdolonemu gnojowi, ale nie patrzył na niego. Na szczęście Dylan nie przyspieszała. Musiał jeszcze po drodze skasować kilku przechodniów, ale w końcu do niej dotarł i złapał za rękę, zmuszając by się odwróciła.

- Czekaj! - wydusił, nie puszczając jej nadgarstka i oddychając głęboko. Trzymał dziewczynę mocno, w razie jakby miała zamiar uciekać. Ale nic takiego się nie stało. Gdy mógł normalnie oddychać, spojrzał w  końcu Dylan prosto w oczy. Jednak łez, nienawiści czy smutku nie widział. Spojrzenie Dylan było obojętne. Wydawało mu się, że wwiercała się mu prosto w mózg. Praktycznie czuł ból w skroniach. Nie wytrzymał długo i musiał odwrócić wzrok. - Co ty tu robisz?! - wyrzucił z siebie. Zabrzmiało to jak oskarżenie. Dziewczyna wyrwała gwałtownie dłoń, ale nie uciekła. Uśmiechnęła się tylko drwiąco.

- Powiedzmy, że pomyliłam adresy - Dylan niemal wypluła te słowa. - Ale chyba przeszkodziłam w czymś ważnym.

- Nie pogrywaj sobie, bo może zrobić się niebezpiecznie - rzucił Steven, odprowadzając wzrokiem jakiegoś zainteresowanego przechodnia. - Przyszłaś po czterech tygodniach i spodziewałaś się, że będę na ciebie czekał jak wierny kundel?!

- Przejebane, ale wiedziałam dokładnie, że tak będzie - odparła Dylan, znowu wracając do swojego obojętnego tonu. Steven patrzył na zimną, wyzbytą uczuć dziewczynę. Nie miał pojęcia, dlaczego mówił jej te wszystkie kłamstwa. Wcale tak nie myślał! Nie tak to zaplanował! To on miał do niej przyjść, nie odwrotnie! Przecież ciągle ją kochał. Tylko trafiła idealnie w chwili, gdy pieprzył się z tą dziwką. Nie miał żadnych uczuć wobec tych pierdolonych kurew, ale ona nie miała o tym pojęcia, bo nie potrafił tego powiedzieć. Wszyscy przed nią traktowali go jak śmiecia, a teraz sam robił jej to samo. Chciał znowu zobaczyć jej uśmiech, poczuć jej głowę na swoim ramieniu, dotknąć... Dla niej zrobiłby cokolwiek, by pokazać jak ją uwielbiał. Wszystko go bolało, kiedy nie był z nią. Nie miał sił. Chciał coś powiedzieć, ale Dylan go uprzedziła. - Dlaczego mówi się, że osoba, która wydaje się być tą jedyną okazuje się być kimś innym? - spytała, patrząc się w bok. Stevena dotknęło to o wiele bardziej niż się spodziewał. Podświadomie wiedział, że cokolwiek by robił, cokolwiek by mówił, ich miłości nie da się już ocalić. Nie gdy widział tak dobrze znaną, a równocześnie obcą dziewczynę.

- Dylan... - Steven nagle się załamał i złagodniał. - To wciąż ja... Jestem zagubiony bez ciebie.

Zdawało mu się, że dziewczyna drgnęła, ale szybko się opanowała.

- Nie pozwolę trwać temu związkowi, jeśli dalej chcesz się bawić moimi uczuciami - odparła, cofając się o krok. Spojrzała na niego jakby patrzyła na nudną wystawę w sklepie. - Już nie jesteś tym, którego kochałam. Idź. Wracaj do tamtej dziewczyny. Wybacz, że wam przeszkodziłam.

- Przecież sama w to nie wierzysz - wyjąkał zszokowany Steven, patrząc szeroko otwartymi oczami na Bierk. Wyglądał jakby go spoliczkowała. Dziewczyna uderzyła się z otwartej dłoni w czoło, przewracając oczami.

- Tak w ogóle wybacz. Głupio to zabrzmi, ale nie pamiętam jak się nazywasz - dodała, śmiejąc się perliście. - Steven, prawda?

Z każdym jej słowem nóż wbijał się coraz głębiej w serce blondyna. Chyba nigdy nie czuł takiej rozpaczy. Czuł się jak mały chłopiec. Chciał się przytulić i wypłakać komuś w ramię. Jednak jedyna osoba na świecie, która mogła to zrobić, właśnie uśmiechała się do niego jakby go nie znała. Kochał ją tak mocno, że aż bolało. Wiedział, że Dylan odgrywała rolę, ale robiła to tak przekonująco, że nie był pewny czy była w tamtym momencie tylko aktorką. Nawet nie zauważył, gdy wpatrywał się w plecy dziewczyny odchodzącej idealnie mu znanym krokiem.

***

- Wszystko może iść się jebać - mruknęła Dylan, zaciągając się papierosem i odkorkowując wino. Kolejną już zresztą butelkę wina. Erin rzuciła jej długie spojrzenie. Niedługo miał minąć drugi tydzień, odkąd stacjonowały w domu Perry'ch. W tym czasie Dylan zdążyła pogodzić się z Sebastianem i zerwać ze Stevenem raz na zawsze. Nie płakała, nie skarżyła się, po prostu była wkurzona. I to porządnie. Everly uspokoiła się, ale Bierk za to zamieniła się z nią miejscami. Było jej żal przyjaciółki, ale wiedziała, że to nie o współczucie teraz chodziło. Musiała przypilnować dziewczyny, żeby nie zrobiła niczego głupiego. Dylan poszła pogodzić się ze Stevenem i zastała sławetny widok. A wydawało się, że wszystko wychodziło na prostą. Cóż. Pierdolona przewrotność losu. Właśnie miała coś powiedzieć, gdy telefon zadzwonił. Obie spojrzały po sobie. Po kilku sygnałach włączyła się automatyczna sekretarka, a z aparatu dobiegł je męski głos.

- Jest ktoś w domu?

Dylan przewróciła oczami, ale poszła odebrać. Erin nie spuszczała z niej wzroku, dopóki Bierk zniknęła w kuchni, po czym wzięła wino i nalała sobie cały kieliszek.

- Tu Dylan - rzuciła niezbyt miło czarna, opierając się ramieniem o ścianę.

- Cześć, piękna - mruknął Joe z niemałym znudzeniem w głosie. - Jak tam chałupa?

- Stoi. Czego chcesz? - spytała Dylan, patrząc na kota, który ocierał się o jej nogi. Słyszała jak po drugiej stronie słuchawki, Perry głęboko westchnął. Chwilę się nie odzywał, gdy w końcu odpowiedział pytaniem na pytanie:

- Zrobiłem ci coś?

- Nie, Joe. Przepraszam. - Dylan roztarła twarz dłonią, pozbywając się ostrego tonu. - Czemu dzwonisz?

- Jesteśmy w New Jersey i dziś będzie ostatni koncert. Nie uwierzysz, ale Hamilton rozjebał sobie rękę, a nie znaleźliśmy nikogo na jego miejsce. Więc jutro po południu będziemy wracać. Robisz coś jutro wieczorem?

- Jutro wieczorem to przejeżdża twoja żona, więc radzę ci się nią zająć - rzuciła twardo Dylan. Perry roześmiał się. - Powiedziałam coś śmiesznego?

- Po prostu wyobraziłem sobie twoją minę. I nie potrwa to całego wieczoru, a Billie wraca, ale dopiero za tydzień.

- Jak to za tydzień?!

Dziewczyna w ogóle nie słuchała tego, co mówił wcześniej gitarzysta. I nie miała pojęcia dlaczego wiadomość o opóźnieniu powrotu Billie Perry ją tak zaskoczyła. Albo właściwie rozzłościła. Nawet nie zorientowała się, że powiedziała to o wiele głośniej niż by chciała.

- Co jest? - Erin krzyknęła z salonu, kontrolując Dylan.

- Nie, nic - odpowiedziała dziewczyna, potrząsając głową.

- Kto to? - spytał Perry. Bierk przewróciła oczami. Naprawdę miała ochotę się porządnie upić, a nie odpowiadać na pytania.

- Moja przyjaciółka. Myślałeś, że sama będę siedzieć w tym wielkim domu przez dwa tygodnie? - mruknęła, wiedząc, że Joe na sto procent nie pamiętał, kim była Erin. - A co do jutra to i tak muszę oddać ci klucze. Będę tu do twojego powrotu. Trzymaj się.

I nie czekając na odpowiedź, odłożyła słuchawkę. Przez całą rozmowę spaliła papierosa do końca, a teraz chciała czegoś mocniejszego. Wino jej nie wystarczyło. Sięgnęla do prywatnych zapasów gitarzysty i wyciągnęła gin. Zanim wróciła do salonu, upiła porządnego łyka prosto z niebieskawej butelki. Tak. Poczeka sobie na Perry'ego, wciśnie mu te klucze i wyjedzie najdalej jak to bedzie tylko możliwe.

----------------------------------------------------------------------------------------
*Kawałek powstał w 1990.


11 komentarzy:

  1. Mówisz o utworze, jo? "Utwór dla Ciebie". Znaczy dla mnie hehe ;)
    http://media.giphy.com/media/3i7zenReaUuI0/giphy.gif
    No. W każdym razie pierwszy wskakuje Edek. Móóój, mój! <3 Znaczy nasz. Ale OBOŻE KOCHAM! Ty też, no jops... Ale Erin i... i Dylan tam tak leżą... z Koteskim (db pseudo, kurwa... Lepsze niż Perrson... Kotson .___. ) W każdym razie przeczytałam raptem parę zdań, a już urzekła mnie ta aura! Zajebiście! Lecę dalej. Dobra, fragment mam za sobą. Jenkaa, serio, niby taki zwykły, ale coś w nim klimatycznego. Podoba mi się spojrzenie na Dyl ze strony Erin. Ostatnio miałam wrażenie, że Bierk zrobiła się taka eee ja pierdziu, brakuje mi dzisiaj słów. Chłodna? Nieczuła? Ale jak widać coś mi się pojebało. Everly otworzyła mi oczy! :O Biedne dziewczyny, serio, dość... no. Dołujący moment. Z tym wybaczaniem kolesiowi, niezależnie od tego, co zrobi... Oho, parlay, wiesz coś o tym? No niestety... -.- Ma-sak-ra. Współczuje lasiom, no! W ogóle Dyl będzie jeszcze ze Stevem? ;-; Czy Steve okaże się totalnym sukindziadem? Meh, zobaczymy, zobaczymy
    http://media.giphy.com/media/YMoSv0jkic5J6/giphy.gif
    TAKIE TAM MIESZKANKO (co masz do tego słowa? -.-) w domu Joe... No spoko, dupeczky... Nie krępujcie się...
    Dalej... no w końcu! :) W końcu Czarna pogodziła się z tym wielkoludem!!! <3 Borze Zielony, czuję się jak palant, jak tak wszystko wychwalam. No ale jak inaczej?! Kolejna wzniosła scenka! Piknie, piknie. DREAM ON! No nie no... Ty chcesz, żebym ja ryczeć zaczęła? -.- Co do myśli Seby... No nie wiem, czy to faktycznie nie on powinien wyjść pierwszy z inicjatywą przeprosin... Może i nie. To chyba nieważne. Dobrze, że jest gitez majonez! Nareszcie, bo już sztywno się robiło tam u nich! Znowu będzie taki słodziutki Heavenhouse? :D He. He. O, no i Dylanka już nie musi mieszkać u mojego starego. Ej, ładniutkie zdjęcie Bacha! Pierwszy raz je widzę, ale jaka morda dobra! Jaram się.

    Oho. Biedna Debs. Bosz, ja sobie wyobrażam ją zawsze jak taką skontsternowaną dziecinkę, która żyła sobie na luzie w Anglii i nagle wpadła w paszczę lwa. Haha to ja bym taki duufaq miała XD Budzę się a tam się ciała walają, no ładnie, ładnie. Bodies here, bodies there, piles of bodies everywhere! On the chairs, on the door, disco bloodbath on the floor. Takie buty. AAAAAAAAAAAAAAAAAA NEEEEIL OOOW!
    http://media.giphy.com/media/iFmxR5QdkEQKI/giphy.gif
    http://media3.giphy.com/media/M7gtacN7aPNsc/giphy.gif

    No. Także tego. Jeszcze ten jego wzrok w gifie XD "Co ty kurwa wiesz o mitycznych skrzatach, szczylu?" aktorstwo? Oho. Mój ci on. Nie no, zajebiście się ciesze, że go widzę! ^^
    "McKagan wzruszył ramionami, poprawiając sobie kocyk na ramionach". Whuuuuut XD o jeżuniu, jaki bidulek!!! :O <3 hahaha kocyk. Nie modę! Kagan ubrany w mój dziecięcy kocyk w reniferki. ❤

    Next, Sebcio. Seba i jego przemyślenia. To, co mnie tu zaintrygowało to Paris, o którym znowu zapomniałam. No eeej. Gościu ma dziecko. Nie pasuje to do tej postaci, zważywszy na to, że pokazany jest głównie ze strony Dyl sam jako taki przedszkolak. A tu nagle hops, i gdzieś tam jest synuś tego szczyla? To fajnie w sumie. :) Zajebiście wręcz, a to, że Baz jest takim gówniarzem jest tu najbardziej zastanawiające. Tylko dlaczego nie jest z nimi? Kompletnie się nimi nie interesuje? Maria Marią. Ale IMO jak się ma takiego malutkiego synka to się za nim cholernie tęskni, co świadczy tym bardziej o tym jak Bach jest niedojrzaly i niepewny swoich uczuć. Noo
    Proces budzenia dupeczek mnie rozwalił. Już to sobie wyobrażam haha ojaaa. XDD I wynoszenie ziomków na dwór, takich sztywniaków XD
    Ten gif LOOOOL!!! Zajebisty! Poprawił mi humor na matmie! I cała ich dyskusja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eminem! Już ogarnęłam! :D haha o jejku, jakoś tak dziwnie mi z początku on zabrzmiał jako tło dla Adlerątka, ale potem... Ładnie, ładnie. Wzruszająco! Nie zmienia to faktu, że ten utwór mi się b. podoba i właśnie z dokładnie takimi scenkami zawsze mi się kojarzył. W ogóle to wszystko było takie nagłe, człowieku! :O superancko mnie zaskoczyłaś i idealnie, że nie opisywałaś całego nudnego procesu burzliwych myśli Dylan jak to uhuhuhu "pójść do Stevena? Nie pójść do Stevena? '' nie. BANG, i już. Zastrzeliłaś mnie! Tak po prostu przyszła... I akurat dziwka... Jejku, tak mi ich w tym momencie było kurewsko szkoda. No bo w sumie... Adler pieprzył blondynę z rozpaczy. To zrozumiałe. Ale żeby akurat ONA na to weszła... A potem cała ta jego niemoc, to, jak chciał coś powiedzieć, a z jego ust wypływały dokładnie odwrotne słowa... O matko! Naprawdę, strasznie smutno mi się zrobiło :C

      Ostatni fragment, wiadomo. Takie podsumowanie, można powiedzieć. Również bardzo zgrabny, ale nic rewolucyjnego jakby nie ma. Choć z drugiej strony... Billie wraca później, a Dyl to dziwi. Dlaczego? Coś mi tu śmierdzi hehe. Podejrzane, co najmniej. W ogóle dlaczego w twoich opowiadaniach najpopularniejszym zwrotem do jakiejkolwiek dupy jest 'piękna'? Xd Ale to mieszkanie w domu Perry'ego... I cała przyjaźń z nim. No cholernie mi się ten pomysł podoba, widać że dziadu niby coś do niej ma, niby nie ma... Sam kajn of mystery xDD ❤ no, serio loffki i tak dalej. A Dylan, no jaaa... Znowu panna ma pod prąd i znowu jest w tyn opowiadaniu smutna/wkurwiona. O NIE! Gdzie Dylan hipiska ja się pytam?! Gdzie ta piękna duszyczka w wielkim kapeluszu, która jest słoneczkiem swojego brata i chłopaka, która śmiga po Heavenhousie pełnym koralików? Brakuje mi tego trochę :c
      Ja chcę już noooowyyyy i jestem ciekawa co z Dyl, Stevem, Perry'm, z Deb? Jak ona na to wszystko się zapatruje? Co z Neilem? Bd jeszcze skurwikłak? Aha. W ogóle tyle wątków. Jak Ty to ogarniasz, mój Guru?
      Pozdrawiam oschle

      Usuń
    2. Już odpisuję. Jestem po zajeciach, to mogę. I tag. Piosenka dla Ciebie! I proszę! Perry Cox! PERRY! W końcu też jest jednym z Perry’ch, których uwielbiam ;D No, Edek z początku to dobry pomysł heh I wgl dziś mi się śniło, że Eddie odpisał mi na list! I capslockiem na kopercie było ‘EDDIE VEDDER’ jego pismem *0* Tak się podniecałam! A w środku były jeszcze zdjęcia PJ i napisał, że jego córeczka też pozdrawia! Cóż za piękny sen! I tylko ja się podniecałam. Moja siostra to zlała :c Niedobra! A już wyjmowałam fona, żebyt pisać do starszych bratów i kuzyna. Tag, Perry. Cudowny sen. Aura spowodowana przez Edka, taka piękna. Haha Everly otwiera oczy ludziom! Wgl ktoś tu nie umie na sylaby dzielić, kochanie. Ma-sa-kra jak już XD
      http://stream1.gifsoup.com/view6/2418238/god-got-you-good-o.gif
      no, coś nie ogarniam tego słowa. Serio. No, ale nieważne. Wgl się dziś dowiedzilam, że chłopy przychodzą na noc. AHA. W każdym razie widzę, że się podniecasz tym rozdziałem jak nie wiem. Możesz ryczeć. W sumie wgl Dream On wyszło tam tak supcio. Znaczy pasowało wgl do odpowiednich momentów. Heavenhouse wraca do swojego wcześniejszego zastosowania. Hiehie nie widziałaś? A w sumie tag se paczę i ‘o, Bach! Pasujesz mi do chwili!’ łapu capu i jest mój. Proszę jak się ładnie wpasował.
      Deb wydaje mi się przesunęła się na drugi plan trochę, ale cóż. Nie każdy zagrzeje cieplutkie miejsce w poście. Bywa. Tag! Neil! Steśkniłaś się, co? No, bo ja też XD karłach. Mitycznych karłach, Parlay.
      http://media.tumblr.com/tumblr_m9dmhrT8AR1rvdahv.gif
      no, ale jak już mówiłam, to koleżka był w rozdziale, zanim powstało pytanie Twoje czy jeszcze będzie. A więc masz odpowiedź. A co McKagana i jego pledzika to wiedziałam, że tak zareagujesz. No, trzeba było to dopisać. Trzeba było!
      Dość ciężko było mi tu jakoś wkleić temat dziaciaczka, bo przecież właśnie Bach też jest bambuchem jeszcze. Wgl w rzeczywistości też jakieś to takie dziwne musiało być zapewne. Ale to jest Baz tego nie ogarniesz. Ten gif to kolejne szybkie dzieło Perry’ego. To się cieszę, że matma nie była taka zua jak zwykle XD

      Usuń
    3. Tag, Marshall. Pewnie zdziwi to poniektórych malusieńskich, ale sb myślę, a pasuje to go wstawię. Będzie zmiana klimatu. A teraz leci ‘The Wolf’ Eddiego i zawsze mi się kojarzy z tym jak Eddie stoi na szczycie góry w pióropuszu, ręce rozłożone w kształcie ‘V’ i śpiewa. Heh tak śpiewałam w Gdańsku na przystanku tramwajowym xd hejo! Jak ktoś widział, to pewnie musiał być urzeczony moim zawodzeniem XD
      http://media.tumblr.com/55e8b62ef613f125c36fd3b78dbc28d5/tumblr_inline_ndgswvALgB1shrb8p.gif
      o. i pięknie. Nie wiedziałam jak zostanie odebrane to przejście do akcji bez wyjaśnienia. Ale widze, że Tb się spodobało. To superancko! Nie rycz mała nie rycz. No i proszę. Popierasz te dziwne relacje PerryvsBierk czy tam na odwrót. Loffki, kisski czy inne badziewie. Dziś na konwersacjach babeczka się pyta co będziemy robić po studiach. Perry jako jedyna ‘Berro molta birra e partiro per l’Alasca.’ Polecanko. I spokojnie, Parlay. Jakoś to ogarnę ;D nie zapominaj, że jeszcze są JA.
      http://files.riffsy.com/images/dae1c99ca516fb7aa9f8b2773d755a16/raw
      BELIEVE IN MEEEEEE!

      Usuń
  2. Nie wiem od czego zacząć xD
    O wiem. Kłótnie chłopaków. Jebłam. Dlatego lubię Perry twoje blogi. Bo jak coś walniesz to wspominasz przez cały dzień :D
    Powrót Dylan. Szkoda mi Steven'a ale w sumie sam sobie winny. Mógł powiedzie od razu co czuję, przeprosić. Nie mogłam sobie wyobrazić pudelka takiego aroganckiego, chamskiego. Może dlatego, że każdy określa go jako chodzące uśmiechnięte dziecko które nigdy nie jest wredne.
    Sebuś pogodził się z czarną!!!!!! Yeyyyy... I jeszcze piosenkę dla niej zadedykował. Wspomnienia chłopaków Skid Row znowu leże. Nie dziękuję xD
    Erin, Erin... I Axl. Co z nimi będzie? Strzelam, że się pogodzą. Mam taką bynajmniej nadzieję. Samotna Debbie. Przez chwilę szkoda mi się jej zrobiło. Nie pałam do niej empatią.
    Ja Ci dam Dylan! Ona ma zostać! Zrozumiano?! Znowu będzie jak w poprzednim :P A tak nie chcemy. Więc Dylan Bach ma siedzieć na dupie i nigdzie NIE WYJEŻDŻAĆ. Rozumiemy się?
    Dziękuję bardzo.... A zapomniałam rozdział bombowy. Rozbawiasz mnie xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kłótnie? Jakie znowu kłótnie? Były jakieś kłótnie? W sumie takie przekomarzanie się najwyżej ;D O. No proszę. To mi miło to słyszeć, że ktoś wspomina moje opowiadanie heh Normalnie fejmik.
      No, ale czasem Sztiwenek też miał złe dni. Bo kto ich nie ma, hę? Takie filozoficzne zagadnienie hm... Kontemplujmy. Haha wszyscy sie cieszą, że Bierkowie sie pogodzili. Aż się zdziwiłam! Wow! Naprawdę nie myślałam, że to AŻ tak wazne. A jednak, Perry. Oj, wspomnienia mają dobre ;D To prawda hiehie
      Nie lubisz Deb czy tylko teraz?
      Oj, jaka zła Eva. Ukazało się prawdziwe oblicze. Pieknie, pięknie. Dzieki za kometę ;D

      Usuń
  3. Jestem wściekła, bo usunęło mi pół komentarza, ale co to dla mnie!? Nie pozostaje mi nic innego, jak jechać z tym koksem jeszcze raz. Tak więc cześć, Perry! Ogólnie, od razu mówię, że przepraszam, ale nie chciało pisać mi się komentarza, a czas szybko uciekał. Tak czy siak, już się biorę i piszę.
    Fragment pierwszy już sobie przyswoiłam, oho. Cóż ja Ci mogę powiedzieć? Mi osobiście dupy nie urwał, ale był fajny. Ładnie tak porozmawiać z przyjaciółką, szkoda tylko, że na poważne, przygnębiające tematy ._. Wszyscy hejtują Stevie'ego, a ja nie uważam, by zrobił coś złego, strasznego. To znaczy: niefajnie, że zdradził Dylan. Nie lubię takich chłopców. No ale to w końcu Guns, wzbijająca się gwiazda rocka itp. Nie chcę generalizować, ale... czy tak nie postępowali wszyscy z zespołu minimum w 90% przypadków(o ile nie więcej)? Nieważne. Zlinczujesz mnie, Perry.
    Kolejną część też już sobie przypomniałam. Bach. Sebastian Bach. No, w końcu się pogodzili! :D Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale lubię spokój i brak kłótni, toteż jestem jak najbardziej na tak! Zniżanie głosu przez Dave'a podobało mi się chyba najbardziej z całego fragmentu, haha. Rozczulające! XD A co do sprawy Marii to... ja tam się wolę nie wtrącać, nie wiem nic, lepsze jest cieszenie się z pogody w Heavenhousie.
    Bieeedny Adler! :C Mówcie sobie, co chcecie, ale dla mnie on zawsze będzie tym, którego kochała Dylan. Ostatnio o nim myślałam. Fakt, wkurzał mnie, jednak to nadal jest Steven. Niech go Dylan przygarnie i wyciągnie go z wszelkich gówien, pliis. Chociaż musiałabyś pozabijać wszystkich innych bohaterów, to to zrób dla mnie i Stevena ;-; (to tylko podkreśla mój smuteg, pisz jak chcesz)
    Ej, ej, ej! Zagalopowałam się. Ominęłam Debbie, no kur, to źle. Pominęłam mojego promyczka kochanego ;-; Bidulka, wszyscy się na nią wypięli, ale co to dla panny Adler!? Znalazła sobie git towarzysza.
    No a końcówka to ja nie wiem.
    Pozdrawiam i nowy u mnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dylan coraz bardziej zaczyna przypominać mi Samborę. Choć z początku wydawało mi się, że raczej nie będą miały ze sobą nic wspólnego, bo Agata była zawsze taką twardą, ale jakże zajebistą ekhm suką. a Dylan... No Dylan była na początku pogodną hipiską. I może to tylko ja tak odbieram, ale... zmieniła się. W taką chłodną, oschłą laskę. Ale ma do tego jak największe prawo! Idzie spotkać się ze swoim chłopakiem-niechłopakiem, inaczej, kimś na kim jej jeszcze zależy, a tu niespodzianka. Pieprzy dziwkę. Bleh. Czyżby definitywny koniec ich związku? No na to wygląda. Co nie zmienia faktu, że chciałabym aby ten jeszcze trochę o nią powalczył.
    Dalej... No, przynajmniej plus taki, że pogodziła się z braciszkiem! Najlepsze rodzeństwo ever! :D I kolejny plusik za Skidów. W ogóle masz u mnie przeogromny plus za to, że ciągle pojawia się tu jakiś nowy zespół, nie jest monotonnie.
    Ach, no i jest Ambruce! Deja vu? :D
    Nie no, ogółem rozdział zajebisty, aż chce się czytać kolejny! Także pisz laska, czekam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dlatego, że nie umiem inaczej pisać... Not good :c Czuję się nieudacznikiem. No, cóż. No, ale Amruse jest chyba mistrzem rozdziału, chociaż tak mało go było. No, cóż. Mam jakiś melancholijny nastrój dziś.

      Usuń
  5. No a wiec
    Ten moment Sebastiana i Dylan, jak sie pogodzili
    to bylo takie urocze *w*
    Mialam nadzieje ze sie i ze Stevenem pogodzi no ale
    albo jedno albo drugie XD
    A ta trasa z Bon Jobi to jest swietny pomysl i moze byc mega ciekawie :D
    Taki ten rozdzial ni smutny ni wesoly
    Znaczy smutny jest w momencie spotkania Dylan i Adlera
    A smieszny jak Scotti powiedzial ze Baz jest w ciazy XD i nak ch Sebastian budzil

    I bardzo mnie zaciekawila postac tego Neila (chyba tak sie nazywal XD), taki jakis bez uczuc sie wydawal, taki tajemniczy...

    Rozdzial genralnie byl bardzo emocjonalny (jak dla mnie XD) i z jednej strony szczesliwy a z drugiej dobijajacy...
    Ale mi się podobał, bardzo:3
    /lili

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chcesz się dowiedzieć o Neilu to odsyłam do poprzedniego opowiadania ;) Dla wiernych czytelników był to mały powrót do starych czasów. Skidzi to jednak dzieci kaktusa.

      Usuń