piątek, 6 lutego 2015

God Loves Hippies:Where's My Mind?

Perry wrócił:
Po dosyć długiej jak na mnie nieobecności jestem. Sesyjka zaliczona, 12 lutego czeka mnie ostatni egzamin z fonetyki, więc zobaczymy. Wgl cholerne pierdolone DZIĘKI za to, że ktokolwiek się odezwał na moją informację. I witam nową Czytelniczkę - CherryPie. Nasza sekta się powiększa huehue Wiem, że jest dużo Dylan i nie wiem czy wszystkim to odpowiada. Znaczy i tak będę pisała jak chcę, więc hehe xD Ale możecie mi podsuwać myśli, jeśli kogoś jest za mało czy za dużo. Wiem, że ten motyw z Izzy'm jest wyjęty z dupy, ale cóż.
Rozdział dedykuję Parlay. Wchodźcie na jej bloga, bo laska ma kryzys, że nikt nie czyta! A jest warto. Perry approved.
Za wszystkie błędy przepraszam. A. I koniecznie napiszcie, kto chce być informowany!



10. Where's My Mind?

Od opuszczenia domu minęły dwa tygodnie. Dylan zachowała pracę i teraz skupiła całą swoją uwagę na odnawianiu stolika. Chciała odrestaurować jak najwięcej tych wyszukanych indywiduów, walających się po sklepie, bo wiedziała, że te odnowione przez nią najlepiej się sprzedają. Obiecała, że odpracuje ten cholerny tydzień wyrwany z życiorysu. Gdy zaczęła trzeźwieć, obrazy wspomnień z ostatnich dni bombardowały jej myśli. Wszystko klatka po klatce zaczęło do niej wracać. Zjarana noc spędzona na filozoficznej rozmowie z Davem, grzanie praktycznie cały tydzień, brak towaru, napad na sklep, a potem kolejny odlot. Zacisnęła powieki. Mimo, że było to tylko kilka dni, jej organizm zareagował gwałtownie i boleśnie na niedostarczenie narkotyku. Przez to, że nie mogła wytrzymać, chłopacy zorganizowali ten napad. Nie ich pierwszy i nie ostatni, ale nie mogła sobie tego wybaczyć. Ten tydzień w pracy wytrzymała tylko dzięki skrętom i kodeinie w wódce, którą trzymała pod ladą, jak przeszło cały ostatni rok, ale wiedziała, że odstawienie na powrót heroiny miało wymagać czegoś więcej. Będzie musiała zamknąć się w pokoju z zapasem zupy w puszcze, wody i wiadra. Wszystkim powie, że dopadła ją grypa. W weekend miała wolne, więc był to idealny czas na detoks. Do tego powie Ray'owi, że się rozchorowała i tak uzyska jeszcze kilka dni. Chyba będzie musiała zabić drzwi, żeby nie mieć kontaktu z chłopakami. Musiałaś brać, kretynko?!, krzyknęła na siebie w myślach. Wiedziała, że Navarro i reszta ćpali jeszcze zanim ich poznała i podłączenie się do nich stanowiło kwestię czasu. Przecież była jeszcze dzieciakiem, gdy razem z nimi wpadła w swój heroinowy sen. Przez dwa lata brali praktycznie bez przerwy. Co im tylko wpadło w ręce, kończyło załadowane w ich zmarnowanych, młodych ciałach. Bycie ćpunem równocześnie przekreślało cię na tle społeczeństwa i przekonali się o tym nie raz na własnej skórze. Traktowani jak margines, odpadek środowiska dla ludzkości byli niczym, ale dla siebie nawzajem byli wszystkim. Mieli tylko siebie. A potem przyszła Erin. Dylan spotkała ją po blisko kilku latach rozłąki, kiedy Everly zaraz po szkole poświęciła się modelingowi, a Bierk skierowała swoje kroki w zupełnie innym kierunku. Trafiły na siebie w miejscu, gdzie spędzały szkolne wakacje - w domu Bierków. Erin po prostu do niej przyjechała. Bez zapowiedzi. Okazało się, że bodźcem, który ją tam skierował, był stary list od Dylan na piętnaste urodziny przyjaciółki. Everly bez problemu dostrzegła nałóg dziewczyny. To dzięki niej Dylan zostawiła heroinę, w stu procentach poświęciła się pracy i hobby. A potem poznała Stevena. 

Westchnęła. Trzeba będzie o nim zapomnieć. A nie było to takie proste. Cała ta akcja z Debbie, potem zerwanie z Adlerem i pieprzony metadon nałożyły się na siebie, przez co nie miała skrupułów, żeby powstrzymywać się od ćpania. Kochała tego pierdolonego gnoja, ale nie mogła już dłużej z nim żyć. Po prostu musiała to zrobić, chociażby na siłę. To dlatego wzięła metadon. Nie zrobiła tego specjalnie, ale po tym jak znalazła go w kuchni, ten pomysł wydawał jej się przekonujący. I dzięki niemu mogła szybko zapomnieć. Jednak oczywistym było, że nie pomyślała wtedy o tym, co będzie kiedy wytrzeźwieje. Nikt tak naprawdę o tym nie myśli. Chodziło, żeby szybko wymazać niedawne wydarzenia z pamięci. Jednak skoro znowu była, a właściwie dopiero planowała być czysta, musiała wrócić do chłopaków. W domu nie miała zamiaru się pokazywać. Jeszcze nie teraz. Nie w tym stanie. Nie chciała, żeby jej brat oglądał ją w takim położeniu. Od zostawienia brata upłynęło czternaście dni, w ciągu których przeklinała swoją głupotę i to jak potraktowała Sebastiana. Tęskniła za nim. Tego ranka gdy ocknęła się wśród ćpunów była pewna, że mu nie wybaczy. Jednak razem z mijanymi dniami wiedziała, że najchętniej przytuliłaby blondyna i rozpłakała się, przepraszając za to, że była skończoną idiotką. 

Przetarła ręką czoło, patrząc uważnie na swoje dzieło. Uśmiechnęła się lekko. Kolejne 'dziecko' pójdzie w świat. Dźwięk dzwonka wybudził Dylan z zadumy, a szuranie butów wytrąciło ją z równowagi i Dylan przypomniała sobie o kliencie. Odłożyła pędzel biały od farby, po czym wstała z podłogi, wzdychając głęboko. Otrzepała ogrodniczki, po czym podeszła do lady, mając nadzieję, że oderwie chociaż na chwilę myśli i zajmie się pomocą klientowi. Jednak co to był za klient... Erin patrzyła się wprost na Dylan i nie mogła wykrztusić słowa.

- D... Dylan! - wydusiła w końcu z wielką ulgą w głosie, zupełnie jakby imię czarnej uwolniło jakiś ciężar, który nosiła w sobie Everly. - Jesteś! - wykrzyknęła, starając się nie wybuchnąć płaczem.  Broda trzęsła się jej z przejęcia, przez co wyglądała przejmująco dziecięco. Podeszła do przyjaciółki i z całych sił ją przytuliła. - Cholera! Przychodzę tu codziennie od dobrego tygodnia, mając nadzieję, że cię tu znajdę! I jesteś! - lrzyczała podniecona, odgarniając Dylan włosy z twarzy i przytulając ją co chwilę. Gdy Erin przestała ją atakować, Bierk rozłożyła ręce, uśmiechając się do przyjaciółki. Nie mogła być smutna. Nie w tym momencie. Nie przy niej.

- No, jestem - mruknęła, wiedząc, że Erin ponownie ją uratowała.
- Gdzie... Gdzie ty byłaś?

- W bezpieczenym miejscu. - Dylan wiedziała, że ta odpowiedź nie zadowoli jej najlepszej przyjaciółki, ale na tę chwilę musiała wystarczyć. Mimo całego syfu, który otaczał Jane's Addiction, Bierk nie miała zamiaru znowu zrywać z nimi kontaktu. Gdzie się nie odwróciła, obraz był ten sam albo gorszy. Zresztą Gunsi, Skid Row i każdy inny zespół w Los Angeles nie był lepszy od Dave'a, Perry'ego, Erica i Stephena. To byli jej chłopcy. Jej przyjaciele. Nikt inny nie zasługiwał na to miano. Odgarnęła ponownie włosy, czując, że dobry humor zaczyna jej wracać. Chwilowy kryzys panny Bierk skończył się w momencie wejścia Erin do sklepu.

- Wszyscy cię szukali! - wykrzyknęła Everly po tym jak emocje zaskoczenia wyraźnie zamieniły się miejscami z oburzeniem, a to z rządzą wiedzy. Dylan udała, że nie usłyszała akcentu na wyraz 'wszyscy'. 

- Ale najważniejsze, że jestem, nie?

- Zabieram cię do domu. Jesteś w fatalnym stanie. Wyglądasz jak strzęp człowieka. Gdybym wiedziała, że tak fatalnie zniesiesz wasze rozstanie, to nie wiem czy bym w ogóle zabierała cię do chłopaków... 

- To już skończone - mruknęła Dylan, jednak Erin dalej rzucała dobrotliwymi radami jak z pistoletu, nie dając ani na chwilę dojść do głosu samej zainteresowanej. I chyba nawet zbytnio jej nie słuchała. Bierk wiedziała, że to dlatego, że dziewczyna naprawdę się cieszyła, że wszystko się jakoś ułożyło i po znalezieniu zguby chciała jak najszybciej zabrać ją do siebie i przesłuchać. Tak. Dylan czekało kilka godzin dociekliwych pytań, na które będzie musiała odpowiedzieć. Cóż. Chyba na tym polegała przyjaźń z tą przeuroczą osóbką, jaką była panna Everly. Ten urok osobisty odziedziczyła po ojcu, a urodę po matce. Która była niezłą jędzą, pomyślała Bierk, marszcząc charakterystycznie nos. Jej rodzice znali się z państwem Everly i nawet mieszkali na tej samej ulicy. Dylan pamiętała kłótnie sąsiadów mimo, że w tym czasie już nie byli małżeństwem. Praktycznie ciągle przesiadywała w domu Erin i wszystko słyszała. Całe ich dzieciństwo było przepełnione tymi wrzaskami. 

- Bierz rzeczy. Jedziemy stąd. - Rozkaz Everly wytrącił dziewczynę ze wspomnień i dziwnej nostalgii. Dylan otworzyła szerzej oczy, ale po chwili wzruszyła ramionami.

- Kończę dopiero za dwie godziny.

- Ray! Zabieram ją! - wykrzyknęła za ladę, podnosząc plecak przyjaciółki i wciskając go w ręce zdezorientowanej Bierk. Starszy pan zszedł powoli ze schodów, co można było wywnioskować po skrzypieniu drewna. Dylan odwróciła się na tyle na ile pozwalała jej Erin, by odszukać wzrokiem swojego chlebodawcę. Miała nadzieję, że ten dostrzeże jej błagalne spojrzenie. Przeliczyła się.  Ponownie. Właściciel w porozumieniu pokiwał głową i uśmiechnął się w bezzębnym uśmiechu do dziewczyn. Stał za ladą w swoim sweterku i machał w ich stronę, nie mając pojęcia, że Dylan wołała go telepatycznie. Na nic moje moce Jedi, pomyślała. Ma za mocną psychikę.

- Erin... - zaczęła Dylan, gdy przyjaciółka ciągnęła ją w stronę wyjścia, a potem do samochodu. - Ja... Nie chcę jeszcze wracać do domu. Jeszcze nie.

- Jedziemy do mnie - ucięła dziewczyna i wepchnęła umazaną farbą Bierk na przednie siedzenie.

Miała nadzieję, że opóźni w jakimś stopniu czas przesłuchania, jednak nic z tego. Erin nie była osobą, którą tak łatwo oszukać i spławić. 

***

Sebastian siedział przy barze i marudził nad swoją prawie pustą szklanką. Nie miał pojęcia, co tam było. Najważniejsze, że dawało kopa. Ostatnie dwa tygodnie było istną mordęgą. Gorzej. Było popierdolonym piekłem. Porażką. Jebaną dziurą w chujowym życiu. Odkąd stracił Dylan, pił każdego dnia tak ostro jak jeszcze nigdy. Praktycznie nic nie pamiętał. Nawet nie wiedział jak znalazł się w tym barze i ile już tam siedział. Pieniądze na alkohol miał, bo i dlaczego nie pożyczyć od kochanej siostruni nieco mamony. Wiedział, że chowała je w futurystycznej doniczce, którą dostała od Slasha, Iza, Axla i Duffa na dwudzieste urodziny. Tak. Okradał nieobecną siostrę. Nie miał pojęcia, gdzie jej szukać. Po prostu jakby wyparowała. Był wszędzie. Nawet u jej byłego. A Steven to niby ciągle jej chłopak?, pomyślał z drwiną. 

Westchnął. Spojrzał na nikłą zawartość swojej szklanki i zrezygnowany podniósł ją do ust. Jednak w połowie drogi zesztywniał. Nie mógł się ruszyć. Zapomniał nawet, że w ogóle jest w stanie wykonać jakikolwiek ruch. Teraz nie było to ważne. On nie istniał. Zresztą jak wszystko dookoła. Był między niebem a ziemią. Od tej chwili widział tylko ją. Ona! Jak to brzmiało! To było wręcz niemożliwe. To nie mogło dziać się naprawdę. Od chwili gdy długonoga blondynka przeszła naprzeciw niego, nie spuszczał z niej wzroku, aż do momentu, w którym usiadła po przeciwnej stronie baru. Jej długie proste włosy opadały kaskadami na łabędzią szyję, kontrastując z nieskazitelną białą skórą. Do tego wszystkiego wodziła niesamowicie niebieskimi oczyma po alkoholach wystawionych na półkach za barmanem. Dziewczęcego uroku dodawały jej rozsiane na delikatnej twarzy piegi. Ubrana była równie wyjątkowo. Obcisłe czarne jeansy podkreślały jej krągłości, koszulka tego samego koloru odsłaniała brzuch, a ciemnoniebieska katana z ćwiekami na ramionach i podwiniętymi rękawami dodawała drapieżności. Jedyną biżuterią było srebrne koło na prawym nadgarstku. 

Z trudem przełknął ślinę. Nie miał pojęcia, co się z nim stało. Widywał już jej podobne, a nawet lepsze, ale ona... To był inny wymiar. I pewnie inna liga, skrzywił się. Jednak znał swoje możliwości i mógł mieć szansę na zapoznanie się z boską długonogą. Jednak musiał chwilę odczekać, zanim zaczepił barmana. Rzucił w niego pieniędzmi i nakazał zrobić każdego drinka, którego ta piękna dziewczyna sobie zażyczy. Gdy barman podszedł do niej, ta uśmiechnęła się, równocześnie zaprzeczając ruchem głowy. Mężczyzna spytał się więc czy coś podać i po chwili odszedł. Dziewczyna rzuciła krótkie spojrzenie na Sebastiana. Gdy ich spojrzenia się spotkały, pokręciła przepraszająco głową i kontynuowała oglądanie trunków. 

Sebastian nie miał czasu, żeby przemyśleć cokolwiek, gdy jakiś facet przytulił się mocno do niej. Chłopak nie mógł oderwać oczu od ramion owiniętych wokół talii dziewczyny. Co to za kurwa frajer jebany?!, krzyknął do siebie w myślach, ale nagle zdębiał po raz drugi w ciągu ostatniej pół godziny. Znał tego frajera! I to nawet całkiem dobrze! Znaczy może nie osobiście, ale nie raz widział go szalejącego na scenie i porywającego tłumy. Kurwa! Bach pedale! Sam byłeś w tym motłochu! Wszędzie poznałby te czarne włosy, głos i nieodłączny wielki uśmiech na twarzy. Teraz patrzył na swojego idola z nienawiścią w oczach, jakiej chyba jeszcze nigdy w sobie nie wykrzesał. Tyler. Kurwa jebany Steven Tyler zabrał mu dziewczynę! Nie mógł w to uwierzyć! Już większym pechowcem nie mógł dziś zostać! 

Wkurwiony jak sto pięćdziesiąt błyskawicznie dopił nędzną resztę trunku i praktycznie pobiegł do męskiego. Wpadł do kibla i momentalnie zrzygał się do pisuaru. Na szczęście nikogo tam nie było, więc nie musiał się martwić o swój wspaniały wygląd.
- Kurwa! - warknął, widząc nieco rzygowin na włosach. - No, ja pierdolę... Jeszcze kurwa czego? - jęknął żałośnie, zdając sobie sprawę, że życie kopie go dosłownie na każdym kroku. - Za co? - spytał pogryzdane ściany, jednak te nikczemnie milczały, robiąc mu na złość. Wolno zaczął się ogarniać, by w końcu wytoczyć się z łazienki z powrotem do baru. Wtedy też zobaczył ją! Nawet nie zastanawiał się, co powinien zrobić, tylko wystrzelił prosto w jej stronę. Siedziała spokojnie przy stoliku, rozmawiając z jakąś dziewczyną. On się zbliżał, a ona go nie widziała. Gdy był tuż obok, złapał ją mocno za ramię i szarpnął, ciągnąc w górę.

- Ej! - pisnęła bardziej z zaskoczenia niż bólu. Rzuciła wrogie spojrzenie chłopakowi, ale momentalnie jej oczy zwiększyły się o kilka rozmiarów. - Kurwa, Sebastian! Co... Co ty tu robisz?!

- Ciebie mógłbym spytać o to samo! - wrzasnął na cały bar, nie zwracając uwagi na to, że spojrzenia dosłownie wszystkich skupiły się dokładnie na ich dwójce. - Siostrzyczko - syknął na koniec.

Dylan nie wyglądała źle. Mógłby powiedzieć, że nigdy nie wyglądała lepiej. I to go jeszcze bardziej rozjuszyło. Widział, że nie potrzebowała go. A on przez te ostatnie dni nie mógł o niej zapomnieć. Kochał ją i potrzebował. Dlaczego kurwa nie mogła zrobić tego samego dla niego? 

- Puść mnie! Jestem cała, zdrowa i żyję. Nie mogłam jeszcze wrócić - powiedziała, lekko łagodząc ton co dało wręcz odwrotny skutek od zamierzonego. Sebastian dostał fiksacji.

- Masz wracać do domu, do kurwy nędzy!

- Kurwa, Bach! Zostaw ją!

Dziewczyną, z którą rozmawiała Dylan była oczywiście Erin. Wyglądała na przerażoną. Już chciała interweniować, ale czarna dała jej znak, żeby usiadła. Ta tylko spojrzała na przyjaciółkę błagalnie, jednak usłuchała i obserwowała rodzeństwo z przygryzioną wargą. 

- Gdzie... Gdzie ty do chuja byłaś przez ten cały czas?! Szukałem cię!

- Nie tutaj, Sebastian. Proszę - niemal szepnęła, łapiąc go za dłoń, ale chłopak szybko się wyszarpnął. 

- Idziesz ze mną! - wydarł się i gwałtownie pociągnął ją za sobą. Dziewczyna krzyknęła. W tym momencie Sebastianowi zrobiło się słabo. Był to krzyk bólu, jakiego jeszcze nie słyszał. Zacisnął powieki, błagając w myślach, żeby nie zjebał kolejnego epizodu tego parszywego tygodnia. Po chwili usłyszał płacz i instynktownie odwrócił się w stronę siostry. Zamarł. Jego dłoń i ramię Dylan były całe zakrwawione. Momentalnie spojrzał na swoją dłoń, na której prezentował się sporych rozmiarów sygnet. Zapomniał, że ubrał pierścień z ostrymi ćwiekami po obu stronach. Widząc grymas na twarzy siostry, chciał ją natychmiast przeprosić, ale nagle poczuł, że ktoś nim obraca. Zobaczył znajomą twarz, pięść, a potem tylko ciemność. 

***

- Ludzie! Kurwa, ludzie! Pomocy!

- Bach?! Co ty tu kurwa robisz?! - Axl właśnie chciał wychodzić z chaty, gdy zatrzymał się w pół kroku, obserwując interesujące przedstawienie przed drzwiami wejściowymi. Przez dobry moment patrzył na zalanego blondyna, który przeczołgiwał się przez próg domu. Waliło od niego na kilometr rzygami, alkoholem i dziwkami. Jak pachniały dziwki?, przemknęło Axlowi przez głowę, ale od razu znalazł oczywista i banalną odpowiedź. Gdyby mógł walnąłby się z otwartej dłoni w czoło. Cipkami rzecz jasna, odpowiedział sobie w myślach, przytrzymując drzwi kalekiemu Bachowi, który wolno przesuwał swe ciało w głąb domostwa. Do tego wszystkiego jego ręka była cała zakrwawiona. Czołgając się dobre kilkadziesiąt metrów, Bach zostawił za sobą czerwony ślad. Jak ślimak podczas okresu. Rudy chwilę popatrzył na ten żałosny widok, ale po chwili zbiegli się Slash, Deb i Duff z jakąś dupeczką przy boku. Izzy spał sobie od dobrych dwóch godzin na kanapie i nawet nie drgnął, chociaż ludzie nie cichli ani na sekundę. A Adler ciągle gnił w swoim małym półświatku, sądząc, że głodzenie się przed dwa tygodnie zakończy jego nędzny żywot. Jednak nie tylko to stanowiło w nim problem. Sprawa z dragami się pogarszała i wśród pozostałych Gunsów narodziło się jedno zasadnicze, a równocześnie brutalne i niemal barbarzyńskie pytanie - na kogo zmienią perkusistę? Wywalenie Stevena było tylko kwestią czasu, ale była to kwestia przesądzona. Nie były to dobre czasy dla Guns N' Roses. 

Gdy Bach przeczołgał się do środka, Rose trzasnął z całej siły drzwiami, mając nadzieję, że to uciszy pierdolone głosy w jego makówce. - Tobie kurwa lekarza a nie pomocy, chuju - zadrwił, chcąc uwolnić myśli od nieprzyjemnej sprawy, jednak zgromiony przez resztę, odchrząknął i poprawił się:

- Tak tylko pieprzę...

- Jemu trzeba pomóc! - zawyrokowała Debbie, marszcząc brwi, a Rose wzruszył ramionami i włożył ręce do kieszeni spodni. - Duff. Pomóż mi.

Razem podnieśli umierającego blondyna i posadzili go na kanapie obok Iza, który drzemał w najlepsze błogo nieświadomy. 

- Kurwa, ludzie - mówił zasapany Sebastian, zupełnie jakby przebiegł maraton. - Perry... Tyler... Kurwa, ona... - dyszał, nie mogąc złapał oddechu.

- Spokojnie, stary - rzucił Slash, ale za bardzo nie wiedział, co robić, więc zapalił peta i oparł się o ścianę, gapiąc się na Bacha. Widząc go w tym stanie, miało się dwojaki odczucia. Z jednej strony było to i śmieszne i tragiczne. Duff czekał ze swoją dziewczyną na więcej informacji, Rose jako bierny obserwator żył w swoim świecie, a Debbie stała tylko obok i jak wszyscy czekała, aż chłopak się uspokoi. 

- Może byś tak od początku wszystko opowiedział - mruknął Hudson, zainteresowany co mieli z tym wszystkim wspólnego Perry i Tyler. Może to któryś z nich tak ładnie załatwił blondasa, pomyślał, widząc wielkiego sińca na policzku Bacha. Ten powoli zaczynał się uspokajać. Jednak zanim to nastąpiło minęło jakichś dziesięć minut, podczas których wszyscy gapili się na Bierka jak sępy i tylko Stradlin pochrapywał od czasu do czasu, śniąc zapewne o pierdolonych jednorożcach. 

- Po pierwsze znalazłem Dylan - powiedział wolno Sebastian, łapiąc oddech, a wszyscy prócz Axla i Izzy'ego podskoczyli na tę wiadomość. Też mi kurwa nowość. Widziałem się z nią dzisiaj. Pedał, wystarczyło do niej pójść, myślał Rose, przypominając sobie, że Steven wciąż leżał w swoim pokoju. I zdycha. 

- Po drugie - kontynuował Sebastian, który już zupełnie doszedł do siebie. - Musimy ją kurwa odbić! Kurwa, poszła z Perrym!

***

Izzy zadowolony wyszedł tanecznym krokiem z domu prosto w wielką czarną ciemność, a właściwie coś go tam ciągnęło. Nie miał pojęcia, co to było, ale był tak w wyśmienitym humorze, że nawet nie chciał wiedzieć. Podskakiwał co chwilę, czując się niewyobrażalnie lekki. W tym transie przebył wielką ciemność, zostawiając dom daleko za sobą. Nagle z czerni wyrosła czerwona ściana, a na niej wisiały miliony białych i czarnych gitar. Z wielkim zacieszem na twarzy, podszedł a właściwie podchasał raźnym krokiem do lady, przy której krzątał się znajomy koleżka w czapeczce taksówkarza. 
Spojrzał do góry i nie widział sufitu tylko nocne niebo i księżyc uwieszony centralnie nad ścianą, której końca nie było widać. Czyżby trafił do raju? Tak. To było pewne! Z trudem oderwał wzrok od tych wszystkich cudeniek, by spojrzeć na starszego kolesia z doczepionym znaczkiem kapitana przy czapce. Trzymał w dłoniach wspaniale kremową sto dwudziestkę piątkę, jednak nie dane mu było długo się nią nacieszyć, bo nagle znalazł się na schodach w szachownicę, tańcząc w najlepsze dookoła półnagich dziewczyn poprzebieranych w stroje z lat sześćdziesiątych.  To było zbyt piękne by było prawdziwe, ale Izzy nie dopuszczał tego do myśli. Właściwie w tym momencie w ogóle nie myślał. Wywijał tyłkiem iście po mistrzowsku, by za chwilę przenieść się w sam środek tańczących panienek z gitarą w ręce. Unosił ją wysoko ponad głowę zupełnie jakby nic nie ważyła. Jednak po chwili wyciągnął z kieszeni spodni kostkę samozagłady i przyłożył się, by zagrać jeden jedyny dźwięk. To nie mogło czekać! Jego niewolnice nie przestawały zachwycająco się poruszać, zachęcając ich mistrza do zaczęcia swojego rytuału. Gdy tylko dotknął struny, coś go poniosło i Izzy leciał po wielgachnym gryfie swojej dwudziestki piątki pomiędzy rozkraczonymi nogami panienek. Z wiecznym uśmiechem obrócił się podczas lotu na plecy, by móc podziwiać kobiecości swoich podwładnych kobiet. Jedna, druga, piąta, dziesiąta. Podłożył ręce pod głowę i opuścił niżej okulary. Jeśli niebo istniało, właśnie się w nim znalazł. Nie miał pojęcia, ile tak leciał, ale w końcu zobaczył główkę gitary, która zbliżała się wolno, acz nieustraszenie. Był tuż tuż. Wyciągnął ręce, byle tylko nie walnąć głową, gdy coś brutalnie wyrwało go z nieba i ściągnęło na ziemię. Zdezorientowany ogarnął zaistniałą sytuację i z grymasem na twarzy zrozumiał, że kumple, Bach i dwie blondyny gapią się na niego z pytaniami wypisanymi na twarzach. Zgromił ich wzorkiem, po czym krzyknął:

- Chuje!

I pobiegł na górę do swojej sypialni, gdzie szybko wyciągnął z kieszeni mieszankę calea zacatechichi, banisteriopsis caapi i grzybienia błękitnego. Zwinął idealnego skręta, po czym położył się wolno na łóżku, równocześnie odpalając specjalnego jointa. Meksykańskie ziółka zgodnie z oczekiwaniami wprowadziły go z powrotem przez drzwi prosto do nieba.

***

Dylan leżała na środku pokoju, wsłuchując się w debiutancki album swojego niedoścignionego ideału. Prócz Roberta Johnsona oczywiście. Rainbow. Jej życie. Tymczasem pokój wirował w wolnym tempie dźwięków zawodzącej gitary. Praktycznie czuła jak krew płynie jej w żyłach w rytm Catch The Rainbow. Całe jej ciało było po prostu przejęte przez tę muzykę. W niej było wszystko. Zdawało się, że nie jest w pokoju, a unosi się na oceanie, lecąc w stronę tęczy, w stronę głosu Dio, w stronę głosu Boga. To było coś ponad muzykę. Stworzyła sobie istną religię, której oddawała się codziennie po kilka godzin. I dziś nie była sama. Przesunęła delikatnie dłoń, gdy natrafiła na czyjąś rękę. Uśmiechnęła się lekko pod nosem. Wcześniej zapomniała o jego obecności. Teraz wyraźnie czuła bliskość drugiej osoby. Leżeli ramię w ramię, razem słuchając jej bóstwa. Zaproponowała mu, a on się zgodził. Niemal mistyczne, a we właściwym słowa znaczeniu intymne doznanie stało dla dziewczyny na równi z seksem. Do tej chwili dzieliła się nim tylko z jednym człowiekiem na całym geoidzie ziemskim. Jednak tej osoby już dawno nie było w jej życiu. Westchnęła. Spojrzała na leżącego obok mężczyznę. Znała go bardzo dobrze jeszcze zanim spotkali się osobiście. Była też na kilku jego koncertach i prócz podziwu, nic do niego nie czuła. Nie była szaloną fanką. Jej miejsce w przesiąkniętym psychodelią sercu zajmowali już inni. Jednak mimo, że dzieliło ich dobre dziewiętnaście lat różnicy, znajdowali wspólny język. Nie sypiali ze sobą. Nie dała się dotknąć żadnemu mężczyźnie, odkąd rozstała się ze Stevenem. Jeszcze nie. Nie była pewna czy w ogóle chciała wchodzić w inne relacje niż te które mieli teraz. Może spędzali ze sobą więcej czasu niż powinni, ale nie oczekiwała od niego nic więcej nad wciągnięcie kreski i położenie się na ziemi, wsłuchując w boską melodię dźwięków, która porywała ich ciała w różnorakie miejsca wszechświata. I chyba mu też to odpowiadało. Przynajmniej na razie. Odkąd się poznali, przychodził do niej kilka razy w tygodniu, ćpali i po prostu leżeli. Potem był u niej codziennie, aż w końcu stanęło na porannych i wieczornych seansach.

- Ej, Dylan.

- Hm? - mruknęła niezbyt zadowolona z tego, że przerwano jej bezwładne unoszenie się w czasoprzestrzeni. Właśnie brała kosmiczną kąpiel. 

- Wiesz, że Billie uważa, że jestem na dziwkach?

- A nie jesteś? – spytała beznamiętnie, nie odrywając wzroku od sufitu. 

- Ma na myśli ciebie.

- Yhym.

Dylan myślami była gdzie indziej i nie miała zamiaru przejmować się taką błahostką. Przecież latała w kosmosie razem z Dio. A tego nie można było przerywać.

- Kochasz ją? – spytała, po chwili zastanawiającej ciszy. Perry mówił jej kilka razy o swojej żonie, ale nigdy nie mogła wyczuć czy to z poczucia winy, czy innych głębszych pobudek. Niby się nią nie przejmował, ale gdy dzwoniła stawał się dziwnie nerwowy i najchętniej rzuciłby wszystko w cholerę i wracał do domu. A jednak chodził do burdeli. Tak bardzo chcą załapać jakiegoś wenera?, pomyślała, wspominając zachowanie Gunsów czy własnego brata i jego kumpli. Zmarszczyła nos. 

- To podchwytliwe pytanie?

- Nie. Raczej... - dodała po chwili ciszy. Joe głośno odetchnął, a Dylan z zaciekawieniem spojrzała na zegar. Lekko się zdziwiła, widząc, że od przyjścia gitarzysty minęła zaledwie godzina, a mogłaby przysiąc, że co najmniej leżeli tak cztery. Chyba nigdy do tego nie przywyknie. Na haju czas leciał zupełnie inaczej. Rządził się własnymi prawami. Pamiętała jak na ognisku zapaliła skręta i była pewna, że minęło dokładnie czterdzieści pięć minut. Minęło ich zaledwie dziesięć, a już zdążyła stworzyć swój wyimaginowany świat, rozbeczeć się, biegać po lesie, wpaść do strumienia i skręcić jointa trzęsącymi się rękoma swoim dwóm kumplom, którzy zapalili się na pomysł jarania. Przyniosła marychę i musiała dać się prawiczkom ponacieszyć.

-  A ma to jakieś znaczenie? - Perry po raz kolejny wyrwał ją z marazmu. Nie lubiła tego uczucia. zupełnie jakby ktoś wyciągnął ją z gorącej, przyjemnej kąpieli prosto na zimowe powietrze.

- Jeśli ją kochasz, czemu tu przychodzisz? Nie możesz robić tego samego z nią?

- Billie...  - zaczął Joe, ale znowu się zamyślił. Dylan zastanawiała się czy te narkotyki i alkohol tak mu wyżarły mózg, że tak często i długo zbierał słowa, czy od zawsze taki był. - Ona nie zrozumie. Jest genialna w spełnianiu swoich obowiązków, ale nie mogę z nią robić tego, co z tobą.

- Nie pierdol - wymruczała lekko zirytowana dziewczyna. - To twoja żona. Jesteś Joe Perry. Wiedziała chyba z kim się chajta, co nie? Wzięła cię razem z wódką, koksem i dziwkami. Przecież to oczywiste, a ty mi marudzisz, że kobieta tego nie zrozumie?

Joe nie odpowiedział tylko przyłożył skręta do ust i zaciągnął się dymem. Po skończonej czynności bezwładnie podał jointa dziewczynie. Odebrała go od niego lekko zła, że koleś nie raczył oświecić jej odpowiedzią. Jednak czego mogła się spodziewać po przećpanym do szpiku kości czterdziestolatku. Właśnie. Czy on przypadkiem nie był na to za stary? Zerknęła dyskretnie na leżącego obok Perry'ego. Jak na swoje sławne życie trzymał się całkiem nieźle. Gorzej było ze Stevenem, ale on zawsze różnił się od zwykłych śmiertelników. Uśmiechnęła się pod nosem, przenosząc uwagę na sufit.

- Chyba musisz rzadziej tu wpadać - powiedziała po bliżej nieokreślonym czasie wspólnej cichej kontemplacji. - Parę twoich fanek zaglądało w okna, a to jeszcze nie jest mój dom. Erin się przestraszyła.

Od razu przed oczami stanęła jej zdezorientowana twarz Everly, gdy obudziła ją w środku nocy, byle tylko powiedzieć o grupce dziewczyn świecących latarką w okna. Zaspana Dylan owinęła się w stary szlafrok, ubrała na nogi trampki i wyszła z bejsbolem w ciemność, drąc się, że wezwie policję. Spierdoliły, a Bierk weszła do domu, po czym bez słowa oddała kij Erin i wróciła do spania. Mina jej przyjaciółki była bezcenna. Jednak znowu Smith wtrącił się nie w tym momencie, w którym powinien i dziewczyna odetchnęła głośno.

- A czemu nie mieszkasz u siebie? - rzucił.

- Chodzi o... Sebastiana. Mojego brata - westchnęła. - Chcę wrócić I pewnie za kilka dni to zrobię, ale boję się. Boję się jego reakcji. Strasznie go kocham, a on mnie, tylko...

Faza powoli przechodziła. Bierk czuła to całą sobą, przez co zrobiła się nieco drażliwa. Miała ochotę pobyć sama. Lubiła wspólne sesje z Perry'm, ale dziś wyjątkowo ją irytował. A może to ona inaczej się zachowywała?

- Dylan. - Dziewczyna zmarszczyła brwi. Perry praktycznie nie wymawiał jej imienia. Pewnie czegoś chciał albo zanosiło się na poważną filozoficzną rozmowę. A ich stan jak najbardziej temu sprzyjał. Jednak okazało się, że chodziło o zupełnie co innego. - Skoro to taki problem czemu nie pójdziemy do hotelu?

- Bo nie jestem dziwką, Joe. - odparła, lekko się uśmiechając. Na haju stany zmieniały się ze sobą z szybkością błyskawicy. Gdy waliłeś działkę, a potem jeszcze jarałeś, mogłeś być pewien, że przejdziesz przez wszystkie stadia. Od wkurwienia przez miłość po płacz. Uczucia tasowały się jak na loterii i każdy był zwycięzcą.

- A teraz jak to wygląda? - zagadnął Perry, nucąc pod nosem melodię.

- Nie - ucięła Dylan. Mimo, że nie była to idealna odpowiedź na pytanie, zawierała w sobie wszystko, co chciała przekazać. - Naprawdę musisz zwolnić.

Bierk podniosła się powoli, opierając na rękach, po czym spojrzała na leżącego wciąż mężczyznę. Ten patrzył bez przerwy w sufit, ale czując na sobie jej spojrzenie, zwrócił spojrzenie w stronę dziewczyny. Mierzyli się przez dobrą chwilę, aż w końcu czarna potrząsnęła głową, a jej duże kolczyki zatrzepotały razem z włosami, usiadła w siadzie skrzyżnym i potrząsnęła Perry'm.

- Koniec na dzisiaj - zarządziła. - I co najmniej na następny miesiąc.

Po wygłoszeniu swojego rozkazu Dylan chciała wstać, ale Joe złapał ją za nadgarstek i sprowadził na ziemię. Spojrzał jej w oczy i szeroko się uśmiechnął.

- Jeden mach zioła poza kolejką, słodki Jezu - mruknął, podstawiając dziewczynie pod nos idealnego skręta, pachnącego marihuaną i nie tylko nią. Dylan podniosła brwi do góry, patrząc uważnie na gitarzystę, który nie miał zamiaru opuszczać domu dopóki nie zjara porządnie tej panienki. Bierk pokręciła głową, ale w końcu złapała jointa, patrząc zabójczym wzrokiem na swojego towarzysza, po czym odpaliła blanta.


***

Dylan otworzyła oczy. Jak za mgłą zobaczyła raz, dwa, trzy pary oczu, a potem każdą twarz po kolei. Wszystkie schylały się nad nią, a ich właściciele uporczywie się w nią wpatrywali. Zmrużyła oczy i potarła je dłonią. Po chwili obraz zaczął wracać do normy. Zobaczyła Erin, Claire i jeszcze kogoś. Mężczyznę. Jego twarz była skryta w cieniu.

- O, Bożeno... Ale masz wielki nos - mruknęła do niego na wpół śpiąco, by po chwili mocno ziewnąć. 

- Głupia! Dobrze, że się obudziłaś! - Usłyszała głos Erin, a po chwili poczuła mokry pocałunek na policzku i znajome perfumy. Nieprzytomnie skierowała zdziwiony wzrok na dziewczynę.

- Czemu głupia? - spytała. Jednak przed poznaniem odpowiedzi, musiała wstać. Nie wiedziała, gdzie była, na czym leżała, więc wolała jak najszybciej się dowiedzieć. Czuła się niekomfortowo, leżąc tak bezczynnie przed nimi. Podparła się na łokciach, ale zaraz tego pożałowała. Zakręciło jej się w głowie i zamiast stanąć na nogi, przeturlała się na fotel, stojący tuż obok łóżka. - Ops! - wyrwało jej się, gdy próbowała ogarnąć, gdzie była góra, a gdzie dół. 

- Czekaj. Pomogę ci. - Usłyszała znajomy głos i już wiedziała, kim była trzecia osoba. Tylko jak ja się tutaj dostałam? I co to za miejsce?, pytała w myślach, próbując przypomnieć sobie cokolwiek z dnia poprzedniego. Ale im bardziej się starała tym wspomnienia zdawały się oddalać, aż powoli jedno po drugim znikały. Ostatnie, co pamiętała to dom Erin, a to z pewnością nie było lokum panny Everly. - Lepiej?

Podniosła wzrok na stojącego przy niej mężczyznę. Długie ciemne włosy nieco zasłaniały jej widok twarzy, ale i tak wiedziała już kto to. Wyprostowała się, łapiąc jego ręce, które ciągle leżały na jej talii i uwolniła się z uścisku. 

- Dzięki - powiedziała wyzywająco, stojąc naprzeciwko Joe. - Zdecydowanie obejdę się bez pomocy - mruknęła, patrząc uważnie na gitarzystę. - Może mnie olśnisz, co tutaj robię? - dodała, rozglądając się za Erin, ale ta była pochłonięta rozmową z claire. Nie umiała się teleportować, a nie pamiętała, żeby sama tu przychodziła, więc winą obarczyła właśnie Joe. Nie trzeba było więcej jarać, przemknęło jej przez głowę. Dylan skrzywiła się lekko. Perry tymczasem zmierzył ją od góry do dołu i tak kilka razy zanim leniwie rzucił: 

- Kompletnie mi odjechałaś po tym blancie, to wziąłem cię ze sobą na próbę.
Bierk spojrzała na niego pytająco, ale on był zbyt zajęty gapieniem jej się w biust. Westchnęła. Podniosła mu twarz do góry i pokazała, gdzie ma patrzeć.

- Tu mam oczy! - rzuciła. - I leżałam tutaj przez cały ten czas, kiedy wy sobie graliście? - spytała, nie rozumiejąc motywu działania Perry'ego. Jednak nie doczekała się odpowiedzi, bo drzwi pokoju gwałtownie się otworzyły, a do środka wparował nie kto inny jak Steven Tyler w płaszczu w panterkę i różową apaszką na głowie. Z nikim się nie przywitał, tylko podszedł prosto do Claire i momentalnie ją pocałował. Cóż. Dla Dylan nie był to pocałunek, a zamiar pochłonięcia jej przyjaciółki. Oboje wessali się tak mocno w siebie nawzajem, że czarnej było, aż głupio patrzeć. Udawała, że podziwia wnętrze. Zresztą Erin zareagowała podobnie. Jednak Tyler atakował usta Claire tak głośno, że nie dało się skupić na czymkolwiek innym. Na pewno ją połknie przez te wielkie usta i nawet tego nie zauważy, pomyślała, obserwując przedstawienie z zagubionym uśmiechem. Dokładnie w tym samym momencie usłyszała za sobą parsknięcie. Obejrzała się, by natrafić na kpiący wzrok Joe. Wyglądał zupełnie jakby właśnie odczytał jej myśli. I chyba tak było, bo patrzył na nią jednoznacznie.

- Co? - rzuciła,przypominając sobie jednocześnie, że powinna dokupić ozdóbki do swojego stolika.

- Szkoda, że nie widziałaś swojej miny. 

Dylan spojrzała na niego wymownie, więc Joe podniósł ręce w obronnym geście, po czym objął ją ramieniem i skierował się w stronę wyjścia. Dziewczyna chciała zaprotestować, ale Erin podążała ich śladem, więc nie miała wyboru. Dała sobą kierować jeszcze przez długi ciemny korytarz, coś co wyglądało jak salon, potem schody w dół i wreszcie ich wycieczka się skończyła. 

- Ciemno tu trochę - skwitowała, ale coś pstryknęło i z czeluści zaczęły powoli wyłaniać się instrumenty. Pełno gryfów, pałeczek, mikrofonów, kolumn, odsłuchów, kaczek i mikserów. Zbyt dobrze znała ten świat, żeby przejść między tym całym sprzętem bez jakiegokolwiek uczucia. Podeszła do najbliższego basu i delikatnie przejechała dłonią po strunach. Potem zrobiła to samo z mikrofonem. Chodziła tak pomiędzy instrumentami zupełnie jakby witała się ze swoimi dziećmi. Ostatnim przystankiem była perkusja. Dylan stała wgapiona w bębny przez dobrą chwilę. Nawet nie zwróciła uwagi na Erin, która pożegnała się szybko, tłumacząc się spotkaniem. Axl, przeleciało czarnej przez głowę intuicyjnie. Rose'a poznała pierwszego ze wściekłej piątki i polubiła go. Mimo jego wybuchowego charakteru, miała dla niego niekończące się pokłady cierpliwości i chyba to sprawiło, że rudy traktował ją inaczej. Potrafił z nią rozmawiać, a to było osiągnięcie, jak się potem dowiedziała, praktycznie niemożliwe dla zwykłych śmiertelników. 

- Tylko wrócisz dziś na noc? - spytała na odchodnym Everly, patrząc podejrzliwie na Joe.

- Tak, tak. Pewnie. Kupię wino - mruknęła zamyślona Dylan, nie patrząc w stronę dziewczyny. Po wyjściu Erin, podeszła do perkusji i usiadła na stołku. Czuła się jak totalna pierdoła. Gorzej. Nieudacznik. Życiowa porażka. Starała się robić dobrą minę do złej gry, ale wiedziała, że już dawno się przeliczyła. To było silniejsze od niej. Próbowała to zapić, zaćpać, ale nic nie pomagało. Tylko popadała w coraz większy zawód. Długo nie chciała się przyznać do powodu. Ale teraz nie miała wyjścia. Nie powinna tęsknić za Stevenem, ale wszystko w tym pierdolonymmieście przypominało jej Popcorna. Ulice, bary, znajomi, muzyka, nawet wino. A teraz jeszcze to. Popatrzyła krzywo na kocioł i nagle poczuła przypływ nieograniczonej złości. Złapała bęben obiema rękami i cisnęła nim o ścianę. 

- Ty chuju! - wrzasnęła i momentalnie złapała talerz. Pociągnęła go z całej siły i rzuciła przed siebie. - Jak... - Tym razem poleciał werbel. - Mogłeś... - Stojak bębna. - Mi... - Ride trafił w kanapę zagłuszając dźwięk uderzenia. - To... Zrobić?!

Zapomniała o Perry'm, który do tej pory tylko ją obserwował, ale gdy talerz uderzył w ścianę tuż nad jego głową, postanowił powstrzymać tę furiatkę zanim mogłaby stać się komuś krzywda. Jednak trochę to trwało.Bierk odrywała części perkusji po elemencie, powodując nieziemski hałas. I chujowe szkody od czasu kurwa Potopu, pomyślał Joe, próbując dotrzeć do dziewczyny. Gdy ją zobaczył pierwszy raz, nie sądził, że ta kochana hipiska może tak się wkurzyć. I nie musiał pytać na kogo. Robiła taki burdel, że ledwo słyszał własne myśli. Co chwilę krzyczał, żeby się uspokoiła, ale w zamian dostawał pałeczkami albo innymi częściami perkusji. 

- Cholerne gówno! - Usłyszał, a po chwili tuz przed nosem przeleciała mu stopa. - Pierdolona kurwa!

Nie zdążył się odwrócić, gdy kocioł dosłownie walnął go w twarz. Joe złapał bęben, ale nie utrzymał równowagi i poleciał do tyłu razem z instrumentem. Poczuł ból w plecach, a sufit zaczął się kręcić. Po chwili do obrazu dołączyła zmartwiona twarz Dylan. Latała dookoła niego zupełnie jakby był w pralce, a dziewczyna doglądała swojego prania. 

- Tak bardzo przepraszam! - powiedziała, a jej głos mówił, że była naprawdę przestraszona. - Ja... Nie wiem co we mnie wstąpiło. Ja... No, nie chciałam. Wszystko z tobą w porządku? Ile widzisz palców?

I wepchnęła mu pod nos dłoń. Joe starał się zliczyć te wszystkie palce dookoła, ale nie pierdolnęło go, aż tak, żeby nie wiedział, że jedna dziewczyna nie może mieć trzech rąk. 

- Dwa? - mruknął zdezorientowany, próbując pozbyć się pozbyć czegoś, co wbijało mu się w plecy.

- Też dobrze. Chodź - odetchnęła Dylan, pomagając mu wstać. Przeprowadziła go przez cały pokój, posadziła na kanapie i klęknęła przed nim, opierając łokcie na kolanach Perry'ego. Przez cały czas obserwowała Joe czy aby na pewno wszystko z nim w porządku. Bała się, że to bliskie spotkanie z kotłem mogło źle na niego wpłynąć i nie wiedziała, czy koleś za chwilę nie straci przytomności. - Czegoś ci potrzeba? - spytała, widząc, że Joe wraca do siebie. 

Perry odgarnął fale z czoła i spojrzał na dziewczynę. Widział troskę w jej oczach i wiedział, że teraz łatwiej będzie ją wykorzystać. Oj, sama będzie chciała, uśmiechnął się w myślach i wskazał jej półkę przy drzwiach.

- Po lewej jest puszka. Przynieść ją.

Usłuchała. Perry wyjął woreczek, na czarnym stoliku usypał dwie kreski i zwinął studolarówkę, którą nosił w tylnej kieszeni spodni w rurkę. Podał ją Dylan.

- Panie przodem.

14 komentarzy:

  1. Kurwa.
    Denerwują mnie te strony. Za każdym razem jak włączałam na Twojego bloga to mi się wyłączało. ;_______; A na dodatek wywaliłam jogurt na biurku, kiedy zobaczyłam, że dodałaś nowy rozdział. XD
    Ale jestem tu tylko po to, żeby powiedzieć Ci, że bardzo się cieszę, że udało Ci się dodać. A widzimy się jutro, ewentualnie w niedzielę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ło. Wreszcie przywlekłaś się tu z powrotem. Faith wieśniaki tak mają, że rozlewają wszystko... Wróćmy do rozdziału.
    Jest Joe ( mój bóg gitary) jest wszystko git. Ale powiem ci, ze ten rodział był... schizowy? Nie wiem jak to ująć. Te wszystkie przemyślenia achh... po prostu czujesz to. Bardzo fajnie ci to wyszło.
    Szkoda mi Sebcia biednego blondynka. Ale powaliło mnie przemyślenie Axl'a ,,jak ślimak podczas okresu'' umarła... ale powstałam, żeby napisać komentarz.
    Oj no Perry nie wiem co pisać bo wszyscy mi przeszkadzają :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, Eva. Schizowy? No, cóż. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze pisać normalne heh Thx za komentarz. Taki szybki.

      Usuń
  3. Perry wróciłaś! Na szczęście.Już mi się zaczynało powoli nudzić bez opowiadań...
    A właśnie co do rozdziału. Podobał mi się, bardzo, szczególnie ta sytuacja z Sebastianem i Axlem XD Śmiałam się jak debilka, przez co mojaj mama się zmartwiła, że oberwałam piłką na wf czy coś:)...
    No, a co do samej głównej bohaterki, to ja się boję co ona jeszcze może zrobić... Pamiętam, że jak tylko się pojawiła to pomyślałam ''O, w końcu jakaś normalna, spokojna, ułożona postać'' a potem jak przeczytałam, jak rzuca częściami do perkusji to się przeraziłam... Ale jak szaleć to szaleć! XD
    Joe też mnie zmartwił, szczególnie z tym wykorzystaniem...
    No, aczkolwiek dzięki temu jest jeszcze ciekawiej!
    Ano, i liczę na to, że rozwiniesz jeszcze jakiś wątek Dylan - Adler, bo się zastanwiam jak to wszystko się potoczy, czy w ogóle będą jeszcze razem hahahahahahah
    A tak generalnie, to ten rozdział podobał mi się chyba najbardziej. Szczególnie te przemyślenia...
    I była Erin, więc był zaciesz XD Rozumiem, że jak się już nawiązał romans Everly i Rosa to będzie o nich razem więcej? Mam nadzieję, że dobrze rozumiem XD
    Cóż, pozostaje mi czekać na nowy rozdział. Mam nadzieję, że się szybko pojawi:3
    ~ Lili

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zdecydowanie Twoja najdłuższa wypowiedź, Lili! ;D Jestem jak najbardziej na tak, żebyś zostawiała tego typu notki pod rozdziałami ;D No, Axl jest dość specyficzny. Zresztą jeszcze nie wiem, co będzie w następnym rozdziale, bo jadę zupełnie na spontana xD Mam zarys, ale nic więcej. Co chwilę dochodzą nowe pomysły. W sumie nie traktuję Dylan jako główną postać, choć niewątpliwie jest ważna. Główną miała być Debbie, ale wyszło jak wyszło xD Każdy będzie miał swoje 5 minut. Wgl Perry, znaczy Joe, to stara dupa, a taki gnój, nie? xD No, Erin to chyba jedna z lepszych postaci, choć było o niej malutko. Jednak tak, Lili. Rozwinę ten wątek. Postaram się szybko dodać.

      Usuń
  4. Wiem, starałam tak napisać żeby Ci się spodobał i mam nadzieję, że mi się udało :3 XD
    Właśnie, Deb! Ona też była fajna. Błagam Cię żeby to nie skończy się na tym, że pogodzi się z bratem i blablabla... Nie wiem, mogłaby zrobić coś... coś takiego... no nie wiem. Coś żeby było śmiesznie i ciekawie zarazem. Mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi XD
    a co do Perrego to tak, masz racje, ale nadal go uwielbiam XD
    Erin to zawsze wydawała mi się taka poukładana i spokojna, ale pewnie tak nie było xD Tak czy inaczej nie mogę się doczekać, aż bedzie coś o niej, o ile będzie, mam taką malutką nadzieję XD
    Dobra, będę cierpliwie czekała:3
    ~Lili

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, Perry! :D
    Jej, w końcu mi się udało i komentuję, o. Tak w ogóle, to cieszę się, że wróciłaś. Pusto bez Ciebie, tak... cicho jakby. XD Ogólnie to mniej więcej ogarnęłam tutejszy temat, także teraz mogę już fajnie komentować i być na bieżąco. I zaraz wstawię do obserwowanych. A! No i, jak już przy tym jesteśmy, to nie musisz informować - suicide ogarnie, ogarnie :)
    Rozdział mi się podobał.
    Hehe, taki fajny jakiś XD Nie no, ogólnie ten klimat stolika jest taki swojski i miły. Jak Włochy u Parlay! :D I kremik. Naprawdę. Erin jest taka nieogarnięta, ale urocza jednocześnie - pozytywna bardzo!
    Ze śmiechu spadłam z krzesła przy ślimaku z okresem. XD No, dobra - nie spadłam, ale się chichrałam jak głupia :D
    Tak w ogóle Adler mnie wkurza, ale... Ale, ale, ale. Aha! Jak Dylan wyżywała się na perkusji, wymieniając te wszydtkie nazwy to mi przypomniała mojego kolegę - perkusitę - hehe, aż do niego zaraz napiszę. XD
    A Joe to... to... brak mi słów, cholera!!!
    Ech, wiem że komentarz przesadnie krotki itak dalej, ale piszę na telefonie i piszę go na szybko, bo zaraz sobie wychodzę. Następny będzie lepszy, hehe. XD
    Czekam na kolejny, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siemson, Suicide.
      Haha też się cieszę, że mam to wszystko za sobą. I bez Ciebie też jest cicho, dziewczyno heh. Ale dzięki bardzo. Widzę, że płaszczycie się przede mną jak parszywi lizodupcy, ale wybaczę XD KK. Jako jedyna napisałaś, że nie muszę informować. Chyba tylko Ty czytałaś tak naprawdę. Jeszcze trochę namieszam w następnym rozdziale. Odejdziemy na chwilę od Gunsów. Erin nieogarnięta? Gdzie?
      Joe jest z klanu Perrych, więc proszę się odwalić! Po rodzinie nie jeździmy... jasne, Perry. Jasne ;D
      Wybaczam. Ale żeby to było ostatni raz!
      Dzięki za koment, Sui!!

      Usuń
  6. Jestem, Perry i na samym początku zacznę od spraw organizacyjnych. Po pierwsze - Ja jestem w trakcie czytania bloga Parlay od kilku miechów. ;___; Ale teraz się pośpieszę, obiecuję. Po drugie - nie musisz mnie informować. Obserwuję.
    Po tym milutkim wstępie można przejść do rozdziału i gadania o niczym szczególnym, czyli na przykład o tym, że oglądałam wczoraj Kucyki Pony z 1986. ;____; Pamiętam jak byłam mniejsza i oglądałam to w telewizorni... To była bajka, tak samo jak Troskliwe Misie, czy coś. XD Albo - jeszcze całkiem niedawno - Rocket Queens, to były czasy. Piękne czasy, ach, te wspomnienia.
    Kiedy już sobie powspominaliśmy, mogę przejść do rozdziału, bo już raczej wypada to zrobić. Także - Mamy Dylan, dużo Dylan. Ale to dobrze jak dla mojego małego mózgu, bo lubię Dylan, chociaż jest lekko nieodpowiedzialna, w końcu narkotyki i ten związek ze Stevenem, przyjaźń z Joe - o, to już przesada. To ostatnie, tak, no bo z Perry'm?? Tak być nie może, ale są plusy i minusy tego rozdziału. A mianowicie: plusem jest akcja ze Stevenem, kiedy to zaczął zjadać swoją laskę, to mi przypomniał się Disco Ninja. Tak w ogóle, to jak tylko wszedł to ja o tym pomyślałam. XD To będzie już jego znak rozpoznawczy. XD; za to minusem jest to, że Joe nie wie czy kocha Billie. Woli spędzać czas z Dylan, która w tym momencie przestaje mi się podobać. Jej zachowanie, w sensie. Ćpa z nim, choć wie jak to się może skończyć. Jak Joe chce to skończyć. I to mnie przeraża, ta jej głupota. Dlatego w tym momencie mogę powiedzieć tylko - NIE RÓB TEGO, DYLAN. NIE UFAJ MU!!!
    Dalej mamy (i tak idę nie po kolei) Erin i Dylan w akcji. Erin i Dylan w akcji - dziwnie to brzmi jak dla mnie. XD Jakby się tak skradały w super-ekstra tajnych ciuszkach i były na jakiejś misji. XD Ale pomińmy to, naprawdę, musimy to zrobić. XD Jestem zdania, że Erin powinna zabrać Dylan z tego całego towarzystwa, nawet od Stevena i Joe, bo to źle się skończy. Bo z pracy to niekoniecznie, ale od nich to tak, chętnie się na to zgodzę. A teraz tak o czymś zupełnie nie związanym z tematem - Perry, powiedz mi, zrobisz tu Disco Ninje, prawda? XD A teraz pora na coś również związanego z Joe, więc nie robię osobnego akapitu, bo po co. XD Akcja w barze... Boże, do głowy przychodziło mi tylko jedno - wal, Perry, wal! Ale to nie znaczy, że podoba mi się jego relacja z Dylan. O nie. No, ale trzeba przyznać, że dobrze się zachował w stosunku do Sebastiana, był trochę... Zbyt porywczy nasz Bachu, więc się mu należało. No ok, chciał ją stamtąd zabrać, ale raczej nie zaczął tak jak powinien. Na pewno. Na sam koniec wspomnę jeszcze o Stevenie, bo jego związek z Dylan niby jest zakończony, ale ciągle się o nim mówi, co mi się podoba, bo jednak chciałabym aby byli razem. Bardzo. Może wtedy Adler by się nam zmienił? Może po otrzymaniu kolejnej szansy...?
    Teraz, Perry, kończę, bo idę spać. ;____; Ale patrz! Obiecałam, że komentarz będzie albo wczoraj, albo dzisiaj, i jest! Udało się. XD Pisałam go przez kilka godzin z przerwami, bo siostra chciała, żebym jej ściągnęła 2 sezon Muszkieterów i tak jakoś wyszło, że w tym samym czasie był obiad. I ona to włączyła, i po prostu jak już coś zaczęłam oglądać, to nie mogłam wyjść. XD
    Idę już, naprawdę muszę. Oczywiście czekam na następny i mam nadzieję, że będzie dosyć szybko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faith, mój droga. Czekałam tu dziś na Ciebie ;D O. No, proszę. A więc świetnie. I dzięki za odzew! No Perry w dzieciństwie oglądał Film pod starsznym tytułem, Misia i Margolcie, Różową Panterę i Zwariowane Melodię, więc nie orientuję się w bajkach. Jedyne co znam z wymienionych to RQs. I to jeszcze tak tylko pobieżnie. Czytam sobie Twoje wypociny, wrzuty na Perry’ego i dochodzę do Disco Ninjy. To moja słodka tajemnica.
      http://static.tumblr.com/6tp4zdx/JIQm1lhel/tumblr_lyg0etyafb1r1nhd4o2_500.gif
      A co do rozdziału następnego, mam już napisany. Branoc

      Usuń
  7. No i jestem! Z opóźnieniem, ale dopiero dziś wróciłam do domu, so... Dobra, do rzeczy. Rozdział genialny. I piszę to jak najbardziej szczerze. Pewnie już wspominałam o tym, że uwielbiam Twój styl pisania i robi on na mnie ogromne wrażenie, ale powtórzę jeszcze raz, a co! Niech nam Perry obrośnie w piórka! Swoją drogą... Tobie też Perry kojarzy się z jakimś egzotycznym ptakiem? Jakaś papuga czy chuj wie co. Nie, nie, nie, stop.
    Do treści rozdziału...
    > Absolutnie nie uważam, że jest za dużo Dylan. Lubię tą laseczkę i mogę czytać o niej godzinami. Jej wahania nastroju są tego... ciekawe, no! BUT. Stęskniłam się troszkę za hipisowską wersją Perry. Peace, love, empathy i duuuuużo uśmiechu. No ale nic.
    > Chcę... więcej Deb! Proszę?
    > Duff ma dupeczkę? No nie! Ja go z młodą swatałam! Ach, zresztą, co ja pierdolę. Porucha trochę i mu się znudzi.
    > Bach, ty krejzolu! Życie na krawędzi, yolo i te sprawy. Kto mu tak właściwie przyjebał, ej. Perry zapewne. I tego... uhm, niech nasze rodzeństwo się wreszcie pogodzi!
    > Wyobraziłam sobie ten pocałunek w wykonaniu Tylera. Musiał być... soczysty, ekhm.
    > Jeju, uwielbiam Erin w tym opowiadaniu! Dziecinne nastawienie do życia jest urocze, yep.
    > Lubiłam Joe'go do... tego zdania: 'Widział troskę w jej oczach i wiedział, że teraz łatwiej będzie ją wykorzystać.' Faceci, *wzdycha*
    > Izzy, podziel się towarem! Albo nie. Nie wiem czy oglądanie kobiecości stada lasek jest moim marzeniem. .-.
    I tego... pisz szybciutko coś nowego, mistrzu!


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, Rocket. Czekałam na Ciebie. W naszym składzie brakuje jeszcze Parlay, ale ona oczywiście się obija. Jeny! Ale z Was lizodupcy!! Nie, Rocket. Nie kojarzy mi się z ptakiem...
      No, Debbie trochę zniknęła, ale spokojnie. Wróci. Jeny. Ludki, co Wy tak chcecie już swatać? Te Gunsy Wam w dupach poprzewracały! Ot co! A rozdział już jest gotowy, tylko czekamy tu jeszcze na Parlay ;) Dzięki za komentarz!

      Usuń
  8. No to tak. W jednym z pierwszych rozdziałów narrator mówi nam, że Dylan to lasia, która gardzi narkotykami, popala tylko ziółka ale generalnie nie pochwala i nie lubi innych atrakcji. Hm. Skurwiel wszechwiedzący narratorek nasz oszukał? A-ale jak to? Dlaczego? A może to ja czegoś nie skumałam?
    W ogóle cały pierwszy akapit... Kilka pierwszych. Cała scena? Jejkuuu, tak mi się to podobało! Streszczenie historii Bierk w sensie. Tak ładnie, zgrabnie i poetycko to opisałaś, a zarazem... Ło, dziewczyno! Ależ jestem Ci wdzięczna za te wyjaśnienia pod względem czysto ychh.. Organizacyjnym? XD tak. Bo generalnie poprzedni rozdział był taką zagadką. O co chodzi, cóż to za Dejwy Srejwy i inne Perre Farrele Srelle Morele (Pomelo! *o* ale w sumie nwm czemu akurat ono... Co ono tu robi... Ja pierniczeee jak mnie nawala łeb!). I w sumie trochę zasmucał mnie fakt, że przez najbliższy czas nie będę nic rozumieć z całej tej historii. Jak nie przymierzając moi czytelnicy u mnie huehue. (dlatego już ich nie mam .__. ) a tu jebut! Piękne, przejrzyste, epickie, wzniosłe a jakże klarowne wytłumaczenie całej przeszłości panienki Dylan! Idealnie!

    Dalej. Seba w stanie upojenia alkoholowo-jakiegośtam. Również za-je-biś-cie. Naprawdę nie wiem jak ładnie skomentować ten elegancki fragmencik, bo z pewnością nie odda on mojego zachwytu... Ech. Wybacz. Ciężki dzień. Ale ten motyw, w którym zobaczył panienkę! Nope, nie Dylan. Tą pierwszą. OMAJGOSZ. Naprawdę przeprzemegasuperextrazajebiściepięknie napisany! Łoaa, Zbyniu! Jaram się! :o HA! I mój dziadzio! :o co on tam dupeczky wyrywa, co? Ejjj ale serio! Tak mi się żal Bacha zrobiło... Nie ma nic gorszego jak jakiś typ przywalony do obiektu twego zainteresowania. Tia.
    Fajny kibelek hehe
    Oooo Dylan! Ale tego to nie obczaiłam. Jaki, kurwa, krzyk. Płacz? Ja pierdziu... Krzyk strasznego bólu i łzy, bo zaczepił ją jakimś pierścionkiem? No nie wiem. Nie skumałam tego.

    Narrator od strony rudego mnie rozbroił z początku xD
    " zadrwił, chcąc uwolnić myśli od nieprzyjemnej sprawy, jednak zgromiony przez resztę, odchrząknął i poprawił się:
    - Tak tylko pieprzę..."

    http://media2.giphy.com/media/RNgEjvARO4iAw/giphy.gif

    O TO KURWA. Kwintesencja xD

    Duff ma dziewczynę? A wcześniej nie zarywał do Deb czy coś? Nevermind.

    Fragm z Izzem. No poezja. Jak każdy najebny Izz. Chociaż wiesz co? Chyba bardziej śmieszą mnie motywy gdy to ktoś z zewnątrz opisuje jego... Ekhm. Stany xD a może i nie. Nie wiem już! I tak jest epicko, aczkolwiek nie rzygał ani nie umarł... Nie zwichnął nadgarstka...

    https://fbcdn-photos-d-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xpa1/v/t1.0-0/529273_563120590375240_73349213_n.jpg?efg=eyJpIjoidCJ9&oh=d7b2ef8a82abb1b446f02632cd494b92&oe=554A737B&__gda__=1431457355_05f90f7ea867ca567299bb77e0ad07de

    Omajgod, no kolejna epicka scena! Ta z Joe. No serioo, mega jest, znów pięknie opisana i w ogóle. Ej, ale skąd Dylan go zna?! To się lasia zakreciła... Janesi, Gnr, Aero... Jakby rzekł Czarek z Abstra NO NIEŹLE. Ona tam tylko jarała, tia? Czy coś grubszego poszło? Jak tak to gościówki nie ogarniam. Na początku wydawała mi się taką meeegamega pozytywną bohaterką przy narzekającej Deb, a teraz już mam mieszane uczucia. Tzn dalej ją uwielbiam i nie chodzi mi o dragsy, ale ogółem wydaje się dość niezrównoważona. Jeszcze na chwilę obecną jej nie ogarniam.

    Steve w płaszczu w panterkę <3 Steve <3 w panterkię <3 ORGAAANKI! Kochom Cię, stary wypierdzie! D:
    Oho. Ale że Joe zarywa do Dylan? A że ona go nie chce? Ej no, lasia narzeka. Kawałek o lubieniu się z Axlem przykuł moją skromną uwagę. Ej! Ej! Bo fajnie. Ktoś musi w końcu go lubić. I on kogoś. Jakoś w Twoich opowiadaniach nie czuję do niego obrzydzenia, dziwne...

    Nie wiem co napisać o końcówce. Trochę dziwna, ale lecę dalej z koksem bo to zależy co będzie dalej ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, miałam nadzieję, że się ucieszysz lub przynajmniej zauważysz, że wytłumaczyłam co nieco. Co się działo w trakcie. A Twój dziadunio to taki dupcojebnca przecie. Btw ostatnio mi się śnił znowu. Wtf? Wgl utknęłam nieco w martwym punkcie z Aero, bo co chwila zmienia mi się koncepcja na opowiadanie także, serio życz szczęścia w dalszym pisaniu. A Sebastian to chyba mój ulubiony ero z tej opowieści xD Co z tego, że nie był taki w realu? No, ej. Mogę? Kurwa mogę! Grazie! a cała reszta sukinkotów może iść się jebać! Mam nadzieję, że ogarniesz następny rozdział, bo ten komentarz wcale nie jest do dupy, Parlay. Nie wiem, co Ty chcesz wgl od siebie. I nie. To nie jest ironia. Ale przecież, wiesz, że Perry ->
      http://media.giphy.com/media/aLe5JCBeFz2x2/giphy.gif

      Usuń