poniedziałek, 23 lutego 2015

God Loves Hippies: Acid

13. Acid

             - Dy... Dylan?

- Kto mówi? - Dziewczyna rzuciła do słuchawki, zatykając sobie ucho dłonią. Nastawiła winyl Steppenwolf na adapterze i podgłośniła na maksa, a nie chciało jej się iść ściszać. Zdziwiła się, że ktokolwiek dzwonił do tego miejsca z pytaniem o nią. Skąd ktoś mógł wiedzieć, że tam była? - Nic nie słyszę!

- To ja. Erin. Dylan...

Bierk zmarszczyła brwi. Wydawało jej się, że dziewczyna płakała. Kazała chwilę jej zaczekać, pobiegła do salonu, złagodziła muzykę i wróciła.

- Już jestem - rzuciła do telefonu, padając z powrotem na miękki fotel. Zaczynało jej się podobać w tym miejscu. Zdecydowanie mogłaby tam zamieszkać. - Erin? - spytała kontrolnie, sprawdzając czy przyjaciółka wciąż jest po drugiej stronie kabla.

- Nie wiem, gdzie mam iść. Dylan... Możesz tu przyjechać? - Erin naprawdę płakała. A robiła to tylko z jednego powodu. Dylan westchnęła, opierając czoło o podciągnięte pod brodę kolana. No, tak. Axl. Mimo, że razem z Rose'm byli przyjaciółmi, nie mogła wybaczyć mu, gdy ranił Erin. Serce samo się krajało, gdy widziała jej smutną twarz. W ciągu całej znajomości z rudzielcem Dylan była świadkiem dwóch takich sytuacji. Miała nadzieję, że ta nie była tak poważna jak poprzednie. Jednak przestraszyła się jeszcze bardziej, gdy Everly wybuchnęła prosto w słuchawkę żałosnym płaczem.

- Mów, gdzie jesteś! - rzuciła bez zastanowienia Bierk, czując nagłą potrzebę przygarnięcia do siebie swojej przyjaciółki. Mimo, że od jej powrotu ze Seattle minęło zaledwie kilka godzin, a teraz była jakaś pierwsza w nocy, Dylan wcale nie była śpiąca, a telefon od Erin jeszcze bardziej ją pobudził. 

Dwadzieścia minut później obie siedziały w mustangu i jechały przed siebie. Erin była w domu jakiejś znajomej, jednak tylko znajomej. Nie chciała też wracać do domu, wiedząc, że może się tam o każdej porze pojawić Axl. Hellhouse odpadał z oczywistych przyczyn.

- A może do ciebie? - spytała z nadzieją w oczach Everly. Dylan pokręciła głową.

- Jeszcze nie rozmawiałam z Sebastianem, a nie chcę przyjeżdżać tam tak po prostu dodatkowo z tobą - mruknęła, wyprzedzając jakichś maruderów w taksówce. - Ale znam idealne miejsce - dodała, widząc pytające spojrzenie przyjaciółki. - W ogóle skąd wiedziałaś, gdzie zadzwonić? - spytała, trzymając to pytanie na końcu języka. Zastanawiała się nad tym już od dłuższego czasu i nie znalazła satysfakcjonującego wytłumaczenia. 

- Znalazłam go w twoim notesie. Był zaznaczony jako numer alarmowy. - Erin pociągnęła nosem. - Nie miałam pojęcia, że się do ciebie dodzwonię.

Bierk nie odpowiedziała, tylko złapała przyjaciółkę za rękę i trzymała do końca jazdy. Nie jechały daleko, gdy Dylan zatrzymała się przed wielką bramą w lesie, otworzyła ją i jak gdyby nigdy nic wjechała na podwórko. Zaparkowała przed ogromną willą i bez wahania, wskoczyła na stopnie, prowadzące do drzwi. - No, chodź! - rzuciła z uśmiechem, odwracając się i machając do Erin. Ta patrzyła tylko szeroko otwartymi oczami na czarnulkę, nie rozumiejąc nic z tego, co widziała. Rozejrzała się nerwowo dookoła, patrząc na cały luksus posiadłości, gdzie wszystko było wręcz idealne. Wolno dołączyła do Dylan, która szukała odpowiedniego klucza od zamka w drzwiach. 

- Dylan? - rzuciła niepewnie Erin, wchodząc nieśmiało za przyjaciółką, która już wyraźnie się zadomowiła. Bierk rzuciła w kąt torbę i poszła w głąb domu. - Gdzie my jesteśmy? I w ogóle czyj to dom?

- Perry'ego! - odkrzyknęła czarna, a jej głos poniósł się po wielkiej przestrzeni, przez co Everly czuła się jak w zamku. Zmarszczyła lekko brwi, podciągając nosem.

- Właścicielem jest ten Joe Perry? - dopytała się, nie mogąc zrozumieć, co robiła tam Dylan. Przed przyjazdem nie wątpiła w stałość uczuć swojej przyjaciółki, ale teraz nie wiedziała jak to inaczej interpretować. Chwilowo zapomniała o swoim problemie i próbowała ogarnąć sytuację, w której się znalazła Dylan. A w jakimś sensie również i ona sama. - A czy on przypadkiem nie jest żonaty? - spytała, zdejmując buty i na boso idąc w stronę odgłosów krzątania się dziewczyny. Doszła do przestronnej kuchni, gdzie latała w tę i z powrotem niziutka czarnulka. Widać było, że wszystko miała opanowane, bo sięgała do szafki i wyciągała z nich konkretne składniki. A mianowicie butelkę alkoholu, limonki, cukier trzcinowy i miętę. 

- No, jest żonaty. I co w związku z tym? - odpowiedziała pytaniem na pytanie dziewczyna, przygotowując mojito. 

- Mam do ciebie jedno ważne pytanie - co ty tu robisz?

Dopiero wtedy Dylan spojrzała na Erin.

- Nie przejmuj się. Jej tu nie ma. Pojechała na jakieś zakupy do Europy - mruknęła niezbita z tropu hipiska. - Joe zlecił mi opiekowanie się ich maleństwem.

- Dylan - odpowiedziała Erin, już kompletnie nic nie rozumiejąc. Podniosła ręce i pokręciła głową. - Nie rozumiem nic z tego, co mi powiedziałaś. Jakie dziecko? Joe? Żona? Nie mów tylko, że teraz się spotykasz z Perry'm.

- Co? Nie! - roześmiała się Bierk, wkładając pokrojone w plasterki limonki do szklanek. - I nie jestem niańką - ucięła, zalewając rumem cytrusy. Erin nie mogła wytrzymać. Kochała małą czarnulkę, ale ta była tak roztrzepaną artystyczną duszą, że czasami nie dało się z nią normalnie rozmawiać. Dzięki temu tak pasowała do Stevena. Oboje przypominali raczej Jasia i Małgosię w krainie jednorożców niż parę. Gdy ktokolwiek ich widział, musiał się uśmiechnąć. Dwa niziutkie kontrasty o wielkich sercach i wielkich uśmiechach. Everly coś ukłuło w sercu, gdy przypomniała sobie, że już nie byli razem.

Dylan wzięła szklanki, wręczyła jedną Erin, po czym ruchem głowy zaprowadziła ją do salonu. Tam usiadły na kanapie, a Bierk spojrzała uważnie na przyjaciółkę.

- Teraz opowiadaj, co się stało.

***

- O, kurwa... - rzucił Stradlin, nie zważając na upuszczoną fajkę.

Debbie jeździła wzrokiem od kolesia przed domem, a Izzy'm. Nowy leniwie odpalił fajkę, a światło od zapałki oświetliło na chwilę jego twarz. Adler szeroko otworzyła oczy, nie mogąc wyjść spod wrażenia, jakie robił nowo przybyły. Chuda postać była niewiele niższa od Stradlina, ale przyćmiewała mroczną zajebistość gitarzysty i to ze zdwojoną siłą. Sięgające ramion puszyste włosy, opadały na oczy, zasłaniając praktycznie całe wielkie ciemne lenonki. Na zwykły rozciągnięty, sprany sweter zarzucona była kilka rozmiarów za duża skórzana kurtka, a długie patykowate nogi wbite były w poszarpane jeansy. Dziewczynie instynktownie podskoczyło serce. Debbie była niemal pewna, że oto stoi przed nią nie kto inny a sam Joey Ramone. Tylko zdecydowanie niższy. W sumie blondynka dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie była pewna czy postać przed nią była płci męskiej czy żeńskiej. W tych ciemnościach określenie fizjonomii osobnika było awykonalne.

- Kto to? - zdołała w końcu wydusić blondynka, nie odrywając spojrzenia od gościa. Izzy drgnął gwałtownie, patrząc ze zmarszczonymi brwiami na Debbie.

- Ona jest tu nowa - praktycznie szczeknął, spopielając Adler wzrokiem. Jednak dopiero po chwili dziewczyna zrozumiała, że Izzy mówił to do milczącej postaci. - Wybacz jej. Jeszcze cię nie zna - dodał już łagodniej, patrząc na ciemnego przybysza. - To dla nas zaszczyt. Chodźmy.

Debbie z otwartymi ustami patrzyła na to wszystko. Stradlin zwracał się do tego człowieka z niewyobrażalnym szacunkiem, jeśli nie nazywając tego uwielbieniem. Zupełnie jakby ów osobnik był jakimś królem. Otworzył szerzej drzwi, wpuszczając milczka do środka, po czym posłał Deb kolejne mordercze spojrzenie za plecami swojego widocznego idola. Jednak jakież było jej zdziwienie, gdy praktycznie wszyscy imprezowicze rozstępowali się przez nowo przybyłym, a ci którzy go nie zauważyli, zostali brutalnie odepchnięci na bok. Oczy zebranych imprezowiczów śledziły każdy najmniejszy ruch tajemniczego jegomościa, nie odrywając od niego spojrzenia. Debbie szła za Izzy'm, który prowadził go do jakiegoś pokoju. Dziewczyna zdążyła się do niego wślizgnąć w ostatniej chwili, bo dosłownie wszyscy rzucili się, by znaleźć się w środku razem z klonem Joey'a. Adler nie miała pojęcia, co się działo, ale w pewnym stopniu cieszyła się, że nie kazali jej zostać na zewnątrz. Nie rozumiała tej dziwnej fascynacji osobą w czerni, chociaż im dłużej była w jej pobliżu, tym dziwny wpływ zaczynał ogarniać również i ją samą. Jednak każdy traktował gościa jak twór nadprzyrodzony.

Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły, zaczęła rozglądać się po pokoju. Jednak najpierw musiała się przyzwyczaić do nikłego światła, które dawała jedna naga żarówka zwisająca na długim kablu z sufitu. Byli tam wszyscy Gunsi prócz Axla i wyraźnie podnieceni jak reszta zbiorowiska, wpatrywali się w palącego osobnika i mówili do niego. Gdy podeszła bliżej, usłyszała dziwnie nerwowy głos Slasha:

- Kurwa. Einstein w naszym domu!

A więc to był ten osobnik, którym się tak podniecali. Musiała przyznać, że zaintrygował ją. Dopóki nie została otoczona milczącą osłoną Einsteina, była stuprocentowo pewna, że nie istnieje nikt bardziej mroczny i tajemniczy od Izzy'ego. Mogłaby sobie nawet dać rękę uciąć. I bym teraz kurwa nie miała ręki.

Einstein w milczeniu wyjął zza pazuchy woreczek z listkami w różnych kolorach, a Gunsi i kilka zebranych razem z nimi ludzi uklękło w rządku, czekając z szeroko otwartymi oczami na nadchodzące zdarzenia. Jakaś wyraźnie niecierpliwa dziewczyna spojrzała na blondynkę, po czym złapała ją za ramię i przyciągnęła do siebie, zmuszając ją do padnięcia również na kolana. Deb wychyliła się nieco do przodu, patrząc na pozostałych. Wszyscy wpatrywali się z uwielbieniem na twarzach w boskiego Einsteina, który podszedł najpierw do Duffa i włożył jeden listek na język chłopaka. Potem robił tak z każdym po kolei. Debbie przypominało to obrządek Mszy Świętej. Gdy dziewczyna obok niej przyjęła LSD, blondynka spojrzała z niepewnością na stojącego nad nią Einsteina. Wydawał się być cichym i pełnym pociągającego mroku kapłanem. Naprawdę próbowała rozpoznać płeć, ale nie mogła. I w sumie coraz mniej ją to obchodziło. Serce zaczęło bić jej szybciej ze zdenerwowania, gdy zobaczyła listek przed oczami, a po chwili już czuła go na języku. Usłyszała tylko jak jej towarzyszka opada na ziemię, a gdy zerknęła w tamtą stronę stwierdziła, że wszyscy leżeli już na podłodze z błogimi uśmiechami na twarzach.



Debbie zaczęło się kręcić w głowie, a świat nabrał o wiele bardziej intensywnych kolorów. Otwierała i zamykała oczy, nie mogąc zrozumieć co się z nią stało. Nawet nie wiedziała, kiedy padła na ziemię, wpatrując się w sufit. Rzeczy zaczęły wirować nagle jak w pralce. Coś jakby wielkie oko w kremowej pustce się otworzyło, a Debbie czuła jak odłączyła się od swojego ciała. Wiedziała, że świat, który widziała, przestała postrzegać za pomocą zmysłów. Wszystko dookoła było wyraźniejsze i jaśniejsze. Bardziej interesujące, piękniejsze, magiczne. Widziała dźwięki i słyszała kolory. Była niemal pewna, że wyczuwała energię otaczających ją przedmiotów. Coś wciągnęło Debbie do animowanego, pełnego dziwnych i zarazem wspaniałych prehistorycznych  przedmiotów świata. Czwórka Guns N' Roses leciała właśnie gdzieś nad jej głową rowerem z przyczepionym do ramy parasolem. Wylądowali dokładnie przed nią, machając w stronę dziewczyny.

- Cześć, Debbie - rzucił kreskówkowy Slash.

- Rozpoczynasz swoją podróż - dodał kierujący rowerem Izzy, wciskając klakson, z którego wypadł obślizgły różowy mózg. Czwórka chłopaków zsiadła ze swojego pojazdu, który uniósł się daleko do nieba. Dziewczyna odprowadziła go wzrokiem, szeroko się uśmiechając. Czuła samą radość i euforię.

- Wszystko jest tu animowane - wytłumaczył Duff, przekręcając głowę.

- Nawet my, Gunsi - powiedział Steven.

- Patrzcie! Latająca ryba! - krzyknął Slash, łapiąc Izzy'ego za ramię i wskazując na dziwnego stwora przesuwającego się powoli w powietrzu przed nimi. Ryba była cała okrągła, miała uszy, ogon jak u pawia i skrzydła. Paliła wielką fajkę, z której uciekały bąbelki powietrze, a samo zwierzę przypominało nieco obrazy Azteków. Jednak wszyscy wiedzieli, że to ryba. Bo cóżby innego?

- Odlotowa! - Izzy nawet nie patrzył na rybę, ale szeroko otworzył oczy, wpatrując się w Debbie. Dziewczynie spodobało się patrzenie na rzeczywistość z zupełnie nowej perspektywy. Była ciekawskim dzieckiem, odkrywającym świat.

- Wow! - krzyknęła, stając obok Duffa i swojego brata. - LSD jest super! Lubię takie odloty!

Blondynka spojrzała na swoje dłonie i stwierdziła, że również jest częścią tego rysunkowego świata. Widziała kolorową tęczę, wychodzącą pulsacjami z jej rąk.
- Odjaaazd! - wykrzyknęła, nie mogąc zmazać z twarzy wielkiego uśmiechu. Jednak jej głos wydawał się dosłownie wychodzić z ust i spadać lub unosić się w powietrzu jak gęsta ciecz. - To dlatego tak jaraliście się Einsteinem?

- To człowiek legenda. Ma najlepszy towar na planecie - odpowiedział jej Steven dziwnie spokojny głosem. Jednak Debbie ich nie słuchała, tylko weszła do lepianki żywcem wyjętej z afrykańskiej wioski. Okazało się, że był to sklep pełen odlotowych urządzeń. Były tam guziki porażające prądem, puszki z wyskakującymi na sprężynach pięściami, okulary w różnych kształtach z ruszającymi się po bokach głowami kotów czy pingwinów, fajki wodne z duchami wylatującymi zamiast dymu, sarkofag ze skaczącą mumią faraona. Nie miała pojęcia, ile zajęło jej oglądanie tych wszystkich towarów. Jednak w końcu uwagę Debbie przykuło niebieskawe radio podświetlane przed dwa ruchome reflektory. Zaraz nad urządzeniem pojawiły się baloniaste litery układające się w 'Zawładnij sterowaniem umysłu razem z Mesmaramą'. Debbie przekrzywiła głowę, a zaraz słowa zniknęły, zmieniając kolor i transformując się w nowe. 'Spraw, że materia i antymateria będą posłuszne Twojej woli'. Na ekraniku radia pojawiło się jeszcze 'Wyzwolę w Tobie ukryte moce'. Blondynka wyszła ze sklepu z Mesmaramą pod pachą, szukając znajomych twarzy. Gunsi wciąż byli tam, gdzie ich zostawiła, tylko robili, co innego.

- Co tam kupiłaś? - zagadnął ją Steven, patrząc jej przez ramię.

- Mesmaramę - odparła, patrząc na uprawiających karate Slasha i Izzy'ego. - Często tu przychodzicie?

- Nie za często - odmruknął jej Stradlin, który teraz miał twarz na wysokości oczu Debbie, ale jego ciało wirowało jak w pralce. - Tylko Einstein zna ten świat. Jest jego twórcą.

- Tylko myśl o miłych rzeczach, bo będziemy mieli złą podróż - rzucił Duff, wskazując na nią palcem.

- O-o - bąknęła Debbie.

- O-o? - Slash z Izzy'm popatrzyli po sobie przerażeni.

- Co to było? - spytał animowany McKagan, patrząc na dziewczynę.

- Miałam niedobrą myśl! - krzyknęła zmieszana blodynka, patrząc na świat dookoła. Jasne niebo zrobiło się nagle czarne, a na miejsce palemek wyszły drzewa z dłońmi zamiast liści, pokazujące w dodatku środkowy palec. Cala reszta kolorów i przyjemnych rzeczy zniknęła, zastąpiona mrocznymi barwami. Debbie poczuła, że ma dreszcze, a słowa nie chciały wyjść jej z ust. Była przekonana, że wariuje.

- To zła podróż - mruknął Duff, a Izzy ze Slashem mu zawtórowali, unosząc ręce w geście poddaństwa:

- Zła podróż! Zła podróż!

- Na pomoc! - krzyknęła dziewczyna, widząc zmierzając w jej kierunku wielką maczetę na nogach. - Maczeta!

Jednak nikt nie przybył jej z pomocą, a ostrze przecięło ją bez problemu na pół. Debbie padła na ziemię, patrząc na swoją ranę.

- Kurdę! Widzę moją okrężnicę!

Kompletnie straciła poczucie czasu. Jej mózg był zbyt aktywny, żeby się wyłączyć. Leżąc na ziemi w animowanym świecie Einsteina, zastanawiała się, ile to jeszcze potrwa. Godziny? Dni? Tygodnie? Bo była przekonana, że wykrwawiała się już dobry miesiąc. A zamiast tego mogłam obejrzeć Alicję w Krainie Czarów, przeleciało jej przez głowę, gdy zła podróż przerodziła się w jeszcze gorszą. Bardzo chciała zamknąć oczy, ale nie miała powiek. We śnie nie istnieją normalne zmysły, więc była uwięziona w bajkowym krajobrazie. Czuła się wykończona tą podróżą, a nie mogła jeszcze zasnąć. Nie spała przez miesiąc, dopóki się nie wybudziła. Jednak gdy wydawało jej się, że wraca do rzeczywistości, ktoś spytał ją czy żyje i chce więcej.
- Jasne! - odparła energicznie, śmiejąc się i na nowo wróciła do kolorowego świata Einsteina.


---------------------------------------------------------------------------------
Udział wzięli:

Guns N' Roses jako oni sami
Debbie 'Deb' Adler jako ona sama
Perry jako Einstein

Sądzę, że ten rozdział musi być tak krótki, zważając na treść. Chciałam dopisać jeszcze jedną scenę, ale stwierdziłam, że zakończę takim fazowym akcentem. No i 13 rozdział wyszedł jak wyszedł. Czekam na opinie.


18 komentarzy:

  1. nie chce mi się logować
    Co to byyyyyyyłoooo lololol. XD Da fak, gościu?! Ej, nie wiem w sumie jak to skomentować. Miałaś rację. Największa schiza. W sumie to trochę mnie to przerażało. Mała Deb wciągnięta do jakiegoś ble fu rytuału przez tych popaprańców hehehe. :c
    Co do Perry'ego-Einsteina... eeeee duffffaq again? xD Czo to za ksywka, co? No co? Nie kminię gostka.
    Wiesz co jest jeszcze smutne? Że to wszystko nie było rzeczywiste, meh. Nie no bo śmiesznie by sobie tak latali, nie? Roweeeeeeerek lowe! Skąd, kierwa, wzięłaś te oczojebne gify... No dobła, wiem. z tumblra albo coś, żadna filozofia, ale jednak... Jakże skurwysyństwo wali po ślepaczkach, aj.
    Nie no, fragment maks, kocham Cię, babo. xDDD Ale wiesz czooo? Najgorsze właśnie, że lasia w tym siedziała sama, no. Jakby tak pierdzielnąć jeszcze fazkę Steve'a/Izza/Duffa? No, ale nie. Za dużo halunów niezdrowo. Nope.
    "Spraw, że materia i antymateria będą posłuszne Twojej woli" - da faaak. Dźiz, przepraszam Cię, ale naprawdę nie znajduję innego komantarza xD

    Och, wrócę może do Dylanki? No więc fragm spoczko. Czysty, ładny i w ogóle lol z tym domem Perry'ego. Już widzę wytyf Erin xD
    Piknie jest, ale poogarniaj tochę te dupeczki Ci powiem. Bo zrobiło się już maksymalnie ćpuńsko, a czasem musi być też normalnie, sama mówiłaś. Ale i tak <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mówiłam, że będzie oryginalnie. Zresztą chyba najbardziej pojebany jest Einstein. I musiałam siebie wpierdolić w jakąś postać. Bo cóżby to było za życie bez Perry'ego? Wassup, nigga? I nie musisz tego rozumieć. Wystarczy, że jest. A wgl od czasu do czasu musi być schizowo. Taki krejzol z Perry'ego heh Ta, jasne Parlay. Niech latają w realu. A co tam, nie? Martix. Nie hah Ich fazy to może później będą o ile wgl. Miałam tak zrytą banię jak to pisałam, że dziękuję bardzo przynajmniej na teraz. No, co? Mesmarama this is it!
      Mówiłam, że ma być normalnie?
      http://media2.giphy.com/media/fTMJIqSaY2cAE/giphy.gif

      Usuń
  2. Ja pierdzielę, co za emocje. Serio XD Ale zanim się wczytasz, to muszę ci coś powiedzieć! Ostatnio mówiłaś w odpowiedzi na mój komentarz, że widzisz Suie w koszulce z tym napisiątkiem itd., itd. A ja przemyślałam sprawę i taką zrobię!!!!!!!! Przysięgam!! Zamówiłam tylko dodatkowy kubełek czerwonej farby, w sensie taki większy słoiczek, bo jak kupił am ostatni zestaw tych speszjal farb, to one takie... półchujne są, maciupkie. I wyszła z założenia, że będzie I DEBBIE. Ale! Po dzisiejszym rozdziale stwierdziłam, że będzie napis: I DEBBIE, a z tyłu . Co ty na to? Zgadzasz się? Bo, wiadomo, prawa autorskie B) Wyślę Ci jakoś fotki efektu końcowego, bejb. Oki? :) Perry, inspirujesz.
    No, a co do rozdziału to: wow wow. Dawno nie czytałam czegoś tak schizowego. Zajebiście Ci to wyszło! :D Ale zacznę od począteczku, bo jakżeby inaczej w moim przypadku. Dylan i Erin. Erin i Dylan. Na początku sama nie wiedziałam, gdzie spodziewa się Bierek, szczerze mówiąc. Nawet nie wiem, dlaczego. Myślałam, że w swoim super-warsztacie, który uwielbiam i kojarzy mi się świetnie. Ale zmylił mnie fotel, bo dziwnie w warsztacie trzymać fotel, więc poczekałam na rozwinięcie akcji i Dylan była w domu Perry'ego, tak? Chyba dobrze złączyłam fakty, nie wiem, nieważne. W sumie, nadal współczuję Erin. Tak naprawdę, w rzeczywistości zbytnio nie przepadam za Everly. Szczerze mówiąc, nie wiem, dlaczego, bo wszyscy wokół niej się nią zachwycają itd., ale w Twoim opowiadaniu(chyba pierwszym takim) szczerze ją polubiłam. Jest taka życiowa i normalna, miła po prostu(swojska też - nie zapominajmy jedyna z piątki chłopaków umie rozpalić kominek). Przypadła mi do gustu. Lubię ją chyba zaraz po Debbie i Dylan. Czyli trochę nisko, no ale, jak na Everly, i tak wysoko. Wracając, ładnie to napisałaś, opisałaś. Wyszło Ci tak... spokojnie. Nie w Twoim stylu, haha. Dylan widocznie zdziwiła i Erin, i mnie, gdy przyjechała do domu Joe. Och, no i ta beztroska Dylan - słyszę ją w jej głosie - jakby nic się nie stało, nie wydarzyło. I tak sobie jeszcze myślę, że kiedy Erin dopiero co dowiedziała się o zdradzie Axla, to musiała być cholernie skonsternowana, widząc przyjaciółkę w domu żonatego chłopa. A! No i jeszcze przypomniało mi się, że Erin wspominała Stevena z Dylan. Hehe, piękna wizja :')
    A potem mamy... no XD Serio, chyba nie czytałam lepszego opisu zjarania się. Ogólnie ten Einstein taki dziwny jakiś, w ogóle czemu Einstein? Skąd to się wzięło? Czy on stworzył jakiś nowy rodzaj LSD i przez to został nazwany na cześć tegoż wspaniałego naukowca, bo ten nowy rodzaj jest tak świetny? Myślałam, że Debbie nie weźmie. Hehe, wizja Gunsów klęczących, skupionych, z szacunkiem XD Czuję to zdezorientowanie Debbie. Serio, ja się z nią łącze mentalnie. O, no i te gify. Lek ;-; czytałam na telefonie i obrazy są na całe okno jakby, także myślałam, że mi je wyparli, haha. A ta rączka... Cóż, to ona, po części, zainspirowała mnie do nowego projektu koszulki :') oh. Wykrwawianie się przez miesiąc - niezła faza.
    Rozdział trzynasty wyszedł jak wyszedł, czyli super. Według mnie świetny, bardzo mi się podoba. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Usunęło mi pół planu koszulki. Także jeszcze raz: miało być: "I serduszko DEBBIE". Wpadłam na pomysł, że będzie: a) z przodu - I rysunekzjaranejanimowanejDebbie DEBBIE b) z tyłu - rysunekczwórkianimowanychgunsnroses

      Usuń
    3. Robisz koszulki? ;_; pokaaaż!
      W ogóle ta piosenka Crazy Lil Mouse to tak ryje banie xD jak wyobrażam sobie tych latających Gunsów, hm.

      Usuń
    4. Posłuchałam jej, haha xD A odnośnie Twojego pytania to tak, coś tam bazgram. W sumie nie tylko na koszulkach, więc chrońcie przede mną, co się da.
      Parlay, a kiedy nowy u Ciebie? Bo ja tu czekam ;_;

      Usuń
    5. Wow! Szalona, Suie!
      http://media.tumblr.com/08d1d9a519cba2b941f11eede4ac3cd0/tumblr_mnem18ZHtq1reokfao1_500.gif
      Co tu się dzieje teraz za konwersacja poza moją kontrolą? Powinnaś zrobić każdej czytelniczce w ramach reklamy taką koszulkę. Nie, no dżołk. W takim razie no gratuluję sobie i Tobie. Czekam na efekty.
      Jeszcze sobie poczytasz o tej dwójce hipisek. Spokojnie. Co do tych wydarzeń… Hm… No, zobaczymy, co będzie później. To tyle w tym temacie. Suie, moja droga kochana Suie. Oni się nie zjarali, to był ich trip życia. A przynajmniej Debbie. I do tego to była zła podróż. ‘Zła podróż!’ jak to krzyczeli Izzy ze Slashem. Einstein jest Perrym, a Perry jest Einsteinem. I nie pytaj o więcej. Czemu taka ksywa? Tak naprawdę nie wiedziałam co napisać to se wpisałam to nazwisko. Pozdrawiam gify z wujka google. Heh w każdym razie z songiem zajebiście pasują. Dont ya think? Bo ja think. Cieszę się, że się podoba i kolejny raz dziwię się i cieszę, że znalazłaś inspirację! Dzięki za kometę.

      Usuń
  3. Piszę!! Ważne, że jestem przed tym wieśniakiem. Tak nadal jest foch.
    Ja bardzoooooo przepraszam za spóźnienie klękam orzed tobą jak Debbie przed Einsteinem.Już się tłumaczyłam, więc no. Do roboty!
    Jestem zszokowana tym obrzędem. To dość dziwnie wyglądało w mojej wyobraźni ale to Perry każdy chce go i coś od niego. Szkoda Erin ale Axl jest wolny więc jakiś plus jest. Dobra wiem to było nie miłe. Wreszcie ktoś bardziej znajomy jest przy Dylan. A szok Everly przy wejściu do domu. Kuźwa jakbym trafiła do domu Joe to bym biegała od pokoju do pokoju, piszczała i różne podobne czynności wykonywała.
    Nie umiem pisać komentarzy jestem do dupy ale ważne, że coś jest. Gapiłam się na ten drugi obrazek z 5 minut. Siostra wchodzi i do mnie czemu robię zeza jak się na ekran patrzy. Stwierdziła, że rysunek jest cytuję ,,psychodeniczny" w czym się trochę zgadzam. Ale fajnie jest się tak na niego pogapić aż ci oczy wyschną (chyba się tak da :D kuźwa ja i biol chem już nie żyję). Chyba bardziej rozpisałam się nad rysunkiem xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszesz! Tag jest! Wiesz. Już się zaczynałam niepokoić... I to poważnie. Hm.. Że Faith Cię zniszczyła albo coś, ale Eva chyba nie jesteś znowu takim cieniasem, co? Czy jesteś?

      http://media3.giphy.com/media/gjyDt1zkeQLWU/giphy.gif

      Sponio. Ważne, że dotarłaś. No, widzisz jakie rzeczy by Cię ominęły? Zapraszam w fazowe piątki po 20. Chociaż nie w każde hm... Nieważne. Wyobrażam sobie Twoje podniecenie Eva w domu Perry'ego. Nie musisz nawet opisywać. Widzę to oczami wyobraźni. Zupełnie jakbyś wpadła teraz przed moje drzwi. Widzę. Dokładnie tak to widzę.

      https://38.media.tumblr.com/e0c21f19b7f4930a55f173f040c49546/tumblr_nj3twi36Vp1rslcoko1_400.gif

      A słuchałaś muzyki? Bo to do rytmu nawet łupie. I dopiero potem się skumałam, że to tak pasuje. Tag. Wszystkie nawet pasują. DANCING IN SEPTEMBEEEER czy jakoś tak

      Usuń
    2. Eva to cienias.
      Pozdrawiam.

      Ps. Pewnie zobaczymy się jutro, bo już przeczytałam.

      Usuń
  4. Jesteeeeeem!
    Dżizys, jaka faza XD No ale od początku.
    Cieszę się, że Erin udało namierzyć się Dylan i przyjaciółki się spotkały. Nadal jest mi strasznie żal Everly, ale przynajmniej znalazła wsparcie w czarnulce. I tego... Mogę przejść dalej? Przejdę, haha.
    Po tego typu fragmentach mam ochotę namierzyć jakiegoś dobrego dilera i co nieco wypróbować XD Kurwa, być na tripie! Okej, dziwne marzenia piętnastolatki. Rebel, rebel normalnie.
    No i cieszę się, że w tym rozdziale było sporo Debbie, kocham młodą!
    A Einstein musi być super.
    Ogółem rozdział zajebisty!
    ----
    Przepraszam za krótki komentarz ._.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siemasz, Rocket!
      No, wiesz. Perry może Ci coś podesłać jak chcesz, ale skutki uboczne... Nie odpowiadam za to XD Wgl ten rozdział jest tak krótki, ale już tłumaczyłam dlaczego tak jest. I nic się nie bój. Wgl dziękuję, że w końcu dotarłaś! Do usłyszenia zapewne w przyszłym tyg jak dobrze pójdzie.

      Usuń
  5. http://not-havingheart.blogspot.com/2015/02/rozdzia-xii.html?m=1

    zapraszam na nowy

    OdpowiedzUsuń
  6. Chwilka, chwilka, muszę tylko znaleźć tą matematykę...
    Historia, stary albo nowy zeszyt od polskiego... Jest. Nie!!! Postrzeliło ptaszka w locie?! Zadanie ósme na sto piątej stronie. No chyba coś go boli, pierwsza matematyka w drugim semestrze, a wyjeżdża mi facet z czymś takim... A może mnie nie było i to zaległa praca domowa? XD Dziesiąty... To był wtorek, czyli ostatnia lekcja matematyki przed feriami, cholera. Perry, pozwolisz mi jednocześnie robić matematykę pisząc komentarz? No jasne, że pozwolisz, co ja się pytam. XD
    Zacznę od tego, że nie wiem. Na początku Cię przeproszę za to, że tak późno. Z tego wszystkiego to nawet grafik sobie zrobiłam. XD Ale już go chyba zgubiłam. Ewentualnie jest pod matematyką. XD O, jest. W planach mam Cię dopiero na jutro, ale cicho. XD Dobra, jestem dzisiaj i jeszcze tego samego dnia muszę przejść do rozdziału, więc uważaj, Perry - Erin zadzwoniła do Dylan, co nikogo raczej nie zaskoczyło. Nawet sprawa w jakiej ten telefon został wykonany mnie nie zaskoczył, bo to było oczywiste, że o Rose'a biegało. Bo kto inny może coś złego zrobić Everly jak nie Rudy? No nikt. Przecież nikt inny jej nie napadnie, no chyba, że byłaby to Eva, która zdziczałaby z zazdrości. W końcu żona Axla, co nie? ... Joanna jest zaskoczona faktem iż poszłam do szkoły i z niej wróciłam, szok... ewentualnie Everly napaść może... Dobra, koniec z propozycjami. Axl znów nabroił, co już jest normalne, bo jaki byłby to Axlowo-Erinowy związek bez kłótni, bójek i wyzwisk? No żaden! Nie wiem czy było to coś wyjątkowo (bo przecież Will mógł zastosować nowe metody mordercze) czy tez jakaś powtórka programu. Zastanawiam się dlaczego Erin w ogóle z nim jest, choć... Choć ja chyba rozumiem. On jest tylko chory, nie jego wina, a na dodatek kocha go, więc co tu się zastanawiać. Jest, bo kocha. Proste. No ale Dylan zabrała naszą Everly do domu Perry'ego! W sumie to zdenerwowało mnie to...? No, bo to już trochę przesada. Ale to nie odbiera Dylan uroku, chyba...
    W następnej części mamy Debbie, którą chyba zdążyłam zapomnieć albo po prostu ukazane zostały postacie, które przypadły mi bardziej do gustu. Na przykład Erin, właśnie. Wolę ją bardziej od Debbie czy też Dylan. Jest taka normalna, ale w pozytywnym sensie, według mnie, lepsza nawet od pozostałych pań w opowiadaniu. Kocham ją całym serduszkiem, Twoją Erin. XD Ale wracając do tematu Debbie i chłopaków - Einstein. Osoba, która poprawiła cały nastrój w opowiadaniu. Bardzo. XD Czytam sobie i czytam aż tu nagle: BUM. Schizy Debbie. I to było... A tam... Dziwne... Ja... A oni... A potem... I... Szachy. Miałam dzisiaj dwie godziny szachów, a to mi się właśnie kojarzy z momentami, których później nie pamiętam, a wiem, że dobrze się bawiłam. Oczywiście nie chodzi o grę w szachy. W sensie, lubię ją, ale to nie to. XD Wracając do tematu - to było zajebiste. XD Tyle w temacie. Czekaj, mamy dopiero trzynasty rozdział?! Myślałam, że dalej już jesteśmy... No, ale przyznać muszę, że obrazki w połączeniu z tekstem miażdżą wszystko. XD Takiego rozdziału to się dawno nie czytało.
    No i na koniec powiem, że świetnie zagrałaś rolę Einsteina, Iron Manie. XD Jak tak dalej pójdzie to, to konto na filmwebie rzeczywiście będzie Ci potrzebne. XD
    W takim razie Miss Mercy się żegna, droga Perry. Mam nadzieję, że coś napiszesz szybko, no. Bo ja nie będę czekać! I - takie pytanko - przeniesiemy się jeszcze do Seattle? Bo ja chcieć.
    Zdrówko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja otwieram worda i już tu odpisuję, bo na stronce w moim lapku nie widzę końca komentarza. Polecanko. Dopiero wróciłam do domsiu. No, ja nie mam matmy. Ani chemii. Tęsknię za chemią. Ech… gdzie to Perry’ego wyniosło, co? W sumie wiesz nie mam zbytnio wpływu co Ty tam robisz, pisząc komentarz… I w sumie chyba nie chcę wiedzieć, bo później będzie ‘Aaa wiesz Perry. Właśnie robię coś intymnego i piszę komnetarz. Pozwolisz?’ Bożeno… Nie, koniec.
      Weź się i powieś. Nie przepraszaj, bo masz jeszcze sporo czasu zanim wstawię tu coś kolejnego. Koniec tygodnia albo następny. Masz mnie w planach? O, bożenko! Co to się dzieje u Ciebie, Faith?! Oj, Eva zdecydowanie by tak zrobiła. Tylko naprawdę nie kumam. Zazdrosna o rudego… Eeee… Nie ten adres, proszę pani oszalałej Evusiu.
      O Deb się zapomniało, Faith? Czyżby skleroza? Nie wnikam. Einstein to chyba ten rodzaj gostka, którego się nie zapomina. Ja nie umiem grać w szachy, więc pewnie mnie ograsz. Raczej na pewno. Jak spotkamy się z Hendrixem, Bolanem etc. w poczekalni Hotelu California.

      http://25.media.tumblr.com/8da457614c84592438577cf8c0a22afa/tumblr_mub7ifcbPO1rknv2lo6_500.gif

      Tekst, obrazki a muzyki słuchałaś?
      Oh, dziękuję. Już chcieli mnie wlulić do Oscarów, ale powiedziałam, żeby wsadzili se te nagordy w dupę. I chyba podziałało. A Wy jesteście moimi Avengersami! Wgl a propos tego to Parlay się kiedyś śniło, że grałam w jakimś chłamie i miałam konto na filmwebie -____-
      Również żegnam, Miss Mercy. No, zobaczymy. Ale przyszły tydzień to maks jaki sobie daję na następny rozdział. Właśnie leci sb Ted Nugent! Yeeah! O. Dziś urodziny Jona Bon Joviego! Co do Seattle to Lili mnie męczy o oddzielne opowiadanie heh Ale pożyjemy, zobaczymy.
      Narciarz

      Usuń
  7. Ahoj, powracam hahahahha


    Po pierwsze
    Matko, Perry, co Ty zrobilas z moim mozgiem XD ale ten rozdzial jest najlepszy! Taki jakby wyjety z jakies bajki hahaha
    Wesoly i jednoczesnie jakby klopotliwy, ta druga czesc oczywiscie


    A wracajac na Ziemie
    szkoda mi Erin, ona taka kochana jest...


    Dalas swietnt kontrast D
    Na poczatku takie smutne, szare, codzienne
    A w drugiej czesci odwalilas jakis bajeczny swiat XD
    Bardzo mi sie to podobalo. I ta maczuga, wtf XD Ale co jam co, do takiego sklepu to bym poszla hahahahah.
    Definitywnie to jest moj ulubiony rozdzial. I nareszcie sie dowiedzialam kto to Einstein XDDD

    /lili

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam z powrotem na pokładzie! Dziena. Taki miał być. I jak widać... Udał się. Najważniejsze. A Twój mózg na pewno nie jest z nim tak źle jak mówisz. Cieszę się, że wróciłaś :)

      Usuń