Perry can dance:
Naprawdę rozdział będzie przesycony długimi nocami.
Ten post to same rozstania i powroty.
Trochę dramatycznie w niektórych momentach, no ale cóż...
A tak wgl zakładka 'Bohaterowie' doczekała się aktualizacji.
14. Long Nights
Erin leżała na nieskazitelnie białej kanapie w domu Perry'ego,
patrząc się w sufit. Obok spała w najlepsze Dylan, obie były kompletnie pijane.
Dodatkowo w ramionach czarnulki ułożył się kot. Tak, kot. Okazało się, że
maleństwem pani Perry był właśnie on. Joe obiecał, że się nim zajmie podczas
nieobecności swojej żony, ale oczywiście zapomniał.
- Zobacz jaki słodki! - Śmiała się Dylan, biorąc w ramiona kocura
i pokazując go Everly.
Gdy Bierk
wyjeżdżała ze Seattle, gitarzysta dał jej klucze do domu i poprosił o zajęcie
się kociskiem. Dylan bez problemu przyjęła propozycję i z głębokiej dobroci
serca wzięła na siebie obowiązki niańki. Jednak Erin nie mogła uwierzyć w to,
że relacje między nią a Perry'm były iście przyjacielskie. A przynajmniej z
jego strony. Jej przyjaciółka była niesamowicie wrażliwą osobą i bała się, że
ten ją wykorzysta, a potem zostawi ze złamanym sercem. Westchnęła.
A propos złamanych serc - jej również zostało zdeptane. Dylan była
świeżo po zebraniu z ziemi kawałków swojego uczucia, ale mimo, że tego nie
pokazywała, Erin wiedziała, że nadal kochała Stevena. I przez to cierpiała. Jej
przyjaciółka jednak nie skarżyła się, wszystko nosiła w swoim sercu. Jednak na
wieść o zdradzie Axla, skupiła się stuprocentowo na Everly. Dziewczyna nie mogła
uwierzyć w to, że jej przyjaciółka była tak chętna do pomocy, pomimo własnych
dość sporych problemów. Bierk była światełkiem jej życia. Małym cichym dobrym
duszkiem pośród nieskończonych ciemności nędznej rzeczywistości. Co by bez niej
zrobiła? Bez wcześniejszych informacji zrobiła jej ulubionego drinka, pozwoliła
wypłakać, wysłuchała, dała wsparcie, czasem rzuciła jakimś żarcikiem, przez
który Erin lekko się uśmiechała przez łzy.
- Wiem jak się czujesz... - powiedziała po dwóch godzinach
rozmowy. - Przecież obie wiemy, że Steven nie był mi wierny. Nie chcę
umniejszać wagi twojego bólu. W pierwszym etapie po zdradzie bardzo
cierpiałam, a Steven miał na mnie wyjątkowo wylane. Był chłodny, wręcz czepiał
się o to, że miałam mu za złe seks z jakąś przypadkową dziewczyną. Nie zdawał
sobie sprawy z tego jak czułam się upokorzona. Jednak w dłuższej perspektywie
czasowej, gdy trzeźwiał, stopniowo uświadamiał sobie, że mnie skrzywdził.
Starał się odbudować zaufanie między nami sprzed zdrady. Mówiłaś mi wtedy, żebym
go zostawiła. Jednak tak mocno go kochałam, że chciałam mu wybaczyć. Nie
chciałam tego robić na siłę ze strachu przed samotnością. Więc dałam sobie i
jemu czas.
- Chcesz mi powiedzieć, że mam mu wybaczyć?! - rzuciła
oskarżycielsko Erin, której alkohol powoli zaczynał uderzać do głowy.
- Kochasz go? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Bierk, patrząc
uważnie na przyjaciółkę.
- Kocham... - odparła po chwili ciszy dziewczyna, załamując ręce i
na nowo zaczynając płakać. Dylan przytuliła ją do siebie i pozwoliła ponownie
moczyć sobie koszulę.
Erin pociągnęła nosem. Postanowiła poczekać. Było zdecydowanie za
wcześnie, żeby podejmować decyzję o rozstaniu. Dylan miała rację. Powinna dać
opaść emocjom i przeanalizować następne kroki. Całe szczęście zaczynał się
weekend i nie musiały iść do pracy. Zresztą była jakaś piąta rano, a one obie
były kompletnie pijane. Erin przystała również na propozycję Dylan. Obie miały
mieszkać w domu u Perry'ch przez następne dwa tygodnie, czyli do powrotu pani
gospodarz. Jak się miały potem dowiedzieć, posiadłość stała się ich azylem.
***
Sebastian siedział w domu razem ze Scotti'm i od jakichś dwóch dni
starali się napisać do końca piosenkę. Nie ruszali się nigdzie poza łazienką i
jego pokojem. Dookoła wszędzie walały się zgniecione puszki po piwie, kawałki
niedojedzonej pizzy i jakieś szmaty. Rachel zostawił ich poprzedniego dnia, Rob
w ogóle się nie pojawił, a Sabo dzwonił, że niedługo przyjedzie.
- Niedługo. Ta jasne! Dzwonił trzy godziny temu! - prychnął Hill,
rzucając gitarę na łóżko i rozmasowując zmęczoną twarz. - Masz jeszcze coś do
picia? - spytał zrezygnowany, szturchając Bacha.
- Piwo czy wódka?
- Daj wódę. Może coś nam wyjdzie jak się schlejemy. - Scotti
uśmiechnął się półgębkiem, ciągnąc porządnego łyka czystej. Gdy tylko
przełknął, o mało alkohol mu się nie cofnął, a Sebastian głośno się roześmiał.
Praktycznie w tym samym momencie ktoś zadzwonił do drzwi. - O. Przylazła
księżniczka. Zajebię gnoja - rzucił zły Hill, ocierając brodę z wyplutej wódki.
Bach tylko pokręcił głową, poklepał przyjaciela po ramieniu i wstał, by
otworzyć gitarzyście. Miał nadzieję, że z pomocą Snake'a uda im się w końcu
skończyć ten kawałek. Nie wiedział czemu, ale wszyscy byli dziwnie rozkojarzeni
w ostatnim czasie. Rob nie odbierał telefonu i nawet nie było możliwości, żeby
zrobić porządna próbę. Złapał za klamkę i pociągnął.
- Gdzie byłeś, skurwielu? - rzucił z uśmiechem Sebastian, patrząc
na Sabo wyczekująco. Jednak Dave posłał mu tylko długie spojrzenie i nic nie
odpowiedział. Dopiero po chwili Bach zobaczył, że chłopak był dziwnie sztywny.
Obie dłonie włożył do kieszenie spodni i podciągał co chwilę nosem. Wyglądał co
najmniej podejrzane. - Co jest, stary? - spytał Bach, trącając kumpla w ramię,
ale ten tylko westchnął głęboko i przesunął się w bok. Dopiero wtedy blondyn
zdał sobie sprawę, że ktoś stał za gitarzystą. Bach zdrętwiał. Sabo minął go w
drzwiach i wszedł głębiej do domu, zostawiając wokalistę samego z dziewczyną.
Nie chciał być świadkiem tego spotkania. Miał tylko nadzieję, że Sebastian
postąpi słusznie.
Tymczasem czarnulka stała ze zwieszoną głową, a małe dłonie zbiła
w pięści. Trwali dobrą chwilę w milczeniu, nie mając pojęcia, kto powinien
zacząć.
- Sebastian... - Dylan w końcu podniosła na brata czerwone od
płaczu oczy. Jej głos praktycznie co chwilę się załamywał. - Wiem, że cię
zawiodłam. Nigdy nie pomyślałam, że będę w stanie cię zranić. I to co
mówiłam... Ja wcale tak nie myślałam. Przepraszam cię za to wszystko. Byłam
wtedy wściekła. Nigdy nie chciałam zaciągnąć tego tak daleko, bo wiem, że to
nie była twoja wina. Chciałeś mnie chronić, a ja cię tylko dobijałam. Nawet nie
zauważyłam, kiedy stałeś się mężczyzną, a przestałeś być moim młodszym
braciszkiem. Jestem w jakimś cholernym dołku i nie mogę się wydostać.
Potrzebuję cię, żebyś wyciągnął mnie z tego syfu. - Dylan ciągle płakała, a pod
koniec ściszyła głos, nie mogąc się opanować. - Tak bardzo mi przykro...
Sebastian stał w
drzwiach zmieszany, nie mając pojęcia co robić. Cały jego dobry humor wyparował
i teraz zostało tylko napięcie i smutek. Z jednej strony chciał, żeby Dylan się
zamknęła i po prostu się przytuliła, ale czekał. Druga strona podszeptywała mu,
że zasłużyła na to. Jednak szybko odrzucił od siebie te myśli. Był zły, że w
ogóle pomyślał o czymś takim. Zastanawiał się co powiedzieć, a jego siostra
stała przed nim roztrzęsiona, prosząc o wybaczenie. Jednak on też tego
potrzebował. Przez ten czas rozłąki tęsknił, przeklinał, pił, miał dosyć
zamartwiania się. Teraz też w jakimś sensie był zły na Dylan za to, że przyszła
do niego pierwsza. Zamiast bycia w domu, siedzenia na dupie, wkurwiania się i
jęczenia, mógł wziąć sprawy w swoje ręce i jej poszukać.
- Widzę... Widzę, że masz próbę - wyjąkała Dylan, ocierając łzy z
twarzy wyciągniętym rękawem, a Sebastian zdał sobie sprawę, że ciągle nic nie
powiedział. - To... To może ja już pójdę...
- Oni mogą się pieprzyć. Zostań ze mną - wyrzucił w końcu, gdy
dziewczyna już się odwracała, by odejść. Nawet nie wiedział, kiedy przygarnął
siostrę do siebie i mocno przytulił. Wtulił twarz w jej włosy, zaciskając z
całej siły powieki. - I jestem wściekły, bo nigdy nie podziękowałem ci za bycie
moją mamą i tatą. Zawsze będę cię kochał, cokolwiek zrobisz. Jesteś moją
siostrą.
Dylan oddała uścisk, obejmując brata w pasie i wybuchając głośnym
płaczem. Stali tak w otwartych drzwiach jeszcze dobrą chwilę, zanim Sebastian
pocałował dziewczynę w czubek głowy i wprowadził do domu. Musiał mieć ją pod
ramieniem, by czuć, że już nie ucieknie.
- A teraz chodźmy na próbę. Koniec tych czułości - rzucił do
siostry, szczerząc się w ten swój charakterystyczny sposób. Dylan wybuchnęła
śmiechem, chociaż ciągle miała mokre policzki od łez. Sebastian zaprowadził ją
do swojego pokoju, gdzie siedzieli zamyśleni Hill i Sabo. Gdy rodzeństwo
weszło, od razu posłali im nerwowe spojrzenia, ale widząc uśmiechy na twarzach
Bierków, rozluźnili się i też przyłączyli do świętowania powrotu. W trakcie
dołączył Bolan, któremu wyrzuty sumienia nie pozwalały zostawić przyjaciół w
potrzebie. Gdy wszedł z basem na plecach, zmierzył wszystkich w pokoju i
mruknął:
- Przegapiłem coś?
Jednak nikt nie był łaskawy wytłumaczyć mu co się stało, ale
Rachel głupi nie był i gdy zobaczył Dylan, od razu wszystko zrozumiał. Z chęcią
dołączył do świętującej czwórki, która właśnie rozlewała kolejkę. Długo nie
trwało zanim Bach uciszył towarzystwo i wskoczył na wzmacniacz. - Uwaga,
skurwiele! Mam do zakomunikowania coś bardzo ważnego!
- Jesteś w ciąży?! - wykrzyknął Scotti, łapiąc się za głowę. -
Wiedziałem!
- Spierdalaj! - rzucił do niego blondyn, po czym kontynuował:
- Chcę zadedykować ten kawałek mojej siostrze, więc z łaski swojej
pomóżcie mi!
Czwórka Skid Row zajęła pozycje, do tego Sabo z chęcią wskoczył za
perkusję, patrząc z uśmiechem na resztę. Sebastian stanął przed mikrofonem, po
czym odchrząknął.
- Piosenka może nie jest świeżuteńka... I nie mojego autorstwa.
Ale... - W tamtym momencie wszyscy parsknęli śmiechem. - Cicho! - rzucił
groźnie Bach, po czym Snake walnął w bębny i piosenka się zaczęła.
If the sun refused to shine,
I would still be loving you.
When mountains crumble to the sea,
There will still be you and me
I would still be loving you.
When mountains crumble to the sea,
There will still be you and me
***
- Sorka, Deb,
ale nic z tego nie będzie! Musisz sobie sama zorganizować wieczorek! - Rob
krzyczał do słuchawki, próbując zagłuszyć dudniącą muzykę, jednak słabo mu to
wychodziło. - Trzymaj się!
Rzucił słuchawką i pobiegł zaraz z powrotem do salonu, gdzie
skakała w najlepsze reszta Skidów i Dylan. Nikt więcej. To była ich prywatna
impreza i nikt nie mógł im przeszkodzić. Wszyscy cieszyli się, że rodzeństwo
Bierk się pogodziło. No i z powrotem Dylan standard jedzeniowy znowu wrócił do
normalności. W sumie cała ich szóstka była jak postrzelone rodzeństwo. Jak
jedno z nich miało rozpierdolony nastrój czy kłopoty, dotykało to każdego z
nich z osobna. Dlatego mieli się z czego cieszyć. Tymczasem po drugiej stronie
słuchawki siedziała Debbie. Blondynka odłożyła telefon i włożyła kciuk do ust.
Bajecznie. Z nikim nie mogła się dziś zobaczyć. Z Gunsami nie miała zamiaru się
bawić. Nie po ostatnim razie. Gdy się obudziła po podróży, ogarnęła ciemny
pokój. To, co zobaczyła wcale jej nie zachwyciło. Steven bzykał się z blondynką,
która wcześniej klęczała obok Deb. Z ich twarzy mogła wywnioskować, że wciąż
byli naćpani. Slash leżał z anielskim wyrazem twarzy w kącie, Duff to samo, a
po Izzy'm nie było śladu. Podobnie jak po Einstein'ie. Człowiek zagadka. Adler
znalazła tylko obok siebie jakąś pastylkę. Zmarszczyła brwi, wpatrując się na
tabletkę. Przy nikim innym nie znajdowała się ani jedna, tylko przy niej. Z
niemałymi wątpliwościami podniosła kapsułkę, oglądając ją z każdych stron.
- To pomoże ci wstać - rzucił jakiś szatyn, siedzący w kącie. Z
tego co dostrzegła Debbie był raczej w kiepskim stanie i łykał na tabsa w jej
ręku. - Masz szczęście. Einstein nie daje ich byle komu. Robiłaś to pierwszy
raz?
- Wybacz, ale ty to...?
Chłopak rzucił jej tylko krótkie spojrzenie i spuścił głowę. Chyba
próbował się jakoś ogarnąć. Co polegało tylko na siedzeniu.
- Neil. Neil
Ambruse - rzucił w końcu po dość długiej chwili przerwy. - I serio radzę ci
połknąć tabletkę. Jeśli nie chcesz zbierać swojego mózgu z podłogi - dodał, nie
podnosząc głowy.
- Coś o tym wiesz? - spytała blondynka, wrzucając kapsułkę do ust
i połykając.
- Można tak powiedzieć - odmruknął Ambruse. - Ale w
przeciwieństwie do wszystkich w tym pokoju nie jestem naćpany.
- Nie? - rzuciła prześmiewczo Debbie.
- Gdy wy tu leżeliście dobry dzień, siedziałem i pilnowałem was.
Zjaraliśmy blanta z Einsteinem, a potem trochę mnie zamroczyło.
- Pilnujesz ćpunów?
- Tam - Neil wskazał jakiegoś bruneta. - Leży mój brat.
- Widzisz. A mój tam. - Debbie rzuciła spojrzenie Stevenowi,
obściskującemu się z nieznaną blondynką. Od razu ją zemdlił sam widok, więc
szybko się podniosła i skierowała do drzwi. - Spierdalamy, Neil?
- Nie. Poczekam, aż się obudzi.
Alder już łapała za klamkę, ale zatrzymała
się jednak przed wyjściem, czując dziwną ciekawością związaną z osobą Neila.
Chwilę postała w miejscu, zanim rzuciła:
- Jak się obudzi, będzie go słychać. Chodź. Zrobimy sobie kawy, herbaty czy to
tam zostało w tej kuchni.
O dziwo chłopak się zgodził. Powoli wstał i poszedł za blondynką. Gdy oboje
weszli do kuchni, zastali dwie osoby rozwalone na podłodze, które ominęli i
jednego marudera leżącego na zlewie. Deb złapała go za tył koszuli i
pociągnęła, brutalnie zrzucając na ziemię. Nie przejęła się zbytnio chłopakiem,
który bezwładnie pierdyknął o glebę. Szczerze miała dosyć tych wszystkich
przypadkowych ludzi, których nawet Gunsi nie znali i przyleźli z ulicy. Wypijali
ich alkohol, spali w ich domu, często nawet zajmowali ich sypialnie. W sumie to
były praktycznie gołe materace, ale i tak wpierdalali się z brudnymi butami do
ich azylu. Westchnęła, nalewając do czajnika wody.
- Kawy... Czy kawy? - spytała, odwracając
się do Neila. Debbie musiała nieźle zadzierać głowę, żeby widzieć jego twarz.
Chłopak wzruszył ramionami i walnął się na krzesło. Siedzieli chyba dobre dwie
godziny zanim z pokoju dobiegł odgłos poruszania się. Adler dowiedziała się w międzyczasie, że
Ambruse poznał się z chłopakami przez jakąś byłą laskę Slasha i od tego czasu
żyli w dobrych stosunkach. Zaciekawił ją fakt, że jej nowy znajomy chodził do
szkoły aktorskiej i nawet nieźle mu szło. Nie był ćpunem ani pijakiem, chociaż
potrafił się wykazać od czasu do czasu. Obraz Gunsów nieco podniósł się w
oczach Debbie, gdy okazało się, że nie znali samych narkomanów i innych
uzależnieniowców. Można to było zapisać do ich krótkiej listy normalnych
osiągnięć. W sumie znajdowały się na niej znajomość z Ambrusem abstynentem i... To chyba wszystko, pomyślała
Debbie, szukając w pamięci czegoś, co nie odbiegało od normy przeciętnego
obywatela.
Szybko zleciał jej czas, który spędziła z
Neil'em. Wydawało jej się, że praktycznie po piętnastu minutach żegnała
kolesia, podtrzymującego brata wciąż żeglującego w świecie Einsteina. Właśnie.
Po tajemniczym jegomościu nie było śladu. Człowiek widmo. Naprawdę był wart
swojej mrocznej legendy, która krążyła po mieście jak niesamowita bajka nie
mogąca się ziścić. Debbie przeszukała cały dom i nie znalazła ani jednego śladu
jego istnienia. Jedynymi dowodami na to była ona sama i reszta Gunsów.
Dziewczyna ocknęła
się z dziwnej nostalgii, gdy łyżeczka spadła na ziemię. Schylając się po nią,
zauważyła dwóch nowych ludzi w kuchni. Po chwili Debbie siedziała razem z
Duffem i Slashem nad kubkami kawy. Wszyscy starali się dojść do siebie
po animowanej podróży i na razie osiągnęli tylko etap zombie. Ubrani na cebulkę
kiwali się w przód i w tył z kubkami w obu dłoniach, zupełnie jakby nie zdawali
sobie sprawy, że kawa już dawno ostygła. Deb patrzyła z politowaniem na ich
dwójkę, zdając sobie sprawę, że wyglądała podobnie. O ile nie tak samo. W
pewnym momencie do kuchni weszła dziewczyna. Ale nie blondynka. W samej
koszulce i rozklekotanymi trampkami na nogach. Adlerowej wydawała się dziwnie
znajoma. Szatynka w ogóle nie zwróciła na nią uwagi tylko otworzyła lodówkę i
wyciągnęła z niej cenny płyn. Pozbyła się kapsla, uderzając piwem o kant blatu.
Pogrzebała chwilę w kieszeni koszulki, wydobyła papierosa z paczki, po czym
momentalnie go odpaliła. Włosy miała wysoko spięte, ale wielkie różowe okulary
zasłaniały jej oczy.
- Hej! - rzuciła miło Debbie. Dziewczyna
powoli odwróciła się w jej stronę, ale niczego nie powiedziała. Patrzyła tylko
długo na trójkę zmarnowanych ludzi przy stoliku, aż w końcu podniosła okulary
na czoło. Miała mocno zarysowane oczy, ale te i tak były naturalnie duże i
lśniące. Gdyby nie ten wyraz..., pomyślała Debbie. Szatynka
zjechała dziewczynę spojrzeniem, aż w końcu mruknęła:
- Co za gówniany poranek...
Po czym wyszła, zostawiając mocno
zszokowaną całym zajściem Adler, która sądziła, że przynajmniej dowie się jak
damulka miała na imię. Spojrzała wymownie na Slasha i Duffa, jako takich
dochodzących do siebie. Na jej pytające spojrzenie McKagan wzruszył ramionami,
poprawiając sobie kocyk na ramionach.
- Nie jest od nas - wybełkotał, a Deb
machnęła porozumiewawczo głową. No, tak. Ile to tego dziadostwa zostało po
imprezie? Wybudzali się z pijanego amoku w przeróżnych częściach domu,
wygrzebywali zza zasłon, dywanów czy innych interesujących przedmiotów
zbierających kurz. Wychodzili stamtąd jak krety z kopców.
- To zostaje nam czekać, aż reszta się
obudzi... - rzuciła do dwóch ćpunów, którzy niemrawo zakołysali się możliwe na
potwierdzenie jej słów, chociaż kto ich tam wiedział. Blondynka westchnęła, patrząc w czarny płyn w kubku.
***
Sebastian
obudził się jako pierwszy. Leżał na kanapie, a cała reszta ludzi porozkładała
się na ziemi. Szybko poszukał jednej ważnej osoby. Odetchnął z ulgą, widząc
Dylan rozwaloną na Robie i Sabo. Głowa dziewczyny leżała na plecach perkusisty,
a nogi plątały się z kopytami Dave'a. Bach uśmiechnął się do siebie, widząc, że
wszystko wróciło do normy. Zresztą niedługo mieli się wybierać w trasę z Bon
Jovi, co dodatkowo polepszyło mu humor. Nie wyobrażał sobie wyjazdu bez
poprzedniego pogodzenia się z siostrą. Zresztą miał cichą nadzieję, że ta
zgodzi się na wspólny wypad w trasę. Chociaż zdawał sobie sprawę z nikłej
szansy. Praca, obowiązki czy zwyczajne niechcenie wtrącania się w sprawy
zespołu stały na drodze rodzeństwu. Tylko bez Dylan Skid Row w ogóle by nie
powstało. To ona pozwalał im grać długo i tak głośno jak chcieli, udostępniła
garaż, wymyśliła nazwę, pomogła napisać nawet niektóre teksty. W sumie wszyscy
traktowali ją jak członka zespołu. Do tego trasa sprawiała, że Sebastian się
cieszył i chciał dzielić się tym szczęściem ze swoją siostrą. Niektórzy
zarzucali im, że spędzają ze sobą za dużo czasu. ale ktokolwiek tak twierdził
mógł się cmoknąć.
Skoro w domu i w
zespole wszystko grało, została jedna sprawa. A mianowicie Maria. Dość dawno
jej nie widział. Jej i Parisa. Wciąż pewnie byli u matki dziewczyny. Należało
to do nieco gorszych chwil w jego życiu - przeprosiny. Kochał tę dziewczynę,
ale jak sobie coś ubzdurała... Odetchnął głęboko. Obiecał sobie, że przed trasą
do nich pojedzie. Ale na razie chciał cieszyć się tym, co miał. A mianowicie
Dylan. Jeszcze raz zerknął na siostrę. Na pewno też będzie chciała z nim
pojechać do bratanka. Na początku swojego związku z Marią Sebastian bał się, że
dziewczyna nie będzie lubiła Dylan, a zależało mu, żeby obie miały dobre
relacje. Jednak jego obawy okazały się bezpodstawne. Panna Bierk szybko
odnalazła wspólny język z blondyną, chociaż Bach zdawał sobie sprawę, że nie
było to takie proste. Dobra.
Koniec tych wspominek!, krzyknął do siebie w myślach i wstał. Musiał chwilę
zastanowić się co ze sobą zrobił, co wcale nie było takie trudne. Nastawił
Spread Eagle na Broken City*
i podkręcił głośność na maksymalną częstotliwość. Chwilę poskakał, po czym w
podskokach przebył drogę do salonu, gdzie z podłogi podnosili zaspane głowy
Skidzi i Dylan.
- Bądź łaskaw
wyłączyć ten jazgot! - syknął, wciąż z policzkiem przy glebie Rachel.
- Trochę
szacunku dla klasyki - odparł, drący się wniebogłosy z wokalistą Bach.
- Co to za
klasyka się pytam? - burknął Scotti, przewracając się na drugi bok. Była jakaś
piętnasta, a ten cwel łupał swoją ukochaną piosenką na całą ulicę. W takich
momentach Hill miał przeogromną i nieodpartą chęć go ukatrupić. Sabo, Rob i
Dylan lekko się poruszyli, ale udawali, że dalej śpią. Jednak Sebastian nie dał
im takiej szansy. Rzucił się prosto na nich, przygniatając również siostrę
swoim wielkim cielskiem. Tego nie mogli zignorować.
- Ała! - pisnęła
dziewczyna, a za nią poleciały wyzwiska.
- Kurwa mać!
- Bach, ty
zjebie! Spierdalaj!
Dopiero gdy
towarzystwo porządnie się wybudziło, Sebastian dał sobie spokój, uznając misję
za zakończoną. Gdy stali przed nim zaspani, przeciągający się i rozczochrani,
uśmiechnął się szeroko.
- Ładna pogoda!
Może wyjdziemy na dwór? - rzucił rozochocony, przekrzykując głośną muzykę. Nikt
mu nie odpowiedział. Chyba zwyczajnie trawili jego propozycję w swoich
zachlanych mózgach. Ich pozostałości po szarych komórkach pracowały na
najwyższych obrotach, żeby skleić z jego słów coś sensownego. Sabo jednym
ramieniem opierał się o Dylan, a drugą ręką rozcierał twarz. Hill wcisnął
dłonie do kieszeni spodni i wyglądał jakby zaraz miał się przewrócić. Rachel
odrzucił włosy do tyłu, chcąc wyglądać świeżo, a Rob gapił się tępo przed
siebie, ziewając co chwilę. Sebastian nie widział innego sposobu jak po prostu
użyć siły. Zagonił ospałych alkoholików do drzwi i po prostu wyrzucił za dom do
średnich rozmiarów ogrodu. Tam rozstawił każdemu krzesełko i popchnął na
siedzenie. Gdy wszyscy zajęli miejsca, spokojnie mógł zrobić to samo. Słońce
świeciło niemiłosiernie, ale duchotę rozwiewał przyjemny wiatr. - No! Wiecie,
że już za tydzień jedziemy w trasę?!
Wszyscy
spojrzeli na niego wilkiem, walcząc z bólem wątroby, głowy albo jak Rob nogi,
którą przygwoździł Bach.
- Fajnie.
Popodniecajmy się Bon Jovi - rzucił zmęczonym głosem Rachel. - Hill mieszkał
chyba obok niego. Co nie, stary?
- Pamiętacie jak
poszliśmy z nimi na jakieś afterpaty? - spytał Dave, ciągle rozcierając
twarz.
- Tia. Za każdym
razem, gdy ludzie ich widzieli było takie coś 'Jon Bon Jovi'! - Sebastian
gestykulował, gdy mówił nazwisko wokalisty, co rozbawiło obecnych. - A mina
Hilla była wtedy niezbędna, bo przecież trzymali się od małego.
- A pamiętacie
jak przy wejściu zatrzymali nas ochroniarze i pytali czy gramy w Bon Jovi? -
Sabo parsknął śmiechem. - 'No, to może w Cinderella?' - Tym razem Dave zniżył
głos i udawał goryla. - 'Nie, jesteśmy z innego zespołu. Gramy przed nimi', a
ci 'Nie! Nie ma możliwości! Nie ma pierdolonej możliwości, żebyście weszli!'
- 'Nie, dzięki'
- dorzucił Sebastian.
- Smutne... -
podsumował wspominki Scotti, popijając Colę, którą wziął nie wiadomo skąd.
Wszyscy westchnęli, ale w sumie po chwili zaczęli się tak głośno śmiać, że
sąsiedzi wyszli na balkon i zaczęli się drzeć, żeby dzieciaki w ogródku się
zamknęły. Bolan siedząc plecami do starszych ludzi, pokazał im środkowy palec,
jednak na groźbę wezwania policji nieco spuścili z tonu, żeby zaraz po
zniknięciu sąsiadów, rozpocząć poranną imprezę na nowo. Ktoś zarzucił pomysłem
zrobienia ogniska, który wszyscy z ochotą podłapali. Dave z Dylan pojechali po
prowiant, bo dziewczyna okazała się najbardziej trzeźwa, a cała reszta zaczęła
bardzo powolne przygotowania.
***
- Steven? -
Dylan weszła z szerokim uśmiechem do pokoju chłopaka, ale zaraz tego
pożałowała. Zastała Adlera z jakąś dziewczyną podczas seksu. Cała trójka
znieruchomiała, wpatrując się w siebie z niedowierzaniem, jednak Bierk szybko
się otrząsnęła, spuściła wzrok, bąknęła niewyraźnie 'Przepraszam' i szybko
zamknęła za sobą drzwi. Steven nie miał pojęcia, co się stało, ale widząc
dziewczynę, zrzucił z siebie blondynkę, wyskoczył z łóżka i wciągnął
błyskawicznie na tyłek spodnie. W biegu narzucił jeszcze jakąś koszulkę. Miał
tylko nadzieję, że zdąży złapać Dylan, zanim ta znowu zniknie. Nie zastanawiał
się, dlaczego przyszła po takim czasie. Chciał z nią po prostu porozmawiać.
Zbiegł ze schodów, a właściwie z nich zeskoczył, o mało nie wypieprzając się na
ryj. Nie zwracał uwagi na wrzaski dziewczyny, którą zrzucił z łóżka.
- Ej, stary. Wiesz, że była tu... - zagadnął go Slash, ale Adler
mu przerwał.
- Gdzie poszła?! - krzyknął. Hudson aż podskoczył ze zdziwienia.
- Wyszła szybko jakaś dziwna i nawet się nie przywitała - wybąkał
gitarzysta, wskazując wyjście. Steven od razu wyskoczył na zewnątrz, szukając
znajomej sylwetki. Zobaczył ją jak przechodziła na drugą stronę ulicy szybkim
krokiem, wpatrując się w coś przed sobą. Pobiegł jej śladem, ale o mało nie
wpadł pod samochód, który zatrzymał się przed nim z piskiem opon. Gdyby miał
czas, zajebałby pierdolonemu gnojowi, ale nie patrzył na niego. Na szczęście
Dylan nie przyspieszała. Musiał jeszcze po drodze skasować kilku przechodniów,
ale w końcu do niej dotarł i złapał za rękę, zmuszając by się odwróciła.
- Czekaj! - wydusił, nie puszczając jej nadgarstka i oddychając
głęboko. Trzymał dziewczynę mocno, w razie jakby miała zamiar uciekać. Ale nic
takiego się nie stało. Gdy mógł normalnie oddychać, spojrzał w końcu
Dylan prosto w oczy. Jednak łez, nienawiści czy smutku nie widział. Spojrzenie
Dylan było obojętne. Wydawało mu się, że wwiercała się mu prosto w mózg.
Praktycznie czuł ból w skroniach. Nie wytrzymał długo i musiał odwrócić wzrok.
- Co ty tu robisz?! - wyrzucił z siebie. Zabrzmiało to jak oskarżenie.
Dziewczyna wyrwała gwałtownie dłoń, ale nie uciekła. Uśmiechnęła się tylko
drwiąco.
- Powiedzmy, że pomyliłam adresy - Dylan niemal wypluła te słowa.
- Ale chyba przeszkodziłam w czymś ważnym.
- Nie pogrywaj sobie, bo może zrobić się niebezpiecznie - rzucił
Steven, odprowadzając wzrokiem jakiegoś zainteresowanego przechodnia. -
Przyszłaś po czterech tygodniach i spodziewałaś się, że będę na ciebie czekał
jak wierny kundel?!
- Przejebane, ale wiedziałam dokładnie, że tak będzie - odparła
Dylan, znowu wracając do swojego obojętnego tonu. Steven patrzył na zimną,
wyzbytą uczuć dziewczynę. Nie miał pojęcia, dlaczego mówił jej te wszystkie
kłamstwa. Wcale tak nie myślał! Nie tak to zaplanował! To on miał do niej
przyjść, nie odwrotnie! Przecież ciągle ją kochał. Tylko trafiła idealnie w
chwili, gdy pieprzył się z tą dziwką. Nie miał żadnych uczuć wobec tych
pierdolonych kurew, ale ona nie miała o tym pojęcia, bo nie potrafił tego
powiedzieć. Wszyscy przed nią traktowali go jak śmiecia, a teraz sam robił jej
to samo. Chciał znowu zobaczyć jej uśmiech, poczuć jej głowę na swoim ramieniu,
dotknąć... Dla niej zrobiłby cokolwiek, by pokazać jak ją uwielbiał. Wszystko
go bolało, kiedy nie był z nią. Nie miał sił. Chciał coś powiedzieć, ale Dylan
go uprzedziła. - Dlaczego mówi się, że osoba, która wydaje się być tą jedyną
okazuje się być kimś innym? - spytała, patrząc się w bok. Stevena dotknęło to o
wiele bardziej niż się spodziewał. Podświadomie wiedział, że cokolwiek by
robił, cokolwiek by mówił, ich miłości nie da się już ocalić. Nie gdy widział
tak dobrze znaną, a równocześnie obcą dziewczynę.
- Dylan... - Steven nagle się załamał i złagodniał. - To wciąż
ja... Jestem zagubiony bez ciebie.
Zdawało mu się, że dziewczyna drgnęła, ale szybko się opanowała.
- Nie pozwolę trwać temu związkowi, jeśli dalej chcesz się bawić
moimi uczuciami - odparła, cofając się o krok. Spojrzała na niego jakby
patrzyła na nudną wystawę w sklepie. - Już nie jesteś tym, którego kochałam.
Idź. Wracaj do tamtej dziewczyny. Wybacz, że wam przeszkodziłam.
- Przecież sama w to nie wierzysz - wyjąkał zszokowany Steven,
patrząc szeroko otwartymi oczami na Bierk. Wyglądał jakby go spoliczkowała.
Dziewczyna uderzyła się z otwartej dłoni w czoło, przewracając oczami.
- Tak w ogóle wybacz. Głupio to zabrzmi, ale nie pamiętam jak się
nazywasz - dodała, śmiejąc się perliście. - Steven, prawda?
Z każdym jej słowem nóż wbijał się coraz głębiej w serce blondyna.
Chyba nigdy nie czuł takiej rozpaczy. Czuł się jak mały chłopiec. Chciał się
przytulić i wypłakać komuś w ramię. Jednak jedyna osoba na świecie, która mogła
to zrobić, właśnie uśmiechała się do niego jakby go nie znała. Kochał ją tak
mocno, że aż bolało. Wiedział, że Dylan odgrywała rolę, ale robiła to tak
przekonująco, że nie był pewny czy była w tamtym momencie tylko aktorką. Nawet
nie zauważył, gdy wpatrywał się w plecy dziewczyny odchodzącej idealnie mu
znanym krokiem.
***
- Wszystko może
iść się jebać - mruknęła Dylan, zaciągając się papierosem i odkorkowując wino.
Kolejną już zresztą butelkę wina. Erin rzuciła jej długie spojrzenie. Niedługo miał
minąć drugi tydzień, odkąd stacjonowały w domu Perry'ch. W tym czasie Dylan
zdążyła pogodzić się z Sebastianem i zerwać ze Stevenem raz na zawsze. Nie
płakała, nie skarżyła się, po prostu była wkurzona. I to porządnie. Everly
uspokoiła się, ale Bierk za to zamieniła się z nią miejscami. Było jej żal
przyjaciółki, ale wiedziała, że to nie o współczucie teraz chodziło. Musiała
przypilnować dziewczyny, żeby nie zrobiła niczego głupiego. Dylan poszła
pogodzić się ze Stevenem i zastała sławetny widok. A wydawało się, że wszystko wychodziło na prostą. Cóż. Pierdolona przewrotność losu. Właśnie miała coś
powiedzieć, gdy telefon zadzwonił. Obie spojrzały po sobie. Po kilku sygnałach
włączyła się automatyczna sekretarka, a z aparatu dobiegł je męski głos.
- Jest ktoś w domu?
Dylan przewróciła oczami, ale poszła odebrać. Erin nie spuszczała
z niej wzroku, dopóki Bierk zniknęła w kuchni, po czym wzięła wino i nalała sobie cały
kieliszek.
- Tu Dylan - rzuciła niezbyt miło czarna, opierając się ramieniem
o ścianę.
- Cześć, piękna - mruknął Joe z niemałym znudzeniem w głosie. -
Jak tam chałupa?
- Stoi. Czego chcesz? - spytała Dylan, patrząc na kota, który
ocierał się o jej nogi. Słyszała jak po drugiej stronie słuchawki, Perry
głęboko westchnął. Chwilę się nie odzywał, gdy w końcu odpowiedział pytaniem na
pytanie:
- Zrobiłem ci coś?
- Nie, Joe. Przepraszam. - Dylan roztarła twarz dłonią, pozbywając
się ostrego tonu. - Czemu dzwonisz?
- Jesteśmy w New Jersey i dziś będzie ostatni koncert. Nie
uwierzysz, ale Hamilton rozjebał sobie rękę, a nie znaleźliśmy nikogo na jego miejsce.
Więc jutro po południu będziemy wracać. Robisz coś jutro wieczorem?
- Jutro wieczorem to przejeżdża twoja żona, więc radzę ci się nią
zająć - rzuciła twardo Dylan. Perry roześmiał się. - Powiedziałam coś
śmiesznego?
- Po prostu wyobraziłem sobie twoją minę. I nie potrwa to całego
wieczoru, a Billie wraca, ale dopiero za tydzień.
- Jak to za tydzień?!
Dziewczyna w ogóle nie słuchała tego, co mówił wcześniej
gitarzysta. I nie miała pojęcia dlaczego wiadomość o opóźnieniu powrotu Billie
Perry ją tak zaskoczyła. Albo właściwie rozzłościła. Nawet nie zorientowała się, że powiedziała to o wiele
głośniej niż by chciała.
- Co jest? - Erin krzyknęła z salonu, kontrolując Dylan.
- Nie, nic - odpowiedziała dziewczyna, potrząsając głową.
- Kto to? - spytał Perry. Bierk przewróciła oczami. Naprawdę miała
ochotę się porządnie upić, a nie odpowiadać na pytania.
- Moja przyjaciółka. Myślałeś, że sama będę siedzieć w tym wielkim
domu przez dwa tygodnie? - mruknęła, wiedząc, że Joe na sto procent nie
pamiętał, kim była Erin. - A co do jutra to i tak muszę oddać ci klucze. Będę
tu do twojego powrotu. Trzymaj się.
I nie czekając na odpowiedź, odłożyła słuchawkę. Przez całą
rozmowę spaliła papierosa do końca, a teraz chciała czegoś mocniejszego. Wino
jej nie wystarczyło. Sięgnęla do prywatnych zapasów gitarzysty i wyciągnęła
gin. Zanim wróciła do salonu, upiła porządnego łyka prosto z niebieskawej
butelki. Tak. Poczeka sobie na Perry'ego, wciśnie mu te klucze i wyjedzie
najdalej jak to bedzie tylko możliwe.
----------------------------------------------------------------------------------------
*Kawałek powstał w 1990.
Mówisz o utworze, jo? "Utwór dla Ciebie". Znaczy dla mnie hehe ;)
OdpowiedzUsuńhttp://media.giphy.com/media/3i7zenReaUuI0/giphy.gif
No. W każdym razie pierwszy wskakuje Edek. Móóój, mój! <3 Znaczy nasz. Ale OBOŻE KOCHAM! Ty też, no jops... Ale Erin i... i Dylan tam tak leżą... z Koteskim (db pseudo, kurwa... Lepsze niż Perrson... Kotson .___. ) W każdym razie przeczytałam raptem parę zdań, a już urzekła mnie ta aura! Zajebiście! Lecę dalej. Dobra, fragment mam za sobą. Jenkaa, serio, niby taki zwykły, ale coś w nim klimatycznego. Podoba mi się spojrzenie na Dyl ze strony Erin. Ostatnio miałam wrażenie, że Bierk zrobiła się taka eee ja pierdziu, brakuje mi dzisiaj słów. Chłodna? Nieczuła? Ale jak widać coś mi się pojebało. Everly otworzyła mi oczy! :O Biedne dziewczyny, serio, dość... no. Dołujący moment. Z tym wybaczaniem kolesiowi, niezależnie od tego, co zrobi... Oho, parlay, wiesz coś o tym? No niestety... -.- Ma-sak-ra. Współczuje lasiom, no! W ogóle Dyl będzie jeszcze ze Stevem? ;-; Czy Steve okaże się totalnym sukindziadem? Meh, zobaczymy, zobaczymy
http://media.giphy.com/media/YMoSv0jkic5J6/giphy.gif
TAKIE TAM MIESZKANKO (co masz do tego słowa? -.-) w domu Joe... No spoko, dupeczky... Nie krępujcie się...
Dalej... no w końcu! :) W końcu Czarna pogodziła się z tym wielkoludem!!! <3 Borze Zielony, czuję się jak palant, jak tak wszystko wychwalam. No ale jak inaczej?! Kolejna wzniosła scenka! Piknie, piknie. DREAM ON! No nie no... Ty chcesz, żebym ja ryczeć zaczęła? -.- Co do myśli Seby... No nie wiem, czy to faktycznie nie on powinien wyjść pierwszy z inicjatywą przeprosin... Może i nie. To chyba nieważne. Dobrze, że jest gitez majonez! Nareszcie, bo już sztywno się robiło tam u nich! Znowu będzie taki słodziutki Heavenhouse? :D He. He. O, no i Dylanka już nie musi mieszkać u mojego starego. Ej, ładniutkie zdjęcie Bacha! Pierwszy raz je widzę, ale jaka morda dobra! Jaram się.
Oho. Biedna Debs. Bosz, ja sobie wyobrażam ją zawsze jak taką skontsternowaną dziecinkę, która żyła sobie na luzie w Anglii i nagle wpadła w paszczę lwa. Haha to ja bym taki duufaq miała XD Budzę się a tam się ciała walają, no ładnie, ładnie. Bodies here, bodies there, piles of bodies everywhere! On the chairs, on the door, disco bloodbath on the floor. Takie buty. AAAAAAAAAAAAAAAAAA NEEEEIL OOOW!
http://media.giphy.com/media/iFmxR5QdkEQKI/giphy.gif
http://media3.giphy.com/media/M7gtacN7aPNsc/giphy.gif
No. Także tego. Jeszcze ten jego wzrok w gifie XD "Co ty kurwa wiesz o mitycznych skrzatach, szczylu?" aktorstwo? Oho. Mój ci on. Nie no, zajebiście się ciesze, że go widzę! ^^
"McKagan wzruszył ramionami, poprawiając sobie kocyk na ramionach". Whuuuuut XD o jeżuniu, jaki bidulek!!! :O <3 hahaha kocyk. Nie modę! Kagan ubrany w mój dziecięcy kocyk w reniferki. ❤
Next, Sebcio. Seba i jego przemyślenia. To, co mnie tu zaintrygowało to Paris, o którym znowu zapomniałam. No eeej. Gościu ma dziecko. Nie pasuje to do tej postaci, zważywszy na to, że pokazany jest głównie ze strony Dyl sam jako taki przedszkolak. A tu nagle hops, i gdzieś tam jest synuś tego szczyla? To fajnie w sumie. :) Zajebiście wręcz, a to, że Baz jest takim gówniarzem jest tu najbardziej zastanawiające. Tylko dlaczego nie jest z nimi? Kompletnie się nimi nie interesuje? Maria Marią. Ale IMO jak się ma takiego malutkiego synka to się za nim cholernie tęskni, co świadczy tym bardziej o tym jak Bach jest niedojrzaly i niepewny swoich uczuć. Noo
Proces budzenia dupeczek mnie rozwalił. Już to sobie wyobrażam haha ojaaa. XDD I wynoszenie ziomków na dwór, takich sztywniaków XD
Ten gif LOOOOL!!! Zajebisty! Poprawił mi humor na matmie! I cała ich dyskusja!
Eminem! Już ogarnęłam! :D haha o jejku, jakoś tak dziwnie mi z początku on zabrzmiał jako tło dla Adlerątka, ale potem... Ładnie, ładnie. Wzruszająco! Nie zmienia to faktu, że ten utwór mi się b. podoba i właśnie z dokładnie takimi scenkami zawsze mi się kojarzył. W ogóle to wszystko było takie nagłe, człowieku! :O superancko mnie zaskoczyłaś i idealnie, że nie opisywałaś całego nudnego procesu burzliwych myśli Dylan jak to uhuhuhu "pójść do Stevena? Nie pójść do Stevena? '' nie. BANG, i już. Zastrzeliłaś mnie! Tak po prostu przyszła... I akurat dziwka... Jejku, tak mi ich w tym momencie było kurewsko szkoda. No bo w sumie... Adler pieprzył blondynę z rozpaczy. To zrozumiałe. Ale żeby akurat ONA na to weszła... A potem cała ta jego niemoc, to, jak chciał coś powiedzieć, a z jego ust wypływały dokładnie odwrotne słowa... O matko! Naprawdę, strasznie smutno mi się zrobiło :C
UsuńOstatni fragment, wiadomo. Takie podsumowanie, można powiedzieć. Również bardzo zgrabny, ale nic rewolucyjnego jakby nie ma. Choć z drugiej strony... Billie wraca później, a Dyl to dziwi. Dlaczego? Coś mi tu śmierdzi hehe. Podejrzane, co najmniej. W ogóle dlaczego w twoich opowiadaniach najpopularniejszym zwrotem do jakiejkolwiek dupy jest 'piękna'? Xd Ale to mieszkanie w domu Perry'ego... I cała przyjaźń z nim. No cholernie mi się ten pomysł podoba, widać że dziadu niby coś do niej ma, niby nie ma... Sam kajn of mystery xDD ❤ no, serio loffki i tak dalej. A Dylan, no jaaa... Znowu panna ma pod prąd i znowu jest w tyn opowiadaniu smutna/wkurwiona. O NIE! Gdzie Dylan hipiska ja się pytam?! Gdzie ta piękna duszyczka w wielkim kapeluszu, która jest słoneczkiem swojego brata i chłopaka, która śmiga po Heavenhousie pełnym koralików? Brakuje mi tego trochę :c
Ja chcę już noooowyyyy i jestem ciekawa co z Dyl, Stevem, Perry'm, z Deb? Jak ona na to wszystko się zapatruje? Co z Neilem? Bd jeszcze skurwikłak? Aha. W ogóle tyle wątków. Jak Ty to ogarniasz, mój Guru?
Pozdrawiam oschle
Już odpisuję. Jestem po zajeciach, to mogę. I tag. Piosenka dla Ciebie! I proszę! Perry Cox! PERRY! W końcu też jest jednym z Perry’ch, których uwielbiam ;D No, Edek z początku to dobry pomysł heh I wgl dziś mi się śniło, że Eddie odpisał mi na list! I capslockiem na kopercie było ‘EDDIE VEDDER’ jego pismem *0* Tak się podniecałam! A w środku były jeszcze zdjęcia PJ i napisał, że jego córeczka też pozdrawia! Cóż za piękny sen! I tylko ja się podniecałam. Moja siostra to zlała :c Niedobra! A już wyjmowałam fona, żebyt pisać do starszych bratów i kuzyna. Tag, Perry. Cudowny sen. Aura spowodowana przez Edka, taka piękna. Haha Everly otwiera oczy ludziom! Wgl ktoś tu nie umie na sylaby dzielić, kochanie. Ma-sa-kra jak już XD
Usuńhttp://stream1.gifsoup.com/view6/2418238/god-got-you-good-o.gif
no, coś nie ogarniam tego słowa. Serio. No, ale nieważne. Wgl się dziś dowiedzilam, że chłopy przychodzą na noc. AHA. W każdym razie widzę, że się podniecasz tym rozdziałem jak nie wiem. Możesz ryczeć. W sumie wgl Dream On wyszło tam tak supcio. Znaczy pasowało wgl do odpowiednich momentów. Heavenhouse wraca do swojego wcześniejszego zastosowania. Hiehie nie widziałaś? A w sumie tag se paczę i ‘o, Bach! Pasujesz mi do chwili!’ łapu capu i jest mój. Proszę jak się ładnie wpasował.
Deb wydaje mi się przesunęła się na drugi plan trochę, ale cóż. Nie każdy zagrzeje cieplutkie miejsce w poście. Bywa. Tag! Neil! Steśkniłaś się, co? No, bo ja też XD karłach. Mitycznych karłach, Parlay.
http://media.tumblr.com/tumblr_m9dmhrT8AR1rvdahv.gif
no, ale jak już mówiłam, to koleżka był w rozdziale, zanim powstało pytanie Twoje czy jeszcze będzie. A więc masz odpowiedź. A co McKagana i jego pledzika to wiedziałam, że tak zareagujesz. No, trzeba było to dopisać. Trzeba było!
Dość ciężko było mi tu jakoś wkleić temat dziaciaczka, bo przecież właśnie Bach też jest bambuchem jeszcze. Wgl w rzeczywistości też jakieś to takie dziwne musiało być zapewne. Ale to jest Baz tego nie ogarniesz. Ten gif to kolejne szybkie dzieło Perry’ego. To się cieszę, że matma nie była taka zua jak zwykle XD
Tag, Marshall. Pewnie zdziwi to poniektórych malusieńskich, ale sb myślę, a pasuje to go wstawię. Będzie zmiana klimatu. A teraz leci ‘The Wolf’ Eddiego i zawsze mi się kojarzy z tym jak Eddie stoi na szczycie góry w pióropuszu, ręce rozłożone w kształcie ‘V’ i śpiewa. Heh tak śpiewałam w Gdańsku na przystanku tramwajowym xd hejo! Jak ktoś widział, to pewnie musiał być urzeczony moim zawodzeniem XD
Usuńhttp://media.tumblr.com/55e8b62ef613f125c36fd3b78dbc28d5/tumblr_inline_ndgswvALgB1shrb8p.gif
o. i pięknie. Nie wiedziałam jak zostanie odebrane to przejście do akcji bez wyjaśnienia. Ale widze, że Tb się spodobało. To superancko! Nie rycz mała nie rycz. No i proszę. Popierasz te dziwne relacje PerryvsBierk czy tam na odwrót. Loffki, kisski czy inne badziewie. Dziś na konwersacjach babeczka się pyta co będziemy robić po studiach. Perry jako jedyna ‘Berro molta birra e partiro per l’Alasca.’ Polecanko. I spokojnie, Parlay. Jakoś to ogarnę ;D nie zapominaj, że jeszcze są JA.
http://files.riffsy.com/images/dae1c99ca516fb7aa9f8b2773d755a16/raw
BELIEVE IN MEEEEEE!
Nie wiem od czego zacząć xD
OdpowiedzUsuńO wiem. Kłótnie chłopaków. Jebłam. Dlatego lubię Perry twoje blogi. Bo jak coś walniesz to wspominasz przez cały dzień :D
Powrót Dylan. Szkoda mi Steven'a ale w sumie sam sobie winny. Mógł powiedzie od razu co czuję, przeprosić. Nie mogłam sobie wyobrazić pudelka takiego aroganckiego, chamskiego. Może dlatego, że każdy określa go jako chodzące uśmiechnięte dziecko które nigdy nie jest wredne.
Sebuś pogodził się z czarną!!!!!! Yeyyyy... I jeszcze piosenkę dla niej zadedykował. Wspomnienia chłopaków Skid Row znowu leże. Nie dziękuję xD
Erin, Erin... I Axl. Co z nimi będzie? Strzelam, że się pogodzą. Mam taką bynajmniej nadzieję. Samotna Debbie. Przez chwilę szkoda mi się jej zrobiło. Nie pałam do niej empatią.
Ja Ci dam Dylan! Ona ma zostać! Zrozumiano?! Znowu będzie jak w poprzednim :P A tak nie chcemy. Więc Dylan Bach ma siedzieć na dupie i nigdzie NIE WYJEŻDŻAĆ. Rozumiemy się?
Dziękuję bardzo.... A zapomniałam rozdział bombowy. Rozbawiasz mnie xD
Kłótnie? Jakie znowu kłótnie? Były jakieś kłótnie? W sumie takie przekomarzanie się najwyżej ;D O. No proszę. To mi miło to słyszeć, że ktoś wspomina moje opowiadanie heh Normalnie fejmik.
UsuńNo, ale czasem Sztiwenek też miał złe dni. Bo kto ich nie ma, hę? Takie filozoficzne zagadnienie hm... Kontemplujmy. Haha wszyscy sie cieszą, że Bierkowie sie pogodzili. Aż się zdziwiłam! Wow! Naprawdę nie myślałam, że to AŻ tak wazne. A jednak, Perry. Oj, wspomnienia mają dobre ;D To prawda hiehie
Nie lubisz Deb czy tylko teraz?
Oj, jaka zła Eva. Ukazało się prawdziwe oblicze. Pieknie, pięknie. Dzieki za kometę ;D
Jestem wściekła, bo usunęło mi pół komentarza, ale co to dla mnie!? Nie pozostaje mi nic innego, jak jechać z tym koksem jeszcze raz. Tak więc cześć, Perry! Ogólnie, od razu mówię, że przepraszam, ale nie chciało pisać mi się komentarza, a czas szybko uciekał. Tak czy siak, już się biorę i piszę.
OdpowiedzUsuńFragment pierwszy już sobie przyswoiłam, oho. Cóż ja Ci mogę powiedzieć? Mi osobiście dupy nie urwał, ale był fajny. Ładnie tak porozmawiać z przyjaciółką, szkoda tylko, że na poważne, przygnębiające tematy ._. Wszyscy hejtują Stevie'ego, a ja nie uważam, by zrobił coś złego, strasznego. To znaczy: niefajnie, że zdradził Dylan. Nie lubię takich chłopców. No ale to w końcu Guns, wzbijająca się gwiazda rocka itp. Nie chcę generalizować, ale... czy tak nie postępowali wszyscy z zespołu minimum w 90% przypadków(o ile nie więcej)? Nieważne. Zlinczujesz mnie, Perry.
Kolejną część też już sobie przypomniałam. Bach. Sebastian Bach. No, w końcu się pogodzili! :D Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale lubię spokój i brak kłótni, toteż jestem jak najbardziej na tak! Zniżanie głosu przez Dave'a podobało mi się chyba najbardziej z całego fragmentu, haha. Rozczulające! XD A co do sprawy Marii to... ja tam się wolę nie wtrącać, nie wiem nic, lepsze jest cieszenie się z pogody w Heavenhousie.
Bieeedny Adler! :C Mówcie sobie, co chcecie, ale dla mnie on zawsze będzie tym, którego kochała Dylan. Ostatnio o nim myślałam. Fakt, wkurzał mnie, jednak to nadal jest Steven. Niech go Dylan przygarnie i wyciągnie go z wszelkich gówien, pliis. Chociaż musiałabyś pozabijać wszystkich innych bohaterów, to to zrób dla mnie i Stevena ;-; (to tylko podkreśla mój smuteg, pisz jak chcesz)
Ej, ej, ej! Zagalopowałam się. Ominęłam Debbie, no kur, to źle. Pominęłam mojego promyczka kochanego ;-; Bidulka, wszyscy się na nią wypięli, ale co to dla panny Adler!? Znalazła sobie git towarzysza.
No a końcówka to ja nie wiem.
Pozdrawiam i nowy u mnie.
Dylan coraz bardziej zaczyna przypominać mi Samborę. Choć z początku wydawało mi się, że raczej nie będą miały ze sobą nic wspólnego, bo Agata była zawsze taką twardą, ale jakże zajebistą ekhm suką. a Dylan... No Dylan była na początku pogodną hipiską. I może to tylko ja tak odbieram, ale... zmieniła się. W taką chłodną, oschłą laskę. Ale ma do tego jak największe prawo! Idzie spotkać się ze swoim chłopakiem-niechłopakiem, inaczej, kimś na kim jej jeszcze zależy, a tu niespodzianka. Pieprzy dziwkę. Bleh. Czyżby definitywny koniec ich związku? No na to wygląda. Co nie zmienia faktu, że chciałabym aby ten jeszcze trochę o nią powalczył.
OdpowiedzUsuńDalej... No, przynajmniej plus taki, że pogodziła się z braciszkiem! Najlepsze rodzeństwo ever! :D I kolejny plusik za Skidów. W ogóle masz u mnie przeogromny plus za to, że ciągle pojawia się tu jakiś nowy zespół, nie jest monotonnie.
Ach, no i jest Ambruce! Deja vu? :D
Nie no, ogółem rozdział zajebisty, aż chce się czytać kolejny! Także pisz laska, czekam!
Może dlatego, że nie umiem inaczej pisać... Not good :c Czuję się nieudacznikiem. No, cóż. No, ale Amruse jest chyba mistrzem rozdziału, chociaż tak mało go było. No, cóż. Mam jakiś melancholijny nastrój dziś.
UsuńNo a wiec
OdpowiedzUsuńTen moment Sebastiana i Dylan, jak sie pogodzili
to bylo takie urocze *w*
Mialam nadzieje ze sie i ze Stevenem pogodzi no ale
albo jedno albo drugie XD
A ta trasa z Bon Jobi to jest swietny pomysl i moze byc mega ciekawie :D
Taki ten rozdzial ni smutny ni wesoly
Znaczy smutny jest w momencie spotkania Dylan i Adlera
A smieszny jak Scotti powiedzial ze Baz jest w ciazy XD i nak ch Sebastian budzil
I bardzo mnie zaciekawila postac tego Neila (chyba tak sie nazywal XD), taki jakis bez uczuc sie wydawal, taki tajemniczy...
Rozdzial genralnie byl bardzo emocjonalny (jak dla mnie XD) i z jednej strony szczesliwy a z drugiej dobijajacy...
Ale mi się podobał, bardzo:3
/lili
Jeśli chcesz się dowiedzieć o Neilu to odsyłam do poprzedniego opowiadania ;) Dla wiernych czytelników był to mały powrót do starych czasów. Skidzi to jednak dzieci kaktusa.
Usuń