Perry:
Ze względu na moje lenistwo w rozdziale wszystko zostaje jak było.
No, prócz muzyki i końcówki.
Kto zgadnie, co to za zespół?
Dla Faith. Jako zadośćuczynienie.
Nie urywa dupy długością i przebojowością,
ale serio nie mam ochoty pisać długich.
8. You Shook
Me All Night Long
- No i gdzie
on mógł pójść? - zastanawiała się na głos, patrząc się głupio w ścianę nad
głową Izzy'ego. - Może należy do mafii i mają teraz jakieś tajne zebranie?
Chłopak musiał
słuchać jej domysłów od ładnej godziny, a że był zbyt osłabiony, nie mógł
wykrzyknąć, że już go chuj obchodzi gdzie mógł pójść Duff i że raczej wiedział,
dokąd skierował swoje kroki piękniś. Jednak Debbie nie mogła wpaść na to od
dobrej godziny. No, kurwaaaa,
myślał czarny, przeklinając chwilę, w której wziął te pieprzone tabletki. Teraz
zamiast słuchać Adler, mógłby bawić się na dole. Gratuluję, zjebie. Westchnął zrezygnowany i gapił się
dalej w sufit, starając się nie słuchać paplania dziewczyny. Już próbował
powiedzieć jej żeby się zamknęła, ale gdy schylała się do niego, starając się
zrozumieć co tam bełkocze, zawsze kręciła głową i mówiła:
- Nic nie
rozumiem. Ale chyba wiem, dokąd jednak poszedł Duff!
Przewrócił
oczami. W ciągu następnej pół godziny odzyskał na tyle siły, by podnieść
spokojnie rękę. Super, stary.
Naprawdę odlot, pogratulował sobie w myślach. Debbie nawet tego nie
zauważyła. Jej usta ruszały się bez przerwy i Izzy'emu przyszedł do głowy zły
pomysł. Przez jakiś czas bił się z samym sobą czy to aby nie samobójstwo, ale
usprawiedliwił się tym, że przecież dziewczyna nie musiała tam z nim siedzieć.
Udał, że stara się coś powiedzieć i gdy dziewczyna schyliła się do niego,
szybko złapał ją jedną ręką w talii, a drugą za szyję i pociągnął do siebie.
Debbie pisnęła, gdy chłopak obrócił się i położył ją na swoim miejscu, podczas
gdy sam leżał na niej z szerokim uśmiechem.
- Izzy
Stradlinie - zaczęła karcąco blondynka. - To wcale nie jest zabawne.
- A kto
powiedział, że jest? Może w końcu przestaniesz tyle gadać - uśmiechnął się do
niej ponownie i zdjął okulary. - To tylko seks. Nic więcej. Zero związku, zero
zobowiązań - mówił, patrząc się lekko zdezorientowanej dziewczynie w oczy. -
Jesteś jeszcze dziewicą? - spytał przed rozpoczęciem ich własnej imprezy. Nie
miał zamiaru później stawać przed wkurwionym Adlerem, po tym jak pozbawiłby
jego siostrę dziewictwa.
- Wiesz, to
bardzo głupie pytanie - żachnęła się nagle Debbie, wyzbywając się wszelkiego
zaskoczenia zachowaniem Izzy'ego. Teraz wręcz patrzyła na niego wyzywająco. -
Tylko seks. Zrozumiałam, panie Stradlin.
Uniosła kącik
ust ku gorze, a Izzy odpowiedział jej szerokim uśmiechem zadowolenia. Rozsunął
jej ręce na boki i przycisnął od razu nadgarstki. Debbie szybko poczuła jego
usta na swoich. Jednak nie był to zwykły, taki sobie całus na grę wstępną. To
był pocałunek przez duże P. Taki co sprawia, że dziewczynom miękną kolana i
zapominają kim są. Izzy całował ją zachłannie i namiętnie, tak jakby usiłował
zmiażdżyć swoimi wargami jej. Zaraz po tym poczuła jego język we wnętrzu swoich
ust, zmuszając ją równocześnie do uprawiania dzikiego tańca w ich wnętrzu.
Potok śliny sprawił, że utonęła w tym pocałunku jeszcze głębiej. Tymczasem ręce
chłopaka znalazły się na jej drobnych piersiach i po chwili usłyszała jęk
niezadowolenia. Domyśliła się, że Izzy trafił na przeszkodę jaką był stanik.
Jednak szybko sobie z nim poradził. Wsadził dłonie pod koszulkę i pozbawił
dziewczyny stanika, nie odkrywając jej perełek całkowicie. Złapał je i zaczął
bawić się nimi, doprowadzając Debbie do szaleństwa samym swoim dotykiem. To
ściskał, to znów głaskał, a blondynka jęczała co chwilę głośno, zajmując się
tylko tym, co robił z nią chłopak. Izzy zjechał ustami z jej warg na szyję,
muskając ją delikatnie. Debbie otworzyła szerzej oczy i zmierzyłam czarnego
wzrokiem polującej lwicy. Szybko ściągnęła z niego czarną, przylegającą bluzę,
nie czekając na pozwolenie. Zaczęła masować dłońmi jego klatkę piersiową, gdy
Izzy znowu złapał jej ręce i położył wzdłuż ciała. Nie chciał, by mu na razie
przeszkadzała. Teraz już wędrował ustami po jej piersiach. Słyszał jak
przyspieszył jej oddech, a równocześnie serce zaczęło bić jej mocniej. Czuł to,
całując jej piersi. Całował je, czasem wbijając w nie zęby, przygryzając czy
ssąc sutki. Debbie prężyła się pod nim lekko, ale miał dziś zamiar doprowadzić
ją do samego końca, aż będzie krzyczała jego imię. Jeszcze będzie błagała go o
więcej. Gdy przeniósł się z wyżyn na jej płaski brzuch, Deb zaczęła wydawać z
siebie ciche pomruki. Izzy jeszcze takich nie słyszał, ale były one tak
podniecające, że muskał jej brzuch tylko po to, żeby ich nie przerywała. Jednak
w pewnym momencie usłyszał jak Debbie mruknęła z zaskoczenia, gdy zaczął się
zabierać za jej spodnie. Nie planował być delikatny. Miał zamiar się odegrać na
tej małej gadule za ostatnie półtorej godziny, które dłużyły mu się w
nieskończoność. Jeśli jeszcze raz usłyszałby imię Duffa, pewnie sturlałby się z
łóżka i wyskoczył przez okno. Szybko więc zsunął z blondynki spodnie. Zaraz po
nich i jej majtki walały się gdzieś po pokoju. Nachylił się, by przejechać
ustami po wewnętrznej stronie jej uda, a potem rzucił jej krótkie spojrzenie.
Debbie miała zamglony wzrok i rozchylone usta, które od czasu do czasu
otwierała szerzej, by złapać oddech.
- Teraz
trzymaj się, dzieciaku - rzucił, a jego ręka zaraz znalazła się na kobiecości
blondynki. Z satysfakcją stwierdził, że była wilgotna i gorąca. Dziewczyna
jęknęła, gdy tylko ją dotknął. Izzy pieścił ją, wydobywając z dziewczyny coraz
głośniejsze jęki z czasem przeobrażające się w krzyki.
Debbie była
pewna, że za chwilę straci przytomność. Wiła się spazmatycznie i próbowała
łapać oddech, podczas gdy czarny ją rozpracowywał. Myślała, że oszaleje lub nie
wytrzyma do końca. Jednak nie chciała, by przestawał. Pod sobą czuła dudnienie
od puszczonej na cały regulator muzyki. Mogła tylko za nią dziękować. Gdyby
Steven ją usłyszał, zabiłby ją samym spojrzeniem. Nagle coś nią wstrząsnęło i
dziewczyna doskonale wiedziała, co to było. Już dwa lata nie czuła orgazmu.
I nie były to dojścia tego rodzaju. Zapomniała jak to jest stracić rozum,
płonąć wewnątrz a jednocześnie czuć się doskonale. Nie. To słowo nie pasowało
do tego stanu. Nie było w dodatku odpowiedniego określenia, tego co przeżywała.
Izzy z
zadowoleniem patrzył na rozanieloną minę dziewczyny, która jeszcze łapała
oddech po orgazmie i napawała się nim. Wiedział, że teraz nadchodzi jego kolej.
Jednak nie przewidział, że Debbie będzie miała na tyle siły, by zacząć dobierać
się do jego spodni. Szarpała je, usiłując je rozpiąć. Chłopak pomógł jej, po
czym znowu popchnął na poduszkę. Rozchylił jej nogi, a stopy położył na swoich
ramionach. Jednak zanim się porządnie rozłożył, spojrzał dziewczynie w oczy i
mruknął, pochylając się nad nią, by usłyszała go przez muzykę dobiegającą z
dołu:
- Mam
nadzieję, że za rok nie dostanę wezwania do sądu.
Debbie
spojrzała na niego z krzywym uśmiechem i przyciągnęła do siebie.
- Dylan!
Wstawaj! Co ty kurwa robisz?! Chcesz, żeby cię coś przejechało?!
Sebastian stał
naprzeciwko Heavenhouse i patrzył z niedowierzaniem na dziewczynę przed sobą.
Nie poznawał jej. Nie. To na pewno był tylko jakiś kiepski żart! Ona nie mogła
być jego siostrą! To po prostu było niemożliwe! Dylan po wytoczeniu się z
samochodu usiadła na ulicy i ciągnęła bez przerwy whiskey. I to nie pierwszą
butelkę. Bach nie przestawał do niej mówić. Jednak dziewczyna nie zamierzała go
słuchać.
- Kurwa! Wstawaj! - krzyknął rozpaczliwie, łapiąc czarną pod pachy i ciągnąc do góry. Widział światła nadjeżdżającego samochodu. Kurwa, żeby to tylko nie były suki, myślał, próbując postawić siostrę. Jednak ta ledwo trzymała się na nogach, a jedynym ruchem jaki wykonywała było podniesienie butelki do ust. - To cię zabije! - warknął, wyrywając jej whiskey z ręki i wyrzucając gdzieś daleko. Wszyscy „silni” bardzo szybko upadają, kiedy życie da im kopa. - Coś ty ze sobą zrobiła!? - krzyknął i szarpnął nią, by otrzeźwiała choć na chwilę, gdy oboje weszli już do mieszkania. A właściwie kiedy przywlekł Dylan z ulicy jak ostatniego menela. Nie chciał, by ktokolwiek widział ich kłótnię. Chciał zaoszczędzić ludziom widoku nieźle przegrzanej Dylan. I zaoszczędzić również i jej późniejszego wstydu. Mogła mieć wyjebane na opinię publiczną, jednak nie wyobrażał sobie, żeby jakieś pojeby pokazywały ją potem palcami. Na samą myśl rozjuszył się jeszcze bardziej.
- Nic! -
odkrzyknęła niemrawo, starając się wyszarpnąć rękę ze stalowego uścisku brata.
- Ty głupia
idiotko! Masz zamiar ćpać, bo jakiś jebany skurwiel, który traktuje swoją
siostrę jak szmatę cię zostawił?! - wrzeszczał na nią, mocniej zaciskając dłoń
na jej ramieniu. Wiedział, że sprawia jej ból, ale sądził, że może dzięki temu
chociaż w pewnym stopniu się otrząśnie. Ale dlaczego tak się tym przejmowała?!
I dlaczego do kurwy nędzy on tak się tym przejmował?! Przecież to nie była ich
sprawa tylko Adlera i tej jego małej siostry! Właśnie. Gdyby nie ona, Adler nie
zrobiłby awantury, a Dylan... Adler! Chciał zajebać tego skurwiela za to,
co zrobił Dylan! Kurwa! Dlaczego ona?!
- Moja sprawa!
- Wyrywała się coraz mocniej, próbując stanąć na nogach o własnych siłach, ale
wychodziło to jej z marnym skutkiem. Sebastian widział jak oczy zachodzą jej
łzami złości, ale nie poluzował uchwytu.
- Jesteś moją
kurwa siostrą! Martwię się!
Patrzył na
dziewczynę ze złością spowodowaną troską. Czemu sobie to robiła? Przecież
zawsze była taka poukładana, wiedziała, co trzeba zrobić, pomagała mu. Gdy
ściągała go nawalonego z afterparty, przyrzekała, że to ostatni raz. Ale potem
zawsze była, gdy jej potrzebował. Dogadywali się jak nikt inny. Ludzie
zazdrościli mu takiej siostry, A teraz? To chyba niemożliwe, że kochała tego
spedalonego gnoja tak bardzo, że sięgnęła po coś, czego nienawidziła przez całe
życie?
- Odpierdol
się ode mnie, ćwoku! Idź popieprzyć jakieś kurwy, a mnie zostaw w spokoju! -
wykrzyczała mu w twarz z oczami pełnymi nienawiści. Na te słowa chłopak cisnął
nią o ścianę, nie panując nad swoimi ruchami. Dylan nie krzyknęła jednak, tylko
upadła na ziemię, a nogi rozjechały jej się bezwładnie. Wydawało się, że
rozpłacze się na dobre, ale tylko podniosła głowę. - Wszyscy jesteście tacy
sami! Nienawidzę cię! - krzyknęła przez łzy i wybiegła z domu, trzaskając
drzwiami.
Sebastian stał
zbyt oszołomiony, by zrobić cokolwiek. Nie wiedział, co powinien. Miał za nią
pobiec i przytulić czy zostawić w spokoju? Do tego ją uderzył... Uderzył własną
siostrę. Swoją kochaną Dylan. Boże. Co się dzieje?!, spytał sam
siebie, ukrywając twarz w dłoniach. Nie pamiętał, kiedy ostatnio płakał.
Praktycznie zapomniał jak to się robi. Jednak była to jedyna forma jego
działania, której nie mógł powstrzymać i na którą się zdobył. Ciągle miał przed
oczami Dylan ciskającą w niego nienawiścią. Czy ona powiedziała to wszystko, bo
tak myślała, czy to emocje i alkohol? Bach, pedale! Przestań! Ale...
Nie wiem. A może to była prawda? Prawda, w którą tylko on nie mógł
uwierzyć. Czy był zwykłym skurwielem, pieprzącym wszystko co miało cycki i
potrafiło chodzić? I Adler. Kurwa! Pierdolony skurwysyn! Jezu,
pieprzony dom wariatów! Jak on mógł pozwolić na coś takiego?!
Dylan... O, Boże. Gdzie ona teraz poszła? Może do jednej ze swoich
przyjaciółek albo... A pieprzyć to!
Podszedł do
szafki i wyjął z niej butelkę wódki. Szybko ją otworzył i upił porządnego łyka.
***
Obudziła się rano przygnieciona ręką Stradlina. Debbie dotknęła głowy, czując, że wielodniowy ból głowy zniknął. Chciała wstać, ale bardzo jej się nie chciało. A w dodatku nie musiała iść do szkoły ani robić innej debilnej rzeczy, więc opadła na poduszkę z powrotem. Czuła się wyśmienicie, a uśmiech sam się pchał na usta. Dopiero po chwili przypomniała sobie, co działo się w nocy. No, to teraz Steven będzie miał pole do popisu, pomyślała, odrzucając lekko rękę chłopaka. Może lepiej by było gdyby wyszła, bo jeszcze ktoś wejdzie i ich przyłapie? W sumie i tak już jakoś nie ciągnęło jej, żeby zostać. Powoli wstała i szybko poczuła jak żołądek ściska ją z głodu. Cicho otworzyła drzwi i ruszyła do czegoś, co miało być kuchnią. Gdy weszła przez pozbawioną drzwi framugę, przy blacie zobaczyła niską farbowaną blondynkę o niezbyt idealnej figurze. O ile się nie myliła, była to ta sama dziewczyna, z którą widziała Slasha. Robiła... kanapki? Debbie od razu pomyślała o Dylan. Ciekawe czy Sebastian zdołał ją ogarnąć?, spytała sama siebie, przypominając sobie stan, w jakim była w nocy brunetka. Jednak przerwała jej dziewczyna Slasha. Odwróciła się, a Deb ujrzała duże ciemne oczy oraz wąskie malinowe usta, które wygięły się w uroczym uśmiechu.
- Cześć.
Ehm... Jestem Pola. Dziewczyna Slasha. Zgaduje, że to ciebie wczoraj wspominał.
- Nie mylisz
się. - Debbie miała mieszane uczucia co do nowego nabytku Mulata, ale ugryzła
się w język. Ta blondwłosa dziewoja wyglądała na typową sucz. Nie mogła
przestać myśleć o Dylan, z którą tak dobrze się dogadywała. Jednak Pola
patrzyła na nią wyczekująco, więc bąknęła:
- Czy to
zapach świeżej wędliny?
Usłyszała
cichy śmiech blondynki, od którego zaczynała boleć głowa.
- Tak... Byłam
na zakupach.
- To już wiem,
czemu Slash cię przy sobie trzyma - wyrwało się jej, ale Pola nie wyglądała na
inteligentną i tylko ponownie się zaśmiała i podała jej kanapkę. Tosty z Dylan... - Gdzie moje maniery? Tak w ogóle...
Deborah Adler.
Debbie wytarła
brudną od masła rękę w spodnie i podała ją Poli. Ta tylko spojrzała zdziwiona
zachowaniem Deb, ale z lekkim wahaniem w końcu podała jej dłoń.
- Słyszałam.
Kotek mówił, że nie jestem tu jedyną kobietą. Siostra jego kumpla, prawda?
- Niestety...
Nieważne. Jesteś stąd?
Rozmowa się
nie kleiła, a Deb pościła mimo uszu zwrot 'siostra jego kumpla'. Tak potwornie
tęskniła za Dylan i jej psychodelicznym hipisowskim pokojem, przesiąkniętym
zapachem skrętów. Do tego spokojnego Heavenhouse...
- Tak.
Znaczy... Nie do końca, ale mieszkam tu praktycznie od dziecka. Także uznajmy,
że tak. Pracuje jako striptizerka w Whisky a Go Go. Tam się poznaliśmy z misiem
tydzień temu.
Miś, kotek.
Może jeszcze promyczek. Debbie
skrzywiła się lekko, wytrącona ze wspomnień.
- Hm... Miło.
Gdy skończyła
jeść kanapkę, wytarła dłonią usta i mruknęła:
- Pyszna, ale
muszę iść.
Po czym bez słowa wybiegła na zewnątrz, zostawiając dziewczynę samej sobie. Musiała pomyśleć. Albo chociaż pobyć sama. Spacerowała
bez celu, przytupując czasem do piosenki, którą nuciła pod nosem. Zdawało się,
że był to któryś z utworów zasłyszanych u Dylan. Deb przystanęła. Idealna
brunetka dosłownie stanęła jej przed oczami. Jej uśmiech, gesty i seksowny
głos, któremu żaden mężczyzna przy zdrowych zmysłach nie mógł się oprzeć.
Powinna pójść do Heavenhouse i zabrać stamtąd swoja torbę. A może Dylan uzna to
za cios poniżej pasa? Albo już jej biedna Hari leży na śmietniku przed domem Bierków?
Pewnie Dylan nie będzie jej chciała widzieć po tej całej głupiej akcji z
Sebastianem... Westchnęła głęboko, gdy złapała się, że ciągle wraca myślami do
wersu piosenki, którą podśpiewywała.
Dziewczyna podniosła twarz do słońca i
zamknęła oczy. Dylan. Nawet nie poczuła, gdy w tej samej chwili ktoś ją trącił.
Czuła tylko lekki ciepły wietrzyk na policzkach, który zdawał się kryć
wszystkie odpowiedzi, których szukała.
***
Przepychała się między ludźmi, byle tylko
dotrzeć jak najbliżej sceny. Koncert się skończył, zespół zszedł już na backstage, a
bydło zaczęło powoli kierować się w stronę wyjścia. Jednak nie ona. Drobniutka
dziewczyna z niebywałą uporczywością kierowała się do przodu. Musiała. Nie
miała innego wyjścia. Przeciskała się naprzód mimo zawrotów głowy i halucynacji. Jednak nie tylko jej marne położenie kazało jej tam
przyjść. Tęskniła. Przed tym jak zaczęła się spotykać ze Stevenem, razem z tą
mocno pieprzniętą czwórką tworzyli na swój sposób oryginalną rodzinę. Chociaż
poznała ich zupełnie przypadkowo niecałe trzy lata wcześniej w jakimś barze,
zżyli się ze sobą na tyle mocno, że spędzali praktycznie każdą wolną chwilę
razem. Dylan towarzyszyła im przy tworzeniu pierwszych piosenek, razem opijali koncerty, razem głodowali i jarali więcej niż wódz Apaczów, Nawet mieszkali przez pewien czas w jej domu. Jednak potem Perry poznał jakąś dziewczynę, pozostała trójka bez ustanku
komponowała, a Erin pewnego dnia zabrała ją do pewnych znajomych z Hollywood. Gunsi mimo swojego uroku i szaleństwa nie dorównywali jednak jej starym przyjaciołom. Dla Bierk ta wyobcowana grupa chłopaków była bliższa niż ktokolwiek inny. Prócz
brata. Dylan stanął przed oczami Sebastian wrzeszczący na nią jak na ostatnią
szmatę. Kochała go, ale nie potrafiła mu wybaczyć tego, co zrobił. W tej chwili
go nienawidziła. I nie zamierzała wracać. A przynajmniej jeszcze nie teraz. O ile w ogóle wrócę, przemknęło jej przez myśl, gdy już dostała się pod
scenę. Chwiejnym krokiem przedostała się za nią, gdzie znalazła czwórkę znanych
muzyków, kręcących się przy sprzęcie. Czując ilość władowanego w siebie
alkoholu i ketaminy, dziewczyna przysiadła na jednym ze wzmacniaczy i czekała,
aż mdłości miną. Do tego to dziwne odczucie jakoby jej ciało już nie należało do niej. Była poza nim. Unosiła się na oceanie nieskończonej nicości. Wszystko zaczynało ją pochłaniać. Czuła, że faza nadchodzi, a ona nie potrafiła się jej przeciwstawić. Jeszcze chwilę. Daj mi jeszcze chwilę, błagała w myślach.
- Dylan?
Bierk podniosła głowę, by spojrzeć na tak
dobrze znaną sobie twarz gitarzysty.
- Siemasz, piękny. - Uśmiechnęła się, wiedząc, że dotarła do celu, po czym zapanowała nad nią ciemność.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDuff piękniś? Mmmmm wodzionka.
OdpowiedzUsuńAhahahaha biedny Stradlin! XDD masters po prostu. Normalnie widzę już tą biedną, zrezygnowaną mordkę jak z wysiłkiem próbuje powiedzieć Adler żeby spierdalała i już, już prawie się udało... Jeszcze troszkę...
http://media0.giphy.com/media/NxLWZYEM4l5ug/200_s.gif
TAKI CHUJ hehe. Ale wiemy, dokąd poszedł Piękniś! :) To najważniejsze. Co nie, Izz? XD łooo ale teraz to Isbello ma pomysła, dobrze, dobrze kombinujesz stary! Zaraaaz. Zdjął oksy? To on tam w tym mroku leżał w ciemnych okularach? Da fak? Co on, kierwa, Nikkolas? Pora dnia nie może być silniejsza. Albo zapalenie spojówek. A może... Może to światło wcale nie było zgaszone, ale parlay cosik popierniczyła? ;__;
Seksyyyy
http://data3.whicdn.com/images/152380604/large.gif
Hie. Tak na poważnie to woow, łoaa, man! Zajebiście Ci to wyszło ojaoja! Mega! W ogóle że z Izzym?! Obstawiałam Sebka. I kierwa, dobrze! Mój, mój, mój ci on, chrzaniony dark knight!
http://data1.whicdn.com/images/151115917/large.jpg
No i pięknie. W ogóle na samym początku Stradlin szeroko się uśmiecha. Aww no biczez, ten mruk? Ej ale kocham jak ten typ się szczerzy. Takich zdjęć /filmików z zacieszem Stradlina jest choleeernie mało, a są takie słodkie! No, także. Plus za ten szczękościsk. A potem? Łosz Orzeszki, no cudnie, serio staruszku, dojebałaś elegancko. Erotyk pierwsza klasa jak się patrzy, o!
"Jeśli jeszcze raz usłyszałby imię Duffa, pewnie sturlałby się z łóżka i wyskoczył przez okno." - hahha no nie mogę z tej sytuacji xD
Potem mamy Dylan i Sebę. Cholera no.. Co z wami, ludy? Musicie wszyscy się napierdalać? Bach ją uderzył? Hm. No to powiem tak. Na początku moja morda to taki wytyf, no kierwa utłuc Krula Perrych za takie traktowanie kobiecin, Bogu Ducha winnych heroesów, no! Co to ma być?! Że Adlerowie to jeszcze. Ale ci?! Ale tak rozkminiam i wiesz co? To w tym wszystkim jest takie... Fajne, prawdziwie amerykańskie, zaskakujące - to, jak idealnie przedtsawiasz tych rock 'n' rollowych pojebusów. Naprawdę! I nie chrzań mi, że to opowiadanie jest nudne, bo jest GE.NIAL.NE. Już po paru rozdziałach mamy masę akcji, spięć, zwrotów... No bajerancko!
Pola? Co to za imię? xd "Miś, kotek. Może jeszcze promyczek." Ej no fuu, weź bo się porzygam! Co to za płód w ogóle? xd Ale co do promyczka... To już zawsze mi się będzie kojarzyć z Tomowym określeniem na Perry i jego wyszczerzoną, psychopatyczną mordą <3
Oho, a co to? Dylan i jej ekipa. Aerosi?! Czy kierwa, kto? To nie za stare dziadki? Perry... Może to jakiś kuzyn Perry'ego? XD albo w sumie i zwykły Perry... No bo przecież na tym nagłówku to Perry zajmuje najwięcej miejsca i jest największy. Pszypadeg? Nie sondze!!! (to nic że to parlay wytworzyła ;_;) Uhuhu, robi się ciekawie. Co Ty chrzanisz, dupo, non stop jest ciekawie! Świetnie! :D ejej, pipka nie chce wybaczyć Sebie. No jo. Ale Adlerowi to mogła... Szkoda, że Pudelek okazał się sukinsynem jak na razie. Serio żałuję.
Ach no iiiii no i no i zaskoczyło mnie, że Baz już ma Parisa. On sam jest jak bachor! Dlaczego się nim nie interesuje?
Tyle pytań.... Tak mało odpowiedzi :CC
Buzi :*
Starałam się wjebać w stradlinową postawę trochę tego pojebania i nie wiem jak mi wyszło. W każdym razie mi się tam podoba xD Identycznie jak Ty, Parlay wyobrażam sobie jego wysiłki ‘Może teraz. Może teraz! Może teraz!’ Hahaha biedny xD
UsuńWiemy? Ale ten gif z Perry’m jest wspaniały! Aż się wyszczerzyłam do tego laptopa jak chora psychicznie. E-e… Nieważne (?) A Sixx niech spierdala od tego opowiadania! xD Nic tu po tobie, chłopie! Poszedł won! A co do szekszów to nie z Bachem. Nieee. Znowu zbyt przewidywalnie. Ale w sumie nawet nie pomyślałam o tym tak naprawdę xD ale już ciszko. A z tym sturlaniem się, to chyba mój ulubiony fragment. Tak narcystycznie zajechało, ale uwielbiam go ;D wyobraź to sobie ahahah Ale bez przesady. Szekszy nie były wybitne.
Parlay. Przecież tam wszyscy się napierdalali xD amerykańskie ahahhahaha no, nie mogłam z tego XD pozostawiam to bez komentarza. A co do promyczka to mi chyba też bd się kojarzył z Lee… O, Bożeno.
Resztę pozostawiam bez komety.
Melduję się!
OdpowiedzUsuńSprawa ma się tak. Dzisiaj wzięłam się za Twojego bloga i przeczytałam cztery czy tam pięć rozdziałów. Daj mi tydzień i wszystko nadrobię. A potem podsumuję długim komentarzem ;)
Ps: Ten blog też ląduje w Polecanych, opowiadanko wciąga!
O. No pięknie. Jednak odnalazła się moja zguba :D Stary skład Wielkiej Szóstki powraca? Dam Ci spokojnie czas, więc się nie denerwuj. Dam tylko jeden rozdział i będę czekać :)
UsuńNo, Ty też jesteś wciąż w Hell House ;D